Dziennik Serafiny/Dnia 23. Maja
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dziennik Serafiny |
Rozdział | Dnia 23. Maja |
Wydawca | Księgarnia Gubrynowicza i Schmidta |
Data wyd. | 1876 |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Parę dni dał mi Radca wypocząć po pogrzebie, ledwieśmy się przez ten czas widywali przechodząc; dziś rano, z tym uśmiechem na pozór dobrodusznym, zimnym.... trochę strasznym, wszedł do mojego pokoju... widocznie mając mi coś do powiedzenia...
Nie lubię go u kolebki mojego Stasia — trwożę się, gdy nań patrzy, poprosiłam go więc do mojego pokoju...
Obejrzał się wprzódy bacznie, nim począł rozmowę...
Widziałam, że coś ważnego ma mi do powiedzenia i że mu to nie łatwo przychodzi..
— Kochany Stryju, rzekłam — proszę cię, bez ogródki... znacie mię trochę... bądź otwartym ze mną.
— Myli się kochana synowica, odparł, ja — niemam tak dalece nic ważnego, i nic... trudnego do powiedzenia... Wszystko, dzięki Bogu, jest uregulowanem, według jej życzeń... Kochana pani masz dożywocie na całym majątku, w razie gdybyś o nowych związkach nie myślała — masz opiekę nad synem aż do jego pełnoletności... masz pomocników w nas, jakich sama wybrałaś sobie... Idzie tu tylko teraz... o to...
— O co, panie Radco...
— Za życia Oskara... kochana pani, rzekł — inny mógł być skład naszego dworu... otoczenia...
Kaszlnął —
— Czy nie znajduje pani, dla własnego spokoju, dla oka ludzkiego, dla zabezpieczenia się na przyszłość, potrzeby, poczynienia zmian jakich?
Spojrzał tak na mnie, żem się zarumieniła.
— Pani mnie zrozumiesz — rzekł ciszej... pomyślawszy, rozważywszy, nawet mnie wytłumaczysz.
To mówiąc wstał i wyszedł...
Niestety! zrozumiałam go od pierwszego słowa.. Żąda aby się Opaliński oddalił.
Będzie to wielką ofiarą — ale dla Stasia niema czegobym nie uczyniła. Ma słuszność, świat niepowinien posądzać jego matki, nad jego kolebką żaden cień nie zawiśnie...
Tak — on musi się oddalić — choćby mi serce pękało... bom się do niego przywiązała...
Z oczów jego widzę, że co innego wi[1] — jestem wolną... Lecz gdybym poszła za niego, cóżby powiedzieli ludzie? żem uświęciła dawne stosunki nowym ślubem... Nie — to być nie może... Mamże mu to powiedzieć? — w jaki sposób?...
Nie chcę myśleć o tem...
Po obiedzie Radca znowu przyszedł do mnie.
— Miałem słuszność czy nie? zapytał...
— Niestety — przyznać wam ją muszę — rzekłam cicho...
— Nie jestem tak okrutnym, abym wiekuistego rozdziału wymagał... lecz... wypada...
— Weźmiecie to na siebie? zapytałam, jesteście opiekunem, łatwo znajdziecie powody, pretekst...
Zamyślił się trochę... — Nie wiem — rzekł — prawdziwie niewiem, jakby było lepiej, to potrzebuje rozwagi.. Ale rzecz sama nie cierpi zwłoki...
Na tem się skończyło... Nie wyszłam już do salonu wieczorem... Staś mnie tłumaczył... Przy nim i z nim mi najlepiej. Serce mnie nie boli, gdy patrzę na niego.