Dziennik Serafiny/Dnia 5. Listopada

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Dziennik Serafiny
Rozdział Dnia 5. Listopada
Wydawca Księgarnia Gubrynowicza i Schmidta
Data wyd. 1876
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Dnia 5. Listopada.

Baron Molaczek widocznie ma jakieś myśli, bywa często... bardzo nawet... ale uważam, że więcej się stara o pozyskanie sobie Ojca, niż mnie... Papa co tylko od niego posłyszy, nie utrzyma długo i mnie przynosi. Mam więc codzień jakieś nowe pobudki do cenienia wysoko tego człowieka... Ojciec powtarza mi co od niego słyszy o Lobkowitzach, Schwarzenbergach, Lichtensteinach, Dietrichsteinach i wielkich rodzinach, z któremi jest za pan brat... U jednego z Arcyksiążąt ma być niemal domowym... Cygara z nim palą po obiedzie. Ojcu łzy stoją w oczach, gdy o tem mówi — w końcu wzdycha:..
— Co to za człowiek!
To pewna, że ten tajemniczy Koniuszy, ze swem dziko brzmiącem nazwiskiem, więcej mi się podoba niż wszystka młodzież nasza... Niepodobna przecie zakochać się w nim — bo ani wiek, ani powierzchowność, nie przyciągają — ale za towarzysza podróży ku wyższym sferom, gdyby kiedy ambicja owładła — przewodnikiem zdaje się doskonałym...
Nigdy nie pragnęłam tego świata dworskiego, tych blasków — ale, zaczynam go być ciekawą.
Baron jakby to przeczuł, czy zrozumiał, opisuje mi dworskie fety, ceremoniał uroczysty — powagę, którą jest przyobleczona ta starożytna dynastja — świat ten dziwnie oryginalny, czujący swe posłannictwo i spełniający je z namaszczeniem... Wygadałam się przed nim, że byłabym ciekawą choć z dala się temu przypatrzeć; zaręcza, że gdybym przyjechała do Wiednia, wyrobił by mi z łatwością i prezentację u dworu i bilety na wszystkie bale, cercle, dworskie przyjęcia i zabawy...
Suknie moje przyszły pocztą z Paryża... W istocie są przepyszne...
Jest w nich ten wdzięk niewynaśladowany, który tylko mistrzowska ręka nadać może. Jedno nic, zmięty gałganek, rzucona od niechcenia podpinka... guziczek... tyle nadają charakteru, taką mają fantazję... Można powiedzieć, że suknia paryzka została tchnieniem jednem stworzona, gdy nasze fabrykaty klejone są mozolnie, czuć w nich pot czoła, pod którem myśl się obracała leniwo i tchórzliwie.
A! to lila z popielatem! co to za arcydzieło... Posłałam po Józię, aby admirowała... Klękła przed nią, załamała ręce i — osłupiała...
Takiego smaku niema nikt, tylko faiseur paryzki — to darmo...
Papa nadszedł właśnie, gdyśmy admirowały, a że czasami ma gust, unosił się. — Dodał tylko:..
— Wystawże sobie na ramieniu tej sukni, u boku krzyż gwiazdzisty... order, cyfrę!!
I roześmiał się. Józia na mnie wielkiemi spojrzała oczyma, jam ruszyła ramionami.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.