Dziennik podróży do Tatrów/Podhale. — Wieś Łopuszna
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dziennik podróży do Tatrów |
Wydawca | B. M. Wolff |
Data wyd. | 1853 |
Druk | C. Wienhoeber |
Miejsce wyd. | Petersburg |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały rozdział Cały tekst |
Indeks stron |
Ponieważ niemożemy puścić się daléj, obeznajmy się nasamprzód z tém, co nas najbliżéj otacza.
Wieś Łopuszna leży na połowie prawie drogi między Czorsztynem i Nowymtargiem, nad brzegiem Dunajca; przebiega przez nią także potok tegoż co i wieś nazwiska.
Wieś dosyć wielka, skupiona częścią największą ku Dunajcowi, w części rozsypana pojedynczemi chatami po górach, które się natychmiast odewsi poczynają i rosną stopniami do niepospolitéj wysokości. Góry te są na północ wsi i wchodzą do składu pasma, które osłania całą północną stronę Nowotarskiéj doliny. Widok w tym kierunku zamknięty jest górami bliskiemi i krótki w porównaniu do widoku na południe i zachód: na południe olbrzymie grono Tatrów, na zachód takoż góry o wiele razy odleglejsze niż Tatry, niższe od nich, ale uwieńczone wysokościami Babiéj gory i Żywca.
Wieś Łopuszna jest własność obszerna; grunta jéj w niektórych kierunkach rozciągają się do dwóch godzin drogi; w górnéj części prześliczne lasy, odwieczne, pełne drzew wszelkiego rodzaju, mianowicie buków, jaworów i t. p. między lasami liczne polany; część dolna, płaszczyzna naga, w części nieprzydatna na nic dla moczar i torfów: a nawet miejsca uprawiane z wielkim trudem, skąpo wracają nakład uprawy; rolnictwo zatém jest tu rzeczą podrzędną, zysk z niego prawie żaden; najważniejszym jego przedmiotem owies i ziemniaki. To samo na całém Podhalu. Główny dochód dziedzica podobnéj wioski jest wynajmowanie polan na wypas trzód i pędzenie wódki. Właściciel Łopusznéj ma także gorzelnią. Mimo tych wszystkich niedogodności, mimo ziemi nieurodzajnéj, pańszczyzny małéj, czynszów także nie wielkich, mimo podatków najuciążliwszych, można przy dobrym zarządzie i roztropnéj oszczędności, prowadzić życie wygodne a nawet składać kapitał. Moi gospodarstwo należą właśnie do téj liczby rządnych i dostatnich właścicieli. Życie domowe skromne, ale zaspakaja dostatecznie konieczne potrzeby człowieka: niema w niém zbytku, niema wykwintności, ale nie widzisz niedostatku, nie czujesz braku czegokolwiek.
Dom drewniany w stylu rodzinnym wszystkich naszych dworów szlacheckich; obszerny, porządnie i mocno postawiony, przyozdobiony krytym gankiem, jak wszystkie nasze ganki, a na ganku poboczne ławki do siedzenia, jak to wszędzie u nas widziemy, mieści wygodnie całą rodzinę, która oprócz gospodarstwa, składa się z ojca saméj pani T... żyjącego jeszcze, trojga dziatek i krewnéj panny.
Przed domem dziedziniec przestronny, mający po lewéj ręce domu drugi domek mniejszy, czyli oficynkę, gdzie kuchnia i mieszkanie służących, z prawéj osłoniony budowlami gospodarskiemi.
Dom ocieniają z przodu i boków piękne jesiony. W tyle domu ogród niewielki, ale dosyć starannie utrzymany; zdobi go nawet alea świerkowa bardzo cienista, bardzo miła do przechadzki, zwłaszcza podczas upału. Tuż pod ogrodem bieżąca woda, a nieco o podal, w jednym z kątów ogrodu, rodzaj altany ogrodowéj, pozioma, niewielka, o jednym pokoiku i sionkach, ale ustronna, samotna, bardzo dla mnie ponętna. Patrzy ona jedném ze swoich okienek na północne góry i ma niepospolicie ładny widok, patrzy więc nań ciągle a razem słucha szumu niedalekiéj wody, co się bystro przewala przez kamienie które ją chcą zatrzymać. Ta chatka mnie jest oddana, w niéj odtąd moja główna kwatera. — Dziękuję moim gospodarzom; nie mogli mi w lepszy sposób okazać swojéj dla mnie dobroci. Jestem z niéj rad jak zdobywca z nowo-podbitego kraju, lepiéj rad. — Dobrze mi w niéj, dla tego daję jéj miejsce w tych zapiskach.
Ale ją opuszczę na chwilę, aby powitać jeszcze jedną budowę, któréj niegodzi się pominąć; jest to tutejszy kościołek. Stoi on niedaleko dworu nad samym Dunajcem. Niepozorny, nie wielki, a należy do owych rzadkich pomników religijnych naszego kraju, które z powierzchowności gasną przy olbrzymach gotycyzmu, ale mieszczą w sobie więcéj Ducha Śgo jak większa część owych podziwianych gmachów: jestto tajemnica architektoniczna naszego ludu chrześciańskiego. Kościołek ten jest jeszcze jeden z owych kościołków modrzewiowych, które sięgają swoim wiekiem pierwszych czasów chrześcijaństwa w Polsce. A że należy do téj rodziny, świadczy rok 1240, wyżłobiony na jednéj z jego belek. Ma on i organy; już je słyszałem.
Szkoda, że nie każdéj niedzieli słyszéć je można, bo Łopuszna niema stałego proboszcza. A chciałbym częściéj je słyszéć; tak błogie zrobiły na mnie wrażenie, tak rzewne, pośród nabożeństwa przy tym ołtarzu skromnym, gdzie przez tyle wieków powtarza się tajemnica boskiéj ofiary, śród tych ścian wątłych a mocniejszych niż budowa niejednego narodu; w atmosferze modlącego się ducha tego ludu, który kolanem swojém odnawia odwieczne ślady pobożności naddziadów swoich, i oddaje się Bogu, jak oni przed wiekami oddawali się w tém samém miejscu.