Dziewczyna o złotych oczach; Proboszcz z Tours/Od tłumacza
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Od tłumacza |
Pochodzenie | Dziewczyna o złotych oczach; Proboszcz z Tours |
Wydawca | Biblioteka Boya |
Data wyd. | 1935 |
Druk | Zakłady Wydawnicze M. Arct S. A. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Dziewczyna o złotych oczach stanowi trzecie z opowiadań[1], objętych we francuskiem wydaniu wspólnym tytułem: Historja trzynastu. I tu, jak w tamtych częściach, dzieje owej fantastycznej „trzynastki“ niewielkie mają znaczenie: pozatem że widzimy Ferragusa, z pękiem wytrychów wnikającego do (tajemniczego pałacu, mogłoby się obyć bez tego udziału. Henryk de Marsay nie potrzebowałby należeć do tajnego związku (o czem zresztą Balzac w późniejszych Utworach zapomina), alby być jedną z najciekawszych, najbardziej niepokojących postaci Komedji Ludzkiej. Jest też faworytem samego Balzaka: zakochany w jego urodzie, zuchwalstwie i wdzięku, pisarz przebacza mu wszystko i chowa go do najwyższych przeznaczeń. Oddaje mu wszystkie kobiety. „Powiedzmy na pochwałę kobiet, że miał wszystkie, których raczył pragnąć“, oto zdanie, które jakby mimowoli wyrywa się moraliście Balzakowi. De Marsay to przyszły mąż stanu[2], premjer gabinetu po rewolucji lipcowej (Kontrakt ślubny, Córka Ewy). Przeobrażenie to jest bardzo znamienne dla pojęć Balzaka o człowieku: wartość ludzką stanowi dlań siła motoru, transmisja jest kwestją okoliczności. Jedynie człowiek mierny nie będzie dlań nigdy niczem. Mimochodem rzucona jego uwaga o owych „porządnych ludziach“, którzy są plagą państwa, jest bardzo znamienna. Jestto jedno z owych powiedzeń Balzaka, odsłaniających śmiałość jego myśli, zawsze wybiegającej poza sferę zdawkowej moralności. Nam to przeobrażenie dandysa w męża czynu dosyć powinno trafiać do przekonania: czyż nie mamy najładniejszego przykładu takiej metamorfozy w naszym księciu Józefie?
Niemniej uderzająca jest charakterystyka owego księdza, który wychował i stworzył młodego Henryka. Ten „prałat, wspaniały typ ludzi, których genjusz ocali Kościół katolicki, apostolski i rzymski, zagrożony obecnie wskutek słabości swych rekrutów i zgrzybiałości swoich arcykapłanów“, mógłby być dosyć niewygodny tym, którzy chcą widzieć w Balzaku (na wiarę zresztą jego enuncjacji) filar katolicyzmu. Ale w gąszczu Balzaka tyle jest rzeczy, spojrzenie jego jest tak wielostronne, że każdy bierze z jego dzieła to co mu się nadaje, a zapomina łatwo o czem innem. Konfrontować Balzaka z Balzakiem, to jedna z bardziej interesujących rozrywek.
Dziewczyna o złotych oczach jest zarazem ciekawym przyczynkiem do zrozumienia kompozycji Balzaka i jego pozornych błędów kompozycyjnych. Spójrzmy na ten początek, mailujący dantejskie kręgi Paryża. Wstęp ten, zdawałoby się, niewiele ma wspólnego z samem opowiadaniem. Balzac, chcąc powiedzieć że świeża i młodzieńcza twarz jego bohatera musiała odbijać od fizjognomij spotykanych w Paryżu, tłumaczy czemu te fizjognomje są takie: i opis ten rozrasta mu się pod piórem w potężny obraz, zbędny może tutaj, ale jakże niezbędny w całości Komedji Ludzkiej! Wciąż instynktownie Balzac komponuje dla całości.
I znów w tym utworze mamy owego Balzaka, w którym poeta-romantyk, indywidualista, zmaga się z zaciekłym analitykiem życia, przyrodnikiem jego objawów. Po wstępie, sporządzającym, z ową dokładnością jaka zawsze będzie cechowała Balzaka, bilans każdej namiętności, wchodzimy niespodzianie w świat bajki, w jakąś dziwną, przepojoną zmysłowym czarem historję. Jakże daleko jesteśmy od balzakowskiego realizmu przy owej Paquicie, gdy to dziecko chowane w paryskim haremie, nie wiedzące nic o świecie, przemawia do kochanka tym stylem:
„Jeżeli chcesz wybrać schronienie godne nas, Azja jest jedynym krajem, gdzie miłość maże rozwinąć skrzydła...“
Te rozkoszne dzieciństwa, te przekrwienia wyobraźni, znów odsłaniają nam innego Balzaka. Są to w jego dziele oazy, które ten niestrudzony wędrowiec stwarzał sobie sam dla wypoczynku. Skojarzenie prawdy i marzenia, trzeźwości i szaleństwa, czyni go tak pełnym człowiekiem, tym który mógł napisać istotną Komedję Ludzką.
Dla balzakistów dodać należy, iże ów tak drobiazgowo opisany „ponsowy pokój“ jest wiernym opisem własnego pokoju Balzaka w owej epoce, urządzonego wedle jego smaku. Ten pokój, wymarzony przez miłość dla zazdrosnej i zbrodniczej rozkoszy, był w istocie pracownią i celą wielkiego1 samotnika. „Zmęczenie, wysiłki, walki, bóle głowy, kłopoty, wszystko to się rozgrywa w czterech ścianach owego białego i różowego buduaru, który znasz z opisu w Dziewczynie o złotych oczach“, pisze Balzac do pani Hańskiej.
Na tam ostatniem opowiadaniu kończy się owa historja trzynastu, której ślad ginie w dziele Balzaka. „Te trzy epizody, pisze Balzac w swojej nocie, są jedyne, które autor może ogłosić. Co się tyczy innych dramatów tej historji, tak płodnej w dramaty, da się je opowiedzieć między jedenastą a dwunastą w mocy: ale niepodobna ich napisać“.
Pierwsze wydanie Dziewczyny o złotych oczach opatrzył Bazac następującym komentarzem:
Co się tyczy dwóch innych epizodów, dosyć osób w Paryżu znało ich aktorów, abyśmy nie potrzebowali objaśniać, że pisarze nie wymyślają nigdy nic. Wyznanie to złożył pokornie wielki Walter Scott w swojej przedmowie, rozdzierając zasłonę, którą się tak długo spowijał. Nawet szczegóły rzadko należą do pisarza, który jest mniej lub więcej szczęśliwym kopistą. Jedyna rzecz, która należy do niego, kombinacja wydarzeń, ich rozmieszczenie literackie, stanowi zazwyczaj słabą stronę, którą krytyka skwapliwie atakuje. Krytyka nie ma racji. Nowoczesne społeczeństwo, równając wszystkie stany, oświetlając wszystko, zniosło komizm i tragizm. Historyk obyczajów jest zmuszony, jak tutaj, brać, tam gdzie je znajdzie, fakty zrodzone z tej samej namiętności, ale które się zdarzyły wielu osobom, i zeszyć je razem aby stworzyć pełny dramat. Tak więc, zakończenie Dziewczyny o złotych oczach, przy którem zatrzymała się rzeczywista historja opowiedziana przez autora w całej jej prawdzie, owo zakończenie jest w Paryżu faktem perjodycznym. Chirurgowie szpitalni znają tragedje tego miasta, gdyż medycyna i chirurgja są powiernicami szaleństw do jakich przywodzą namiętności, tak jak prawnicy powiernikami dramatów zrodzonych ze starcia interesów. Prawdziwe dramaty i komedje naszej epoki rozgrywają się w szpitalu lub w kancelarji prawników.
I znów Proboszcz z Tours (bohater tego opowiadania jest bratem — i jak prawdziwym bratem! — Cezara Birotteau) pokazuje nam, jak zawodne byłoby chcieć wytyczyć ewolucję Balzaka wedle epok jego twórczości. Gdy ta Dziewczyna o złotych oczach, stworzona w latach 1834 — 1835, tyle ma młodzieńczego romantyzmu, Proboszcz z Tours, pisany dwa lata wprzódy, posiada już cechy najdojrzalszej twórczości Balzaka. Jest to arcydzieło panowania nad tematem; zarazem wykazuje już w całej pełni to, co będzie najistotniejszą zdobyczą, niemal wynalazkiem Balzaka: zdolność dramatyzowania codzienności, wyolbrzymiania zdarzeń, które są drobne i poziome dla obojętnych, ale które dla swoich bohaterów zawierają pełnię ludzkich wzruszeń i namiętności. Twórca umiejący w nich czytać wyczyta te same lekcje i te same prawdy, co w najpatetyczniejszych księgach historji. I właśnie zestawione razem, dwa te utwory (oba spolszczone po raz pierwszy), dają nam klucz do zjawiska: BALZAC.