Dziewiczy wieczór (Zapolska, 1903)/Scena IV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dziewiczy wieczór |
Podtytuł | akwarela sceniczna w jednym akcie |
Część | Scena IV |
Pochodzenie | Teatr Gabryeli Zapolskiej |
Wydawca | Redakcya Przeglądu Tygodniowego |
Data wyd. | 1903 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała sztuka |
Indeks stron |
Służąca. Proszę starszej pani — panna Janka przyszła przez kuchnię.
Babunia. No to niech wejdzie!
Służąca. Ona mówi, że chce się widzieć z panienką.
Babunia. Cóż to za komedya — może panienka ma do kuchni do niej wychodzić? (idzie do drzwi i woła). Janko! Janiu!... a chodźże tu. (Służąca poprawia świece w kandelabrach i wychodzi).
Janka (wchodzi; słuszna, wysoka panna, bardzo ładna, blada i wzruszona — odziana ciemno w żakiecie i czapeczce na głowie.)
Babunia. Cóż tam robisz w kuchni?
Janka (całując w rękę babcię). Ja chciałam...
Babunia. No co? chciałaś się widzieć z Tosią? Nie można, fryzyer ją czesze...
Mysia. Patrzaj Janka jaka sukienka, to na ślub dla Tosi.
Janka (zagryzając wargi). Bardzo, bardzo ładna.
Babunia. Dlaczego ty nie ubrana? idźże do domu — ubierz się i przyjdź. A pamiętaj, zupełnie biało, bo to dziewiczy wieczór Tosi. To wszystkie musicie być białe, jak stadko gołębi... to już taki zwyczaj... panieński wieczór! dziewiczy wieczór!...
Janka. Ja chciałam... chciałam koniecznie widzieć się z Tosią...
Babunia. Powiadam ci, że fryzyer ją czesze. Po co ci widzieć się z Tosią? Masz jej co do powiedzenia?...
Janka. Tak...
Babunia. No to jej powiesz jutro... albo nie, powiesz jej tam kiedyś po ślubie...
Janka. Nie... nie... ja jej to muszę powiedzieć jeszcze przed ślubem...
Janka (jak w gorączce). Ja muszę... ja muszę...
Babunia (ze znaczeniem). To trudno, moja droga. Nic z tego wszystkiego nie będzie, wyperswaduj to lepiej sobie.
Janka (zmieszana). Ale... pani nie wie co ja chcę Tosi powiedzieć.
Babunia (po chwili). Może nie wiem, w każdym razie dla mnie bliższa Tosia niż ty moja droga i ja nie dam krzywdy jej robić... Lepiej rozpogodź czoło i przypatrz się sukni... co? jakie koronki...
Janka (z goryczą). O tak! wspaniała... Tosia jest bogatą panną, może sobie za swój posag kupić nietylko koronki ale i... (urywa).
Babunia. Ha!... to trudno... zdaje się, że do końca świata będą bogate i biedne panny. Trzeba się zdecydować na rezygnacyę — a ty zawsze zazdrościsz bogatszym.
Janka (z bolesną ironią). Pani wie, że jeśli chciałam mieć pieniądze, to nie po to, aby sobie kupić męża, ale dlatego, aby wyjechać na studya i stanąć o własnych siłach, ale teraz mi wszystko jedno i o co innego chodzi, co zaś do rezygnacyi to słowo, ale zastosować je w życiu trochę trudniej.
Babunia. Dlaczego? skoro się ma wiarę w sercu a w duszy poczucie własnej godności.
Janka (zapatrzona przed siebie). Są okoliczności, w których kobieta traci wiarę i dumę.
Babunia. Dumę... może. Ale wiarę nigdy! a zresztą ja już kobieta starej daty — gdy miałam zmartwienie, umiałam się wypłakać i pomodlić w kącie... Ale ja jeszcze czytałam książkę do Nabożeństwa Dunina — to co innego.
Janka. Ja tego nie potrafię!
Babunia. Wiem to, wiem. A szkoda, szkoda, ze łzami przy modlitwie uraza spływała i ja nigdy nie byłabym (ze znaczeniem) chciała cudzego nieszczęścia. (Janka milczy). Sądzę, że lepiej będzie dla ciebie, Janka, gdy nie będziesz się widzieć sam na sam z Tosią.
Janka (która chwilę wpatrywała się w fotografię mężczyzny na biurku). O! muszę, muszę widzieć Tosię.