[364]
b) Dziwny deszcz (sirwenta).
W stolicy, nie wiem już której,
Spadł deszcz tak dziwnej natury,
Że na kogo tylko prysły
Wody krople, stracił zmysły.
Każdy — powiadam — zwaryował,
Prócz jednego, co się chował
Wtedy w domu i w złowrogą
Ową burzę drzemał błogo;
A gdy przespał nawałnicę
I gdy wyszedł na ulicę,
Stanął w zdziwieniu niemałem,
Widząc dziwnym zdjętych szałem:
Ten w przebraniu szedł, ten nago,
Ten do nieba pluł z powagą,
Ten kamieńmi tłukł o ścianę,
Ten na sobie darł sukmanę.
Ten sąsiada bił z zacięciem,
Ten uroił, że jest księciem,
I trzymał się dumnie w boki;
Ten wyprawiał dziwne skoki,
Ten klął, ten do bicia rwał się,
Jeden płakał, drugi śmiał się;
Jeden pleść bez związku zacznie,
Drugi krzywi twarz dziwacznie.
On, widząc rzecz tak ciekawą,
Ogląda się w lewo, w prawo,
Rozumnego gdzieś ażali
Niema?... Wszyscy zwaryowali.
Dziwi się im niewymownie,
Ale oni jemu równie:
Widząc go, że w szał nie wpadał,
Myśleli, że zmysły stradał.
Ten go zrani w twarz, ten w szyję;
Padł na ziemię, tłum go bije,
Ten podepce, ten go kopnie;
Chciałby uciec, zbit okropnie.
Ten go szarpie, ten przysiada.
Pognębiony, wstaje, pada.
Pada, wstaje, krew zeń ciecze,
Ledwo do dom się zawlecze
Obłocony, napół żywy,
Że im uszedł z rąk — szczęśliwy.
Ta przypowieść jest o świecie
I o was, co w nim żyjecie.
(Edward Porębowicz).