<<< Dane tekstu >>>
Autor Teofil Lenartowicz
Tytuł Edwardowi R.
Pochodzenie Nowa lirenka. Część I
Data wyd. 1859
Druk Drukarnia Karola Kowalewskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała część I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
EDWARDOWI R.
na




Na Ukrainę chciałem kiedyś bieżyć,

By piersi tchnieniem stepowém odświeżyć,
I szare orłów tam zobaczyć stado
Które na wielkiéj przestrzeni żyć rado.
Chciałem się z dumą poznajomić ruską,
Z koniem tabunnym, z rybą srebrno-łuską,

Przyjrzeć się naszym Taśminom i Bohom,
I proch, rycerskim pokłonić się prochom.
Chciałem dobieżyć aż nad Czarne morze,
Kozaka sobie kędy znajdę może,
I po porohach z kozakiem czy z sumem
Na czarne morze wyleje się z szumem.
I dawaj hulki! — takem ja to marzył,
Takem ja myślał — los inaczéj zdarzył.
Mazurską duszę ku światu się rwącą,
Naturę świeżą, dziwnie kochającą,
Bujną jak zieleń naszych mokrych lasów,
Pełną zapachu i ptasich hałasów,
Los niepoczciwy zapędził w pustynie,
Związał, zostawił, rzekłszy: niech tam zginie!

I tak z całego szczęścia dymek próżny,
I smutna piosnka na lirze podróżnéj,
Komarza nuta, co się przekomarza
Śpiącemu chłopu pod płotem cmentarza.
Pieśń nie kunsztowna, rzecz swojéj roboty,
Nie stać człowieka na lepsze, mój złoty.

Ot! lepiéj spojrzcie, tam o co się świeci
Jak srebro żywe, i tak leci, leci...
To morze; — owo niebieskie jak z farby,
To gór Sabińskich tak się ciągną garby,
A do gór samych i morza, step goły
Kędy leniwe włóczą się bawoły,
Zwie się Kampanią, lecz nie wiada czemu,
Bo się to zowie pustką po naszemu.
To, gdzie te palmy, mieszkanie Cesarzy,
W których dziś sobie liszka gospodarzy;
To niżéj krągłe, okrutne dziwadło
Gdzie krwi niewinnéj siła kiedyś spadło,
Za to, że ręce w górę podnosili
I tak im ciekły łzy, że aż je pili.
Nie przymierzając jak sieroty nasze,
Co mają także niebo za poddasze,
Ziemię za łoże, a mgłę za okrycie;

Oj! życie ludzkie, biedne życie, życie!...

Włochy to wszystko, Italia prawdziwa
Powietrze takie że się człek rozpływa.

Cyprysy rosną, ale ja zaś wolę
Naszą przy drodze stojącą topolę,
Bo to i szumi w powiewie wietrzyka
I paw też złoty na niéj czasem krzyka.

Wszystko Italia! laury, bukszpany,
A mnie aż pachnie borek nasz kochany,
Gdzie rosną brzozy nasze w białéj korze,
I myślę sobie o tém..... Boże! Boże!.....





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Teofil Lenartowicz.