[259]CXIX.
Egzamen.
W pewnéj szkole pomiędzy pracującą dziatwą,
Był chłopiec co się uczyć nie chciał w żaden sposób,
Ale za to posiadał wymowę tak łatwą,
Że przez nią miał prym czasem i u starszych osób.
[260]
Na każde zapytanie bez namysłu chwili,
Odpowiadał co ślina do ust mu przyniosła,
A ludzie, którzy złudy pozorom wierzyli,
Widząc spryt, nie dostrzegli pod tym blichtrem osła;
Zdolność jest, powiadano, a to grunt u chłopca,
Ona kończy wsze sprawy jak w pacierzu amen,
Przy tak rzadkiéj zdolności, choć mu praca obca,
Wytrzyma niezawodnie z chlubą swój egzamen.
Nadszedł popis. „Ile części posiadamy mowy?”
Pyta się pan profesor. „Dwie, z odmiennym głosem:
Wrzaskliwą, gdy hucznemi kto przemawia słowy,
I cichą, kiedy człowiek coś szepce pod nosem.”
„Zapominasz o trzeciéj, ta się w grammatyce
Nazywa bezsensową, tyś wymienił taką:
Teraz mów jakie główne są w krajach stolice?”
„W Anglii Rzym, w Szwecyi Praga, a w Prusach... Monaco.”
„Coraz lepiéj — więc powiedz dobitnie i jasno,
Co to znaczy cieśnina?” „Panie profesorze,
Cieśnina, to jest kącik, w którym bardzo ciasno,
Gdzie się człowiek wsunąwszy poruszyć nie może.”
„Wybornie! a zaś teraz nie ustając w trudzie,
Z nauk cię przyrodzonych zagadnąć wypada:
Do jakiego rodzaju liczą pszczołę ludzie?”
„Do ssących, bo ssie miody, gdy na kwiatach siada.”
„Dosyć już — twych postępów mam obraz dokładny.”
Zakończy nauczyciel spojrzawszy surowo:
„Z czelności znakomity, a z nauki żadny,
Więc zostań bez promocyi i ucz się na nowo.
Wiedza nigdy się sama z siebie nie wytworzy,
Trza ją nabyć; szych każdy od złota wyróżnia:
Źle gdy tępe pojęcie, ale stokroć gorzéj,
Kiedy głowa otwarta, a w téj głowie — próżnia.”