<<< Dane tekstu >>>
Autor Natalia Dzierżkówna
Tytuł Ela
Podtytuł Powieść współczesna, odznaczona na konkursie „Biblioteki dzieł wyborowych.“
Wydawca Księgarnia A. G. Dubowskiego
Data wyd. 1903
Druk Warszawska Drukarnia Estetyczna
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


A w Szumlance od dnia tego zaszły dziwne zmiany. Coś jakby się psuć zaczęło w ogólnej, niezamąconej harmonii.
Nawet pogadanki pod kasztanem straciły swój urok.
Edward stał się zamyślony, znowu jak ślimak zasklepił się w sobie; unikał spojrzeń pytających Elizy; drażniły go żarciki Stefana, drażniło to, że tu wszyscy są za normalni, a on jeden stracił równowagę moralną; wydawało się, że między nim a tamtymi ziemia się otwarła. Tak bywa po silnem trzęsieniu ziemi: otwierają się szczeliny, rozszerzają coraz bardziej, oddalając od siebie to wszystko, co przed chwilą było blizkiem, łącznem.
I ból mu sprawiała ta rozterka.
Pomiędzy paniami Skalskiemi i Elizą zapanował też chłód pewien. Ela nie poczuwała się do żadnej winy, jednak wiedziała, iż hr. Michał, wyróżniając ją, tem samem rzucił ów cień na serdeczny, niczem dotąd niezamącony stosunek jej z Zosią.
Było to niby nic, a jednak cień istniał niewątpliwie. Szczególniej w postępowaniu pani Skalskiej oziębłość wielka uczuwać się dawała.
— Stanowczo, Eliza „te fait ombrage“ — rzekła raz do córki, — wolałabym, abyś miała przyjaciółkę, której mniejby chodziło o kokietowanie i odbijanie ci konkurentów. Przecież taka Horoszkiewiczówna nie powinna sobie nabijać głowy takim hrabią Morlińskim; swoją drogą swemi minkami „de Sainte Nitouche“ ogromnie go od razu za serce chwyciła. Ty zaś bez wątpienia podobałaś mu się z początku, ale nie umiałaś jakoś utrzymać w nim tego nastroju...
— Więc cóż, według mamy, miałam robić? — zawołała Zosia niecierpliwie — prawić mu może komplimenta i czułości?... Udawać rozkochaną?... Czy też trzymać się z daleka, cedzić słówka przez zęby, lub rumienić się o byle co, jak Eliza?... Bo ja, doprawdy, nie rozumiem, czego mama chce ode mnie. Jestem jakam jest i już! A jeśli mu się nie podobam, mniejsza o to!
I to mówiąc, kręciła się, przed lustrem poprawiając rozwichrzone jasne włosy, układając suknię; zdziwiona w gruncie rzeczy, jak taki hr. Michał nie poznał się na jej greckim nosku, ślicznej cerze, na tym „sznycie,“ jaki miała bez wątpienia.
— Bo czemże właściwie bierze Eliza?... Ładną tak bardzo znów nie jest, rozmowną mniej jeszcze; dobrą jest, prawda, niezmiernie, ale na to trzeba ją tak znać, jak ja ją znam — mówiła sobie, — a przecież takie rzeczy tylko przy bliższem poznaniu zauważyć można. Swoją drogą z jego strony było nawet nietaktownie tak wyraźnie okazywać, że do „Iskierki“ nadaje się lepiej Ela ode mnie!... Skąd on wiedzieć może?... Ale woli po prostu ją ode mnie, to widoczne.
— Fantastyk jakiś być musi ten hr. Michał! — zawołała głośno i z pewnem lekceważeniem. — Nie wiem, co mama w nim upatruje nadzwyczajnego!
— Może nawet i fantastyk — odparła matka w zamyśleniu, — ale, widzisz, moje dziecko — dodała sentencyonalnie, — ludzi z wyższej sfery trzeba mierzyć inną miarką! To są natury wyrafinowane, posiadające nieskończenie więcej subtelności... „Que sais je?“ Całe pokolenia składają się na to!... Trzeba im też darowywać więcej niż innym i patrzyć na nich pobłażliwie...
Teorye te, które od dzieciństwa wbijała w głowę Zosi pani Skalska, nie trafiały w zupełności do przekonania samowolnej trochę i rozpieszczonej dziewczyny.
Zofia lubiła przedewszystkiem hołdy i uznanie; ale czy pochodziły one z ust hrabiego, czy innego śmiertelnika, było to już dla niej rzeczą obojętną. W danej chwili bawił ją niewinny flircik ze Stefanem i to jej wystarczało.
Kwestya matrymonialna była tymczasem na drugim planie; matki w tem głowa, by szukać dla niej stosownej partyi; ona przedewszystkiem szukała wszędzie i we wszystkiem zabawy. Dla zabawy poleciałaby na kraj świata.
Eliza tymczasem, nie wiedząc nic o tem, co mówiły o niej i matka i córka, czuła, że jakaś nić się między Zosią a nią zerwała bezpowrotnie; że przyjaźń, zaklęcia i dziecinne przysięgi, które miały je łączyć na wieki, wszystko to gdzieś się w głąb’ wspomnień oddala, zanika, maleje, blednie...
I nagle uczuła wielki smutek w duszy; pierwsze to było rozczarowanie, jakiego zaznała w życiu; pierwsza niesprawiedliwość, która jak cierń głęboko zadrasnęła młode serce.
Nie wyznawała sama przed sobą, że zobojętnienie Edwarda sprawiało jej również przykrość ogromną, coś więcej nawet, jakiś cichy, tępy ból...
Nie kochała go przecie; był to jakby przedświt miłości, a nie miłość sama, a jednak... Przyszła inna... spojrzała... i zabrała go jak swego!... a ona pozostała znów taka samotna i taka biedna; ani się nawet pożalić nie było komu!... I myśl jej zwracała się do swoich, do ojca, do cichego małomiasteczkowego ustronia, do Kasiuni i Władka, z którymi jej dobrze było i do których już wkrótce powrócić miała.
Teraz, gdy zaszły pewne komplikacye w jej stosunkach z Zosią, Eliza, która za dumną była, by się choć jednem słówkiem tłómaczyć, zbliżyła się za to więcej do Stasi. Z nią spędzała długie godziny. Czytały razem pod kasztanem, gdy Edward czuł się nieusposobionym do pogadanki, i skarżąc się na gwałtowny ból głowy, opuszczał je nagle i u siebie się zamykał.
Gdy raz w rozmowie Ela napomknęła coś o wyjeździe, w oczach Stasi stanęły łzy.
— Co ja pocznę, jak pani pojedzie? — rzekła tak prosto i szczerze, a zarazem z takim głębokim żalem w głosie, że Elizę ujęła tem niezmiernie.
Co zaś do Stefana, ten wciąż wahał się jeszcze i niewiadomo było, który ideał w jego sercu przeważa. Pociągała go Zofia i dla Stasi żywił też szczerą sympatyę. Z wrodzoną lekkomyślnością nie zastanawiał się wcale nad tem, co jutro przyniesie; brał to, co dziś mu dawało, a dawało chwile miłego rozmarzenia, słodkich uśmiechów, poetycznych natchnień i owego moralnego „farniente,“ kiedy dusza, ukołysana w rozkosznym półśnie, odpoczywa.


∗                    ∗


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Natalia Dzierżkówna.