Ewa (Wassermann)/Nocne rozmowy/18
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Ewa |
Podtytuł | „Człowiek złudzeń“: powieść druga |
Wydawca | Instytut Wydawniczy „Renaissance“ |
Data wyd. | 1920 |
Druk | Drukarnia Ludowa w Krakowie |
Miejsce wyd. | Warszawa — Poznań — Kraków — Lwów — Stanisławów |
Tłumacz | Franciszek Mirandola |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Zastał w domu listy żebracze. Od dawnego służącego, od towarzystwa opieki nad bezdomnymi, od pewnego muzyka, przygodnie napotkanego we Frankfurcie.
Był także wykaz sum, złożonych w banku, z prośba o pokwitowanie.
Nazajutrz zażądał Amadeusz Voss sześciu tysięcy marek, a wdowa Engelschall trzech tysięcy, pod grozą, że jej zafantują meble, jeśli nie zapłaci weksla.
On zaś dawał i dawał, z coraz większym wstrętem. W sali wykładowej podchodzili doń obcy zgoła i obojętni, także w restauracji i w szędzie[1], gdzie się pokazał, a wszyscy narzekali na biedę, prosili ze wstydem, lub żądali bezczelnie.
Dawał i dawał bez końca, nie widząc ratunku i czując tylko brzemię... dawał i dawał.
Wszyscy wyczekiwali z ciekawością co uczyni, on zaś ubierał się teraz gorzej, ograniczył do ostateczności potrzeby własne.
Daremnie. Pieniądze zalewały go falą, płynęły jak lawa, paląc wszystko, czego dotknął. Dawał, dawał, a oni żądali ciągle.
— Zabierz te poniądze[2] — pisał, uświadamiając sobie dokładnie całą dziwaczność i niezwykłość tego kroku, który uzasadniał dowodami i obrazami. Wyobraź sobie, ojcze, że wyemigrowałem i słych o mnie zaginął, albo, że żyję, gdzie pod obcem nazwiskiem, albo że nastąpiło pomiędzy nami zerwanie, z winy mojej, czy twojej. Wyznaczyłeś mi ojcze to, co mi prawnie przypada, ale duma zabrania korzystać z tego, chcę siać o własnych siłach i utrzymywać się z pracy rąk własnych.
Wyobraź sobie także, że wszystko zmarnotrawiłem, a spodziewane jeszcze kapitały są na szereg lat obłożone kondyktem. Wyobraź sobie, ojcze, żeś zubożał i z konieczności pozbawiłeś mnie środków materjalnych. Żyć muszę bez nich. Przyznaję, trudno to wyjaśnić komuś, kto nigdy nic czuł braku.
Bądź ojcze łaskaw objąć we własne ręce sumy, złożone w banku, jakoteż sumy, które wpłynęły dla mnie na zasadzie dotychczasowego stanu rzeczy. Wszystko to stanowi niezaprzeczalnie własność twoją, co zresztą podkreśliłeś, w naszej, zeszłorocznej rozmowie .
Jeśli ci, ojcze, nie na rękę korzystać osobiście z tego co zwracam, lub włożyć to w interes, każ budować ochronki dla sierot, czy podrzutków, szpitale, przytułki dla inwalidów, czy bibljoteki. Jest tylu na świecie nędzarzy, którym ulgę przynieść można. Mnie to całkiem nie interesuje, a nawet myśleć o tem nie chcę. Jest to wada mego charakteru, co szczerze uznaję, to też proszę, w danym razie nie czyń tego, ojcze, pod mojem imieniem.
Nie wiem — pisał w zakończeniu — czy ci zależy na tem, bym zachował dla ciebie serdeczną pamięć. Wyrzuciłeś mnie, może z serca i wyrzekłeś się. Jeśli jednak ma nas łączyć jeszcze nić jakaś, to nic odmawiaj mi, ojcze, swej pomocy w sprawie tak trudnej i prostej jednocześnie.
List ten pozostał bez odpowiedzi, ale po dniach kilku przyjechał do Krystjana pastor Werner, przyjaciel rodziny Wahnschaffe, a to zarówno z polecenia tajnego radcy, jak i własnego impulsu. Krystjan znał go od lat dziecięcych.