Ewa (Wassermann)/Nocne rozmowy/26
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Ewa |
Podtytuł | „Człowiek złudzeń“: powieść druga |
Wydawca | Instytut Wydawniczy „Renaissance“ |
Data wyd. | 1920 |
Druk | Drukarnia Ludowa w Krakowie |
Miejsce wyd. | Warszawa — Poznań — Kraków — Lwów — Stanisławów |
Tłumacz | Franciszek Mirandola |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Woźnica wrzasnął gromko, ale było już zapóźno. Kulejący chłopiec zderzył się na zakręcie ulicy z wielkim wozem, pełnym żelaznych szyn i padł na ziemię. Otoczył go zaraz tłum, przez który torował sobie drogę policjant w hełmie.
W tej chwili nadszedł właśnie Krystjan i zobaczył leżącego. Podszedł, a kilka kobiet zrobiło mu chętnie miejsce. Pochylony nad nim spostrzegł, że był tylko oszołomiony i już otwiera oczy. Nie odniósł nawet skaleczenia. Spozierając nieśmiało wokół spytał o pieniądze, jakie przed upadkiem miał w ręce, kilkanaście zaledwo monet niklowych. Wpadły w błoto.
Krystjan pomógł mu wstać i czystą chustką otarł twarz zawalaną. Ale chłopcu szło daleko więcej o odzyskanie pieniędzy, a nie mógł schylić się, ni stać porządnie.
— Bądź cierpliwy! — rzekł mu — wóz zaraz odjedzie!
Jednocześnie skinął na woźnicę, wiodącego namiętny djalog z policjantem, by jechał Tensam gest powtórzył opiekun bezpieczeństwa publicznego, widząc, że nic się nie stało. Ale zapisał nazwisko woźnicy i chłopca. Był to Michał Hofmann, brał Rut.
Krystjan pochylił się teraz i jął wybierać z błota monety, a widzów ogarnęło zdumienie na widok dobrze ubranego mężczyzny, który klęcząc na jezdni ulicy szuka w błocie drobnych monet. Niektórzy znali go, ten i ów mówił:
— On mieszka u starego Giseviusa na parterze.
Teraz dopiero nadbiegła Rui, odstraszona od bramy przez Nielsa Engelschalla. Czekała na schodach, aż odszedł, potem wróciła i słysząc hałas w ulicy doznała uczucia, że stoi to może w związku z owym tak dziko, zuchwale patrzącym młodzikiem, wyszła na ulicę.
Nie biorąc rzeczy zbyt ponuro, ukryła przestrach, a głos jej brzmiał wesoło, podczas wypytywania brata o szczegóły. Mówiła świegotliwie i bardzo szybko, klasycznie poprawnym językiem.
Skończywszy zbierać monety, rzekł Krystjan:
— Trzeba teraz policzyć, czy czegoś nie brak.
Ująwszy chłopca pod ramię, przeprowadził go przez ulicę do domu. Rui szla po stronie drugiej i tak wkroczyli na schody. Po chwili znaleźli się w izbie, skutkiem wielkości pustej z pozoru, chociaż mieściła dwa łóżka, stół i szafę. Była to jedyna ubikacja mieszkania, do której przylegała kuchnia.
Michał usiadł na łóżku. Czuł się jeszcze nieswojo po upadku. Mógł liczyć około czternaście lal, ale napięte mięśnie twarzy i roznamiętnione oczy czyniły go dwudziestoletnim.
Krystjan położył na siole monety, które skutkiem błota słabo brzękły. Rut spojrzała nań, wstrząsnęła ze wzruszeniem głową, pobiegła do kuchni i wróciwszy z mokrą ścierką, przyklęknąwszy jęła czyścić spodnie jego, pokryte błotem.
Bronił się, ale nie bacząc na to, pełzała za nim na kolanach, tak że zaprzestawszy oporu stał z miną dość głupią, ona zaś czyściła szybko i pilnie.
Nagle podniosła ku niemu twarz. Patrzył na mnóstwo książek rozłożonych po stole.
— Czy to książki pani? — zapytał.
— Oczywiście, moje! — odparła, a w oczach jej zatliło spojrzenie śmiałe uświadomionej życzliwości.
On także patrzył bez dumy, stanowiącej zazwyczaj jego obronę, wtem dostrzegł coś, co uznał za nonsens, a co go przejęło mimoto przeczuciem czegoś złego i niesamowitego. Oto na czole dziewczyny było krwawe znamię.
Odwrócił oczy, nie śmiąc spojrzeć, gdy się zaś zdobył na to, nie dostrzegł niczego. Odetchnął głęboko z ulgą, marszcząc gniewnie brwi.