Ewa (Wassermann)/Nocne rozmowy/27

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jakób Wassermann
Tytuł Ewa
Podtytuł „Człowiek złudzeń“: powieść druga
Wydawca Instytut Wydawniczy „Renaissance“
Data wyd. 1920
Druk Drukarnia Ludowa w Krakowie
Miejsce wyd. Warszawa — Poznań — Kraków — Lwów — Stanisławów
Tłumacz Franciszek Mirandola
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
27.

Zaledwo tydzień dopiero płynął „Don Pedro“ po oceanie, a Letycja doszła niestety do przekonania, że Fryderyk Pestel nie jest zgoła odpowiednim dla niej mężem.
Pragnęła posiąść mężczyznę z duszą poetycką i pełnego fantazji. Widok morza i gwieździstego nieba rozbudził w niej na nowo tęsknotę niewygasłą i wyznała Pestelowi otwarcie, że szczęśliwą z nim być nie może. Spadł jak z księżyca, zamilkł i ogarnęła go melancholja.
Jednym z pasażerów był inżynier austrjacki, który wracał do ojczyzny z Peru, ukończywszy tam budowę kolei. Zuchowata jego postać i dar opowiadania, podobały się Letycji. Mimo, że ją na okręcie uważano za żonę Pestela, w sposób dyskretny dała mu do zrozumienia swą skłonność, tak że dziarski awanturnik nie mógł wątpić.
Cierpiąc szczerze, czynił sobie Pestel jednocześnie gorzkie wyrzuty, że kupił pierwsze miejsca dla Letycji, mamki i bliźniąt, a dla młodego Indjanina drugie. Kosztowało go to dużo. Pozatem, tuż przed odjazdem sprawił kilka sukien i trochę bielizny swej przyszłej żonie, wyratowanej z niedoli.
Miody Indjanin miał chorobę morską i jął już tęsknić za ojczyzną, tak że Letycja przyrzekła odesłać go zaraz z Genui.
Pośród pasażerów, zwracających żywą uwagę na Letycję znajdywał się także amerykański dziennikarz, który spędził kilka miesięcy w Brazylji. Był dowcipny, układał okolicznościowe wierszyki, przywodził grom towarzyskim i tanom. Podobał się jej bardziej może jeszcze od inżyniera. Dwaj rywale rozpoczęli też niedługo spory, zawadzając sobie wzajem.
Pewnego wieczoru zostali, jako ostatni w barze, a nie mając ochoty spać, postanowili zagrać w kości o flaszkę klaretu.
Austrjak przegrał.
Przyniesiono flaszkę, Amerykanin nalał, wypili i rozparci w fotelach jęli palić, rzucając sobie w milczeniu badawcze spojrzenia.
Nagle rzekł Jankes przez zęby, w których trzymał krótką fajkę:
— Pyszna kobieta!
— Istotnie! — zgodził się inżynier.
— Niezwykły humor, jak na Niemkę.
— Zachwycająca poprostu! — rzekł inżynier, puszczając w zadumie kółka.
Umilkli znowu, poczem zauważył Amerykanin:
— Jest wprost głupstwem, byśmy sobie mieli wzajem psuć polowanie. Wszak prawda? Raczej zagrać w kości.
— Dobrze, zagrajmy! — zgodził się inżynier.
Wziął kubek, potrząsnął i wysypał znagła na marmur.
— Ośmnaście! — rzekł, wprosi zdumiony szczęściem swojem.
Amerykanin zebrał kości, potrząsnął także i powoli zesunął je na stół.
— Ośmnaście! — rzekł flegmatycznie, bardziej jeszcze, oczywiście, zdziwiony.
Nie wiedzieli co czynić. Powtarzać rzutów nie wypadało. Dokończywszy flaszki rozsiali się wśród objawów uprzejmości.
Letycja leżała bezsennie, nastawiając uszy na stuk maszyn, lekkie trzeszczenie ścian statku i słabym głosem nuconą kołysankę Eleuterji. Marzyła o bliskim już celu podróży, o Genui, a przed oczyma jej snuły się korowody strojnych panów i dam w romantycznym stylu spiskowców Fieska, oświetlone pochodniami ulicznemi, oraz sceny miłosne. Życie leżało przed nią barwne, a wiodła doń brama złota.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Jakob Wassermann i tłumacza: Franciszek Mirandola.