Ewa (Wassermann)/Zanim pęknie srebrna nić/13
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Ewa |
Podtytuł | „Człowiek złudzeń“: powieść druga |
Wydawca | Instytut Wydawniczy „Renaissance“ |
Data wyd. | 1920 |
Druk | Drukarnia Ludowa w Krakowie |
Miejsce wyd. | Warszawa — Poznań — Kraków — Lwów — Stanisławów |
Tłumacz | Franciszek Mirandola |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Crammon pisał do Krystjana: Czcigodny! Najszanowniejszy! Z niewysłowionem zadowoleniem dowiaduję się, że Wasza Miłość wrócił kornie na łono boga Djonizosa i na znak tego złożył na ołtarzu jego klejnot, którego cena wprawia w szczękanie zęby filistrów krajowych, oraz niebezpiecznie pobudza kulawą strawność ich żołądków. Niżej podpisany, natomiast, wyczytawszy dobrą wieść, wykonał w samotnej swej komnacie pogański taniec triumfu, tak że przerażone damy pałacowe wszczęły niezwłocznie telefoniczne rozmowy z psychiatrami. O tak, świat pozbawiony jest świadomości i niezdolny wznieść się na wyże wielkich wydarzeń.
Pędzę dość niemiłe chwile. Zaplątałem się w sprawki miłosne, które mnie nie radują, a po stronie drugiej, u biorących w nich udział, wywołują rozczarowanie. W tej chwili siedzę przy uroczym kominku, na którym płoną drwa i zamknąwszy oczy czytam księgę wspomnień. Flaszka złocistego koniaku jest mi towarzyszką. Serce me przenika sztuczne ciepło, a górne sfery myśli zapadają w chłodne misterjum tępoty. Władze mego umysłu maleją, a męskość dużo pozostawia do życzenia. Przed kilku laty poznałem w Paryżu szachistę. Był to stary, głupi Niemiec, przegrywający z każdym partnerem. Za każdym razem wykrzykiwał, aż huczało po całej Cafè de Regence: — Ach, gdzie te czasy, gdym bił Ciastka. Otóż Ciastek był to słynny szachista swego czasu. To zastosowanie wprawia mnie w zakłopotanie. Był raz pewien rzymski cesarz, który w ciągu jednej, jedynej nocy pozbawił sto czterdzieści dziewic germańskich tego, z czego jemu samemu nie przyszło nic. Zwał się, o ile wiem, Maksencjusz. Czyliż mam wołać: — O, gdzież te czasy, kiedy biłem Maksencjusza? Byłbym niegodnym pyszałkiem.
Szkoda, że nie możesz być świadkiem lej chwili, kiedy rano wstaję z łóżka. Widowisko to zasługuje, by je zbadali rzeczoznawcy, a wówczas widzowie cisnęliby się, jak ongiś do levers królów Francji. Arystokracja kraju składałaby mi hołdy, a piękne damy łaskotałyby mnie, by wywołać cień wesołości na twarzy. Młody, a błogosławiony przyjacielu i towarzyszu mych marzeń sennych, wiedz, że niewysłowiony smętek owiewa chwile, kiedy opuszczając mile wygrzaną własnem ciałem pościel wstaję, by w ciągu dziesięciu, czy jednastu godzin wyprawiać głupstwa. Siedzę na skraju łóżka i spoglądam z wściekłością na bieliznę swoją. Zbieram ze smutkiem resztki mej osobowości i nawiązuję nić w miejscu, gdzie ją przeciął Morfeusz. Dusza moja rozsypana jest wokół i toczy się, jak kulki rtęciowe rozbitego termometru. Z ziemią wiążą mnie na nowo i godzą z losem dopiero dymy ofiarne, wznoszące się z czajnika, zapach szynki i widok jajecznicy, słonecznikowej barwy, oraz łagodne słowa troskliwych zarządczyń domu.
Stary Regamey zmarł. Hrabiego Sinsleima tknął paraliż. Przyjaciółka moja, lady Konstancja Cunningham, dama z najwyższej arystokracji wyszła za amerykańskiego chama dolarowego. Najlepsi przepadają, drzewo życia traci liście. Jadąc tu, zatrzymałem się w Monachjum, w gościnie u młodych Imhoffów. Siostra twa Judyta budzi ogólne zainteresowanie. Malują ją malarze, rzeźbią rzeźbiarze, opiewają poeci. Ale ona sięga aspiracjami wyżej. Chce koniecznie małej, dziewięciopałkowej korony na bieliznę, liberję i cztery swe auta, toteż oczkuje z każdym kto idzie na dwór, lub zeń wraca. Natomiast poczciwy Feliks, zapalony demokrata, otacza się przedsiębiorcami, spekulantami, badaczami bieguna i podróżującymi po Afryce, oraz artystami obu płci. Dom jest wobec tego mieszaniną Guildhallu, giełdy, zgromadzenia rabulistów i Jockey-klubu. Pewnego wieczoru przyglądałem się temu przez chwilę, potem zaciągnąłem w cichy kącik, śliczną panienkę, prosząc by zbadała mój puls. Stało się tak i cierpiąca dusza doznała ulgi.
Słyszę, że nasz słodki Ariel wprawia w nastrój szampański Polaków w Warszawie i Moskali w Moskwie. W tem ostatniem mieście urządzili jej podobno studenci pochód z pochodniami i mimo mrozu i śniegu wysłali różami drogę od mieszkania do teatru. Słyszałem także, iż W. Książe Cyryl Aleksandrowicz, wielki mężobójca, jak go lam zowią, oszalał napoły z miłości dla niej i przewraca wszystko do góry nogami, by ją pochwycić. Pamiętasz jak woła królowa w Hamlecie: — Dość tego, dość! Miłość tak wielka może być jeno zdradą! — Z niesłychanym smutkiem wspominam, o Arjelu, że ongiś i mnie także owiało tchnienie twoje, Tylko tchnienie, ale dość mi tego. Le moulin n’y est plus, mais le vent y est encore.
Na tem kończę i polecam cię Bogu drogi bracie, którego nieobecność odczuwam boleśnie. Dajże znak życia twemu stęsknionemu Bernardowi, Gerwazemu C. v. W.
Skończywszy czytać, odłożył Krystjan, z uśmiechem, list na stronę.