[204]Excelsior!
Na globie rzuconym w wszechświecie bez granic
Ludzkiego plemienia garść drze się pod górę,
A chociaż ich zapał, trud, walki są za nic,
Choć słońca przyszłości nie widać przez chmurę,
Wołają, westchnienie stłumiwszy ponure:
Excelsior!
Przez wieki, przez wieków tysiące tak idą,
Źrenice spragnione swe wbiwszy w przestworze.
Gdy piorun rozedrze chmur płaszcze swą dzidą,
Im zda się, że błysły przedświtu już zorze —
I krzyk znów, choć coraz straszliwsze nędz morze:
Excelsior!
A czasem, gdy nazbyt już długo noc czarna,
Gdy coraz już słabiej nadziei skra świta,
Wątpliwość się budzi rozpaczą ciężarna,
I wyje ród ludzki, i szlocha, i zgrzyta...
A jednak nadzieja wciąż pcha go ukryta
Excelsior!
[205]
Gdzie idą, nie wiedzą, a »wyżej!« wołają,
Z postępu sztandarem w dal biegną zamgloną
I wierzą, choć wątpią... Gdy z całą tą zgrają
W pył ziemi schorzałe rozsypie się łono,
Jak gwiazdy ich myśli w błękitach zapłoną:
Excelsior!
W najgłębszych tajnikach serc ludzkich ukryty
Ten popęd do wiary, ufności, nadziei;
Choć świadczą im zmierzchy i po nich znów świty,
I blaski wiosenne po śnieżnej zawiei, —
Nie wierzą, że biegną w obłędnej kolei — —
Excelsior!
Nie wierzą w najcięższem żywota rozbiciu,
Że kółkiem są tylko posłusznem w maszynie,
Nie wierzą, że prochem bezwolnym są w życiu,
Że idą, iść muszą, gdzie los na nich skinie.
Nie wierzą, że krzyk ten bez śladu przeminie:
Excelsior!
Szczęśliwi po trzykroć! Inaczej by czaszki
W rozpaczy szalonej trzaskali o skały,
Nikt znieść by nie zdołał złej losów igraszki —
I tłumy by całe z rozkoszą konały.
Śmierć tylko krzyk zgłuszy ufnością nabrzmiały:
Excelsior!