Fizjologja małżeństwa/Rozmyślanie IV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Honoré de Balzac
Tytuł Fizjologja małżeństwa
Wydawca Biblioteka Boya
Data wyd. 1931
Druk Zakłady Wydawnicze M. Arct S. A.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł orygin. Physiologie du mariage
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZMYŚLANIE CZWARTE
O KOBIECIE CNOTLIWEJ

Jądro rzeczy leży może nie w zagadnieniu ile jest cnotliwych kobiet, ale raczej w pytaniu, czy przyzwoita kobieta może pozostać cnotliwą.
Aby lepiej rozjaśnić ten zasadniczy punkt, odbądźmy, z kolei, szybki przegląd męskiej ludności.
Z piętnastu miljonów mężczyzn odrzućmy odrazu dziewięć miljonów Dwurękich o trzydziestu dwu kręgach i weźmy pod skalpel analizy tylko pozostałe sześć miljonów. Wprawdzie, z łona tej fermentującej masy społecznej wyskakują nierzadko postacie jak Marceau, Masséna, Rousseau, Diderot, Rollin; tutaj jednakże z rozmysłu popełniać będziemy niedokładności. Zobaczymy, jak te świadome błędy rachunku całym ciężarem padną na jego wynik, aby tem mocniej potwierdzić straszliwe rezultaty, które nam odsłoni poznanie mechanizmu publicznych namiętności.
Z sześciu miljonów uprzywilejowanych, odrzucimy trzy miljony starców i dzieci.
Ta sama pozycja (mógłby ktoś zrobić uwagę) wynosiła u kobiet cztery miljony.
Nierówność ta, jakkolwiek na pozór dziwna, łatwa jest do umotywowania.
Przeciętnym wiekiem, w którym kobieta wstępuje w związki małżeńskie, jest rok dwudziesty; po czterdziestce zaś zazwyczaj stracona jest dla miłości.
Otóż, sądzimy, iż niejednemu dziarskiemu chłopakowi zdarza się już w siedemnastej wiośnie mocno nadwerężyć pergamin kontraktów małżeńskich, i to właśnie najdawniejszych, jak szepcą skandaliczne kroniki.
Sądzimy dalej, iż mężczyzna, w pięćdziesięciu dwu latach, przedstawia może groźniejsze niż kiedykolwiek niebezpieczeństwo dla cnoty. W tym pięknym okresie życia, rozporządza on i całem drogo nabytem doświadczeniem i całą sumą środków materjalnych jakie mu były w życiu przeznaczone. Namiętność, której wir go pochwycił, jest może ostatnią w jego życiu; toteż jest on nieubłagany i silny jak człowiek tonący, unoszony prądem i chwytający się młodej gałązki wierzbowej, zielonej jeszcze i giętkiej.

XIV

Fizycznie, mężczyzna dłużej jest mężczyzną niż kobieta kobietą.

Odnośnie do małżeństwa, różnica czasu między okresem w którym mężczyzna istnieje dla miłości a odpowiednim okresem u kobiety, wynosi zatem około lat piętnastu. Różnica ta odpowiada trzem czwartym czasu, przez który kobieta niewiernością swą może unieszczęśliwiać strapionego małżonka. Reszta jednak wykluczeń, jakie wypadnie uskutecznić na ogólnej sumie mężczyzn, wykaże różnicę zaledwie jednej szóstej, w porównaniu z tą jaka wynikła z analogicznych odliczeń u kobiet.
Kalkulacje nasze są wielce skromne i ostrożne. Co zaś do przyczyn naszego postępowania, są one tak oczywiste, iż jedynie żądza idealnej ścisłości i chęć uprzedzenia wszelkiej krytyki skłania nas do rozwinięcia takowych.
Faktem udowodnionym dla każdego filozoficznego umysłu, jeśli posiada przytem choć trochę poczucia rachunkowości, jest, iż Francja liczy przybliżoną cyfrę trzech miljonów mężczyzn, w wieku od lat siedemnastu do pięćdziesięciu dwóch, wszystkich pełnych życia, obdarzonych wilczemi zębami, wilczym apetytem, i przemyśliwających dniem i nocą jakby swój głód zaspokoić.
Poprzednie spostrzeżenia pozwalają wyłączyć z tej cyfry miljon mężczyzn żonatych. Przyjmijmy na chwilę, że ci, zadowoleni i szczęśliwi, podobni naszemu wzorowemu mężowi, ograniczają się wyłącznie do miłości małżeńskiej.
Ale zato, z naszych dwóch miljonów kawalerów, żaden nie potrzebuje mieć ani pięć su renty aby pretendować do miłości;
Ale, — aby zakłócić spokojny sen małżonka, wystarczy dla mężczyzny mieć silne postanowienie i głowę na karku;
Ale, — do tego nie jest potrzebna mężczyźnie ani uroda, ani kształty Apollina;
Ale, — byleby miał trochę sprytu, przyzwoity wygląd i umiał się znaleźć w sytuacji, żadnej kobiecie nie przyjdzie na myśl pytać go skąd przybywa, lecz dokąd chce dojść;
Ale, — urok młodości jest jedynym paszportem o jaki miłość pyta;
Ale, — frak skrojony przez Buissona, rękawiczki od Boivina i para zgrabnych bucików, których szewc, z pewnym niepokojem w duszy, dostarczył na kredyt, do tego dobrze zawiązany krawat, wystarczą w zupełności aby mężczyznę uczynić królem salonu;
Ale, — jakkolwiek zapał do epoletów i galonów ostygł znacznie, czyż armja nie stanowi sama przez się licznego a groźnego zastępu rycerzy miłości? Nie wspominam już Eginharda, bo ten piastował urząd prywatnego sekretarza, ale czyż nie czytaliśmy świeżo wiadomości o niemieckiej księżniczce, która prostemu porucznikowi kirasjerów zapisała cały majątek?
Ależ rejent z małego miasteczka, który, siedząc gdzieś w zapadłym kącie, sporządza ledwie trzydzieści sześć aktów w ciągu roku, posyła już syna do Paryża aby tam skończył prawo; fabrykant pończoch pragnie aby jego potomek był rejentem, adwokat przeznacza swego do urzędu; sędzia chce zostać ministrem aby znów synowi zapewnić godność para. Żadna epoka nie znała tak ogólnej i tak palącej żądzy wykształcenia. Dzisiaj, we Francji, już nie dowcip jest rzeczą tak powszechną że możnaby nim brukować ulice, ale talent i wiedza. Przez wszystkie szczeliny ustroju wciskają się różnobarwne kwiaty, podobne tym, które, z powiewem wiosny, wykwitają na wpół-walących się murach; w piwnicach nawet dobywają się z popękanych sklepień młode pędy, których wyblakłe barwy mienią się w żywą zieloność, skoro padną na nie promienie oświaty. Od czasu tego kolosalnego wybujania myśli, tego płodnego i powszechnego przenikania światła, nie spotyka się już prawie wyższości umysłowej, gdyż każda jednostka zamyka w sobie całą sumę wiedzy danej epoki. Otacza nas tłum żywych encyklopedyj, które chodzą, myślą, działają i walczą o miejsce. Stąd te straszne zderzenia pnących się ku górze ambicyj i pożerających namiętności; aby je pomieścić, trzeba nam już nowych światów; trzeba nam nowych ulów, gotowych przyjąć wszystkie te roje, a przedewszystkiem — potrzeba mnóstwa ładnych kobiet.
Ale, — choroba wreszcie, która może powalić mężczyznę na loże boleści, nie czyni uszczerbku w ogólnej sumie bilansu. Ku naszemu wiecznemu wstydowi, nigdy kobieta nie jest tak do nas przywiązana, jak wówczas gdy cierpimy.
Po tej refleksji, wszystkie epigramy zwrócone przeciw płci słabej (określenie „płeć piękna“ jest nazbyt zużyte), powinnyby złamać ostrza swych pocisków i rozpłynąć się w czułych madrygałach!... Każdy mężczyzna powinienby sobie powiedzieć że jedyną cnotą kobiety jest kochać, że, wobec tego, wszystkie kobiety są nadziemsko cnotliwe, i na tem zamknąć książkę i dalsze rozmyślania.
Ach, któż z was nie przypomni sobie w życiu owej czarnej i ponurej godziny, kiedy, osamotniony i cierpiący, przeklinając ludzkość w ogóle a przyjaciół w szczególności, zniechęcony, chory i pełen myśli o śmierci, z głową złożoną na nieznośnie rozgrzanej poduszce, wyciągnięty na prześcieradle którego fałdy wbijają mu się w ciało, wodził szeroko otwartemi oczyma po zielonem obiciu pustej izdebki? Komuż z was nie stanie w pamięci ten obraz, jak Ona, uchylając drzwi bez szelestu, wsuwa młodą, jasną główkę, tak uroczą w oprawie złotych loków i świeżutkiego kapelusza, podobna gwieździe rozświecającej mroki burzliwej nocy, uśmiechnięta, nawpół strapiona a nawpół szczęśliwa i biegnąca prosto ku tobie!
— Jakim cudem ty tutaj! co powiedziałaś mężowi? pytasz.
Mąż!! i oto jesteśmy na pełnem morzu naszego przedmiotu.

XV

Pod względem moralnym, mężczyzna jest dłużej i częściej mężczyzną, niż kobieta kobietą.

Jednak, z drugiej strony, musimy wziąć pod uwagę, iż, pośród owych dwóch miljonów bezżennych, znajdziemy sporo nieszczęśliwców, u których przygnębienie marnością położenia, jakoteż wytężona praca, tłumi pragnienie miłości;
Że nie wszyscy młodzi ludzie ukończyli szkoły; że mamy sporo rękodzielników, lokajów (książę de Gèvres, bardzo brzydki i niepokaźny, przechadzając się pewnego dnia po parku w Wersalu, spostrzegł kilku wspaniale zbudowanych lokajów i rzekł do przyjaciół: „Patrzcie tylko, jak my porządnie odrabiamy tych gałganów, a jak oni nas!...), budowniczych, przemysłowców, subjektów, pochłoniętych jedynie myślą o pieniądzu;
Że trafiają się mężczyźni, których brzydota i niezdarność doprawdy przewyższa intencje Stworzyciela;
Że bywają znów inni, których możnaby porównać do orzechów wewnątrz pustych;
Że stan duchowny przestrzega naogół czystości;
Że istnieją mężczyźni, którym okoliczności nigdy nie pozwolą dostać się do tej błyszczącej sfery w której obracają się przyzwoite kobiety, czy to z braku potrzebnego rynsztunku, czy dla nieśmiałości, czy wreszcie z braku przewodnika któryby ich wprowadził;
Ale pozwólmy każdemu mnożyć dowoli sumę wyjątków, podług własnego uznania i doświadczenia życiowego (gdyż celem książki jest przedewszystkiem pobudzić do myślenia) i, od jednego zamachu, przepołówmy naszą sumę, przyjmując, iż tylko jeden miljon serc będzie godny aby złożyć swe hołdy pod stopy przyzwoitych kobiet: cyfra ta wyrażać będzie mniejwięcej liczbę mężczyzn, wysuwających się na czoło w jakimkolwiek kierunku. Wprawdzie wyższość umysłowa nie jest niezbędnym talizmanem do zdobycia kobiety, ale, jeszcze jeden raz, zróbmy w rachunku ustępstwo na korzyść cnoty.
A teraz, jeżeli zechcemy przysłuchać się pogawędkom naszych sympatycznych kawalerów, każdy z nich znajdzie do opowiedzenia sporą ilość awanturek, naruszających w sposób bardzo dotkliwy honor przyzwoitych kobiet. Okażemy wielką wstrzemięźliwość, jeśli przyjmiemy tylko trzy miłostki na każdego mężczyznę; ale, o ile jedni z nich liczą całe dziesiątki trofeów, są znów inni, którzy ograniczyli się do dwóch lub trzech, a nawet do jednej miłości w życiu; — zatem, według przyjętych zasad statystyki, bierzemy przeciętną cyfrę na głowę. Otóż, jeśli pomnożymy liczbę kawalerów przez liczbę ich powodzeń miłosnych, otrzymamy trzy miljony przygód; zaś, dla zaspokojenia tego popytu, rozporządzamy cyfrą jedynie czterystu tysięcy przyzwoitych kobiet.
Zaiste, jeśli Bóg dobroci i miłosierdzia, unoszący się ponad światami, nie urządza za pomocą potopu nowego generalnego prania rodzaju ludzkiego, to chyba dlatego, iż pierwsze tak słaby dało rezultat...
Oto społeczeństwo! oto elita narodu przesiana przez sito, i oto jaki to dało wynik!

XVI

Obyczaje są hipokryzją narodów; hipokryzja ta może być mniej lub więcej udoskonalona.

XVII

Cnota jest może tylko polorem duszy.
Miłość fizyczna jest potrzebą, podobną do uczucia głodu, z tą różnicą, że człowiek jada stale, w miłości zaś apetyt jego nie jest ani tak ciągły, ani tak regularny.
Kawał czarnego chleba i dzbanek wody starczą by zaspokoić głód każdego człowieka; ale cywilizacja stworzyła wyrafinowania smakoszów.
I miłość ma swój kawałek powszedniego chleba, ale ma i sztukę kochania którą nazywamy kokieterją: urocze słowo, istniejące tylko we Francji, ojczyźnie tej subtelnej wiedzy.
Jakiż tedy postrach musiałby paść na wszystkich mężów Francji, gdyby uprzytomnili sobie fakt, iż dążenie do rozmaitości w pożywieniu jest tak wrodzoną potrzebą człowieka, że niema tak dzikiego kraju, w którym zbłąkani podróżni nie spotkaliby napojów wyskokowych i korzennego zaprawiania potraw?
Ale głód nawet nie szarpie tak gwałtownie wnętrzności jak miłość; ale kaprysy duszy o ileż są liczniejsze, bardziej drażniące, bardziej wyszukane w swem pożądaniu niż kaprysy żołądka; ale wszystko to, co poezja lub życie odsłaniają nam z tajników miłości, zbroi naszych Zdobywców straszliwą mocą, tak iż stają się podobni ewangelicznemu lwu, który krąży z rykiem, szukając kogoby pożarł.
W tem miejscu, niech każdy zajrzy w głąb sumienia, rozpatrzy się we wspomnieniach, i zapyta, czy zdarzyło mu się spotkać mężczyznę, któryby się zaspokoił miłością jednej jedynej kobiety!
Jakże, niestety! rozwiązać, nie obrażając honoru wszystkich ludów, ten problem, wynikający z trzech miljonów rozpłomienionych namiętności, którym muszą wystarczyć za żer owe czterysta tysięcy kobiet? Czy mamy rozdzielić po czterech bezżennych mężczyzn na jedną mężatkę, i przyjąć, iż przyzwoite kobiety, instynktownie i bezświadomie, wytworzyły rodzaj turnusu, podobnego temu jaki zaprowadzili prezydenci sądów, tak, aby każdy radca, po pewnej ilości lat, przeszedł kolejno wszystkie Izby?...
Smutny, zaiste, sposób rozplątania trudności!
Czy mamy przypuścić, iż pewna część przyzwoitych kobiet postępuje przy podziale bezżennych mężczyzn tak, jak ów lew w bajce?... Jakto? więc połowa conajmniej naszych ołtarzy byłaby jedynie pobielanemi grobami!...
Czyż, by ratować honor Francji, mamy przyjąć iż, w czasie pokoju, inne kraje, a w szczególności Anglja, Niemcy, Rosja, importują do nas pewną ilość przyzwoitych kobiet?... Ależ narody europejskie wyrównałyby natychmiast szale, odpowiadając, iż nawzajem Francja zasila Europę pewną ilością ładnych buziaków.
Moralność, religja, wzdragają się do tego stopnia przed podobnym wynikiem rachunku, iż niejeden zacny człowiek, aby tylko zdjąć to ciężkie piętno z naszych zamężnych niewiast, przyjąłby z radością przypuszczenie, iż wdowy i panny dźwigają przynajmniej w połowie ciężar powszechnego zepsucia, lub, że poprostu mężczyźni kłamią w swoich cynicznych zwierzeniach.
Ale pocóż się nam gubić w szczegółowych rachubach? Pomyślcie tylko o żonkosiach, którzy, na wstyd naszych obyczajów, używają niemal wszyscy iście kawalerskiej swobody i chełpią się półgębkiem sekretnemi przygodami.
Och, w takim razie przyjdzie nam już chyba uwierzyć, iż każdy żonaty mężczyzna, jeśli choć trochę dba o własną żonę i o punkt jej honoru (jakby powiedział stary Corneille), może spokojnie obejrzeć się za gwoździem i postronkiem: foenum habet in cornu.
A przecież, wśród tych właśnie czterystu tysięcy przyzwoitych kobiet, mieliśmy, z latarnią w ręku, obliczać cyfrę cnotliwych niewiast we Francji!... Tak jest; gdyż nasza statystyka małżeńska wyłączyła jedynie istoty, których cnota nie przedstawia dla społeczeństwa interesu. Czyż nie jest faktem, iż, we Francji, ludzie przyzwoici, ludzie t. zw. „wyższej sfery“, stanowią zaledwie trzy miljony ludności: mianowicie miljon bezżennych, pół miljona przyzwoitych kobiet, pół miljona ich mężów, i miljon wdów, dzieci i panien?
I jak się tu dziwić słynnemu wierszowi Boileau! Nie jest on bynajmniej przesadą; dowodzi tylko, iż bystre spojrzenie poety zdołało przeniknąć te same zagadnienia, które tu, w tych zasmucających rozmyślaniach, w matematycznej formie rozwinęliśmy przed waszemi oczami.
A jednak, mimo wszystko, istnieją, muszą istnieć kobiety cnotliwe!
Zapewne; te, które nigdy nie spotkały się z pokusą, i te które umarły przy pierwszym połogu, jeśli przyjmiemy za pewnik iż wyszły za mąż jako dziewice;
Te, które są szpetne, jak owa Kaïfakatadary z Tysiąca i jednej nocy;
Te, które Mirabeau nazywa fées concombres, ulepione z atomów zupełnie podobnych do tych z których utkana jest łuska rybia lub łodyga nenufaru; — ale i tu miejmy się na ostrożności!...
Przyznajmy wreszcie, na chwałę naszych czasów, iż, od czasu odrestaurowania moralności i religji, zdarza się tu i ówdzie spotkać kobiety tak moralne, tak religijne, tak zatopione w swoich obowiązkach, tak sztywne, surowe, akuratne, tak cnotliwe, tak... że djabeł nawet oczu nie ośmieli się podnieść na te istoty, ze wszystkich stron obłożone różańcami, szkaplerzami, spowiednikami... Pst, sza!...
Nie próbujemy nawet obliczać cyfry kobiet cnotliwych z braku sprytu; wiadomo iż, w sprawach miłości, każda kobieta ma go dosyć.
Ostatecznie, nie jest niemożliwe, że gdzieś, w jakimś zakątku, istnieje jedna lub druga kobieta, młoda, ładna i cnotliwa, której istnienia świat nawet się nie domyśla.
Ależ, na Boga, nie nazywajcie cnotliwą kobietą tej, która, walcząc z pochłaniającą ją namiętnością, potrafi opierać się kochankowi, ubóstwiając go z rozpaczą w sercu. To największa zniewaga i krzywda, jaka może spotkać kochającego męża. Cóż mu zostaje z żony? istota bez nazwy, żyjący trup. W pełni upojeń, będzie ona jak ów gość, zasiadający przy stole Borgji, któremu, w połowie uczty, gospodarz oznajmił iż pewne potrawy są zatrute; już biesiadnika głód opuścił, już je zaledwie końcem warg, lub udaje tylko że je. Żałuje biesiady, której poniechał aby pospieszyć na zaproszenie straszliwego kardynała, i wzdycha do chwili, gdy będzie mógł wstać od stołu.
Jakiż tedy będzie ostateczny wynik refleksyj nad cnotą kobiecą? Streszczamy go poniżej w kilku maksymach, z których dwie ostatnie zaczerpnęliśmy z pewnego eklektycznego filozofa XVIII wieku.

XVIII

Serce kobiety cnotliwej jest o jedną strunę bogatsze lub uboższe niż serce innych kobiet: zależnie od tego, zasługuje ona na bezgraniczny podziw lub na politowanie.

XIX

Cnota kobiety jest może kwestją temperamentu?

XX

Nawet najcnotliwsza kobieta ma w sobie coś nieokreślonego, co nigdy nie jest bezwzględnie czyste.

XXI

„Że rozumny człowiek może mieć wątpliwości co do kochanki, to jeszcze da się pojąć; ale co do własnej żony!... nie, to już zanadto głupie“.

XXII

„Mężczyźni byliby zbyt nieszczęśliwi, gdyby w stosunku do swoich żon, pamiętali bodaj trochę o tem, co zresztą umieją na pamięć“.
Liczba arcyrzadkich kobiet, które, podobne pannom mądrym z Pisma św., umiały zachować oliwę w lampkach, będzie zawsze aż nazbyt szczupła w oczach obrońców cnoty i obyczajów; ale i tak musimy ją odliczyć od ogólnej sumy przyzwoitych kobiet. W ten sposób, owa pocieszająca ilość wyjątków podkreśli jeszcze wyraźniej grozę niebezpieczeństwa mężów, uczyni zgorszenie jeszcze jaskrawszem, i rzuci tem większy cień na resztę legalnych małżonek.
Któryż mąż potrafi teraz zasnąć spokojnie przy boku młodej i ładnej żony, wiedząc iż przynajmniej trzech bezżennych rabusiów stoi bezustannie na czatach; że, jeśli dotychczas nie uczynili spustoszenia w jego maleńkiej posiadłości, to, w każdym razie, uważają świeżo pojętą oblubienicę za łup który im z prawa przynależy, i który prędzej czy później im przypadnie — podstępem czy siłą, prawem zdobywcy czy dobrowolną kapitulacją. Prostem niepodobieństwem jest, by, w tej nierównej walce, najeźdźcy nie odnieśli wreszcie zwycięstwa!
Przerażająca zaprawdę konkluzja!...
Tutaj, purytanie moralności, ludzie którzy lubią zasłaniać oczy przed brutalnem światłem prawdy, zarzucą może, iż obliczenia nasze są zbyt rozpaczliwe: zechcą wystąpić w obronie albo przyzwoitych kobiet, albo bezżennych mężczyzn; — ale dla nich zachowaliśmy na koniec ostatnią refleksję.
Pozwolimy wam zwiększyć wedle upodobania liczbę przyzwoitych kobiet i zmniejszyć dowolnie liczbę łowców miłości; zawsze w rezultacie wypadnie więcej miłostek niż kobiet które są ich przedmiotem; zawsze okaże się, iż olbrzymia masa bezżennych mężczyzn skazana jest przez nasz ustrój na trzy rodzaje zbrodni społecznych.
Jeśli zechcą żyć w czystości, wówczas zdrowie ich padnie ofiarą dręczącego ich nieustannie podrażnienia; obrócą w niwecz najwyższe intencje przyrody i umrą na suchoty, popijając mleczko, kędyś w górach Szwajcarji.
Jeśli pójdą za głosem instynktu, wtedy albo naruszą cześć uczciwych kobiet — i oto wróciliśmy do tematu naszej książki — albo skazani będą na upadlające stosunki z owym pół miljonem kobiet, o których mówiliśmy w końcu pierwszego rozmyślania — a wówczas, ileż widoków dla nich iż znowu skończą smutnie, lecząc się mlekiem szwajcarskiem.
Czyż nigdy nie uderzył was ten rażący błąd społecznego ustroju? Zastanówmy się, a znajdziemy nowe dowody na poparcie naszych ostatnich obliczeń.
Przeciętny wiek, w którym mężczyzna się żeni, to trzydziesty rok życia; przeciętny wiek, w którym najżywiej rozkwitają namiętności i najgwałtowniej daje się uczuć parcie twórczych sił przyrody, to rok dwudziesty. Zatem przez dziesięć najpiękniejszych lat życia, w jego najbujniejszym okresie, kiedy młodość, uroda i rzutkość czynią mężczyznę groźniejszym dla spokoju mężów niż w jakimkolwiek innym wieku, — mężczyzna ów pozbawiony jest najzupełniej możności zaspokojenia w sposób legalny nieprzepartej żądzy miłości jaka wstrząsa całem jego jestestwem. Ponieważ ten okres przedstawia jedną szóstą życia ludzkiego, zatem musimy przyjąć, iż przynajmniej jedna szósta całej ilości mężczyzn znajduje się nieustannie w postawie równie uciążliwej dla nich jak niebezpiecznej dla społeczeństwa.
— Czemuż ich nie żenią? zakrzyknie pobożnisia.
Tak, — ale któryż rozsądny ojciec pragnąłby dla syna małżeństwa w dwudziestym roku?
Czyż nie znamy wszyscy niebezpieczeństwa tych wczesnych związków? Zdaje się, iż małżeństwo jest stanem bardzo przeciwnym naturalnym skłonnościom człowieka, skoro wymaga tak specjalnej dojrzałości jego rozsądku. Zresztą, któż nie zna powiedzenia Russa: „Każdy mężczyzna musi się wyszumieć, — albo przed ślubem, albo po ślubie. Złe to drożdże, które fermentują zawcześnie lub zapóźno“.
Pytamy, któraż matka odważyłaby się narazić szczęście córki na niebezpieczeństwa tej fermentacji, o ile, w dniu ślubu, mężczyzna nie miałby jej poza sobą?
Czy zresztą potrzeba usprawiedliwiać fakt, ciążący na wszystkich społeczeństwach? Czyż nie wykazaliśmy dostatecznie, iż, we wszystkich krajach, istnieje olbrzymia masa mężczyzn, żyjących jak najwygodniej, nie popadając w ostateczność ani małżeństwa ani celibatu?
— Czyż nie mogą (powie znów nasza dewotka) zachować czystości jak księża?
Zgoda, szanowna pani.
Ale, pozwolimy sobie zauważyć, iż ślub czystości jest jednym z najdalej od natury odbiegających wyjątków, jakie ustrój społeczny narzuca niektórym jednostkom; że wstrzemięźliwość jest jednym z najtrudniejszych punktów kapłaństwa; że ksiądz musi być czysty, jak lekarz musi być zahartowany na ludzkie cierpienie, jak adwokat lub rejent muszą być nieczuli na rany ludzkiej nędzy lub niedoli, jak żołnierz niewrażliwy jest na śmierć, krążącą wkoło niego na polu walki. Z tego że, pod przymusem cywilizacji, w niektórych jednostkach kostnieją pewne struny serca i zanikają pewne uczucia, nie należy wyciągać wniosku, jakoby obowiązkiem wszystkich było to częściowe obumieranie duszy, będące zawsze tylko wyjątkiem. Żądać tego, — znaczyłoby skazywać ludzkość na ohydne samobójstwo moralne.
Niechże się zresztą pojawi, w najsłynniejszym z surowej moralności salonie, młody człowiek lat dwudziestu ośmiu, który pieczołowicie przechował sukienkę niewinności i jest czysty jak owe kapłony któremi delektują się smakosze! Czyż nie widzicie, z jaką miną najnieubłaganiej cnotliwa kobieta zwraca się doń i jakim tonem winszuje mu jego męstwa? jak najpoważniejszy dygnitarz sędziowskiego stolca nieznacznie kręci głową, kryjąc uśmiech pod szpakowatym wąsem? jak wszystkie kobiety chowają się za wachlarze, aby w oczy nie parsknąć śmiechem? A niechże ta bohaterska i jedyna w swoim rodzaju ofiara znajdzie się za drzwiami, cóż za potop żartów wylewa się na jej niewinną głowę!... Ileż drwin dotkliwszych niż najdotkliwsze obelgi! Czyż jest coś bardziej hańbiącego we Francji, niż niemęskość, beznamiętność, brak temperamentu i papinkowatość?
Ze wszystkich królów Francji, jedynym któryby nie wybuchnął śmiechem na widok takiego młodzieńca, byłby może Ludwik XIII; ale już co jego kochliwy ojczulek, tenby może przepędził gagatka ze swego królestwa, bądź to podejrzewając iż w żyłach jego nie płynie krew francuska, bądź uważając go za szkodliwy i niebezpieczny przykład.
Zadziwiająca sprzeczność! Z drugiej strony, opinja potępia tak samo młodego człowieka, jeżeli spędza życie wyłącznie w ziemi obiecanej, że posłużymy się utartem w kawalerskim światku wyrażeniem. Czyżby może pp. prefekci i merowie działali w interesie przyzwoitych kobiet, dozwalając publicznym namiętnościom upustu jedynie począwszy od zmroku do godziny jedenastej w nocy?

Gdzież tedy masa nieżonatych mężczyzn ma złożyć swoje zapały? I kogo tu biorą na kawał, jak pyta Figaro: rządzących czy rządzonych? Czy porządek społeczny jest jak owi mali chłopcy, którzy w teatrze zatykają uszy aby nie słyszeć wystrzałów? Czy lęka się zapuścić sondę w swoje rany? Czy też społeczeństwo doszło do przekonania, iż zło jest bez ratunku i że trzeba zostawić rzeczy jak są? Ależ kwestja ta należy do prawodawstwa, niepodobna bowiem ominąć materjalnych i społecznych konfliktów, jakie, odnośnie do małżeństwa, wynikają z owego bilansu publicznej cnoty. Nie do nas należy kusić się o rozwiązanie tych problemów! jednakże, gdy raz przyjmiemy, iż społeczeństwo, pragnąc uchronić od zguby tyle rodzin, tyle uczciwych kobiet, tyle niewinnych dziewcząt, zmuszone jest pewnej ilości serc kobiecych dać rodzaj patentu na zaspakajanie męskich pożądań: czyż w takim razie ten zastęp niewieścich Decjuszów, które poświęcają się dla ogółu i z ciał swoich tworzą wał ochronny dla uczciwych rodzin, nie powinienby otrzymać jakichś cechowych przywilejów? Źle czynią prawodawcy, zaniedbując dotąd uregulowania losu kobiet publicznych.
XXIII

Prostytucja jest publiczną instytucją, skoro jest publiczną potrzebą.

Kwestja ta najeżona jest tyloma ale i jeżeli, że przekazujemy ją chętnie naszym wnukom; trzeba i im zostawić coś do roboty. Zresztą, zaplątała się ona w tem dziele zupełnie przypadkowo; nasza epoka, bardziej niż którakolwiek inna, jest epoką uczuciowości; nigdy obyczajność nie była w tak wysokiej cenie, bo nigdy tak dobrze nie umiano odczuć że prawdziwa rozkosz płynie z serca. Któryż tedy uczuciowy mężczyzna, wobec czterystu tysięcy kobiet młodych i pięknych, kobiet zdobnych świetnością zbytku i urokiem wykształcenia, bogatych skarbami zalotności a hojnych w obietnice szczęścia, chciałby iść do... Pfe! cóż znowu!
Ujmijmy teraz, dla naszych przyszłych prawodawców, w zwięzłej i jasnej formie, doświadczenia, jakie przyniosły nam ostatnie lata:

XXIV

W ustroju społecznym, nadużycia nieuniknione musimy uznać jako prawa natury, wedle których człowiek winien kształtować swoje cywilne i polityczne prawa.

XXV

„Cudzołóstwo — powiada Chamfort — jest to bankructwo, które tem różni się od innego, że tutaj cała hańba spada na stronę poszkodowaną".
We Francji, prawa przeciwko cudzołóstwu i przeciw bankructwom wymagają snać głębokich reform. Czy grzeszą zbytnią łagodnością? czy może wspierają się na fałszywych podstawach? Caveant consules!
I cóż, odważny zapaśniku, ty, który wziąłeś do siebie niewinną apostrofę naszego pierwszego Rozmyślania, skierowaną do ludzi obarczonych żonami, cóż ty na to? Miejmy nadzieję, że ten rzut oka na kwestję, dla ciebie tak palącą, nie przyprawił cię o drżenie; że nie należysz do ludzi, których widok przepaści lub węża boa constrictor przyprawia o trzęsienie łydek i gorąco w rdzeniu pacierzowym! Ha, przyjacielu, — „kto ma ziemię, ma wojnę“, powiada przysłowie. Ludzi, którzy chcieliby się dobrać do twego mieszka, spotkasz jeszcze więcej niż tych którzy czyhają na cnotę twej żony.
Ostatecznie, wolno mężom brać ten żarcik za matematykę, albo tę matematykę za żart. Najpiękniejszą rzeczą w życiu są złudzenia; najszanowniejszą jest wiara, choćby najbardziej bezpodstawna. Czyż nie spotykamy dosyć ludzi, których zasady są tylko przesądami? którzy, nie czując się na siłach aby stworzyć dla siebie własną miarę szczęścia i cnoty, przyjmują gotowe szczęście i gotową cnotę z rąk szanownego prawodawcy? My, zwracamy się tylko do tych Manfredów, którym już spowszedniało podnoszenie rąbka kobiecej sukienki, i którzy dlatego, w godzinie moralnego spleenu, mają odwagę razem z nami podnieść śmiało każdą zasłonę. Dla nich, kwestja postawiona jest jasno i ściśle; ogarnęliśmy zło w całej jego doniosłości.
Pozostaje nam teraz rozpatrzyć ogólne warunki, jakie każdy mężczyzna spotyka w małżeństwie: warunki, uszczuplające jego siły w tym zaciętym boju, z którego nasz szermierz ma wyjść jako zwycięzca.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Honoré de Balzac i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.