Fizjologja małżeństwa/Rozmyślanie IX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Fizjologja małżeństwa |
Wydawca | Biblioteka Boya |
Data wyd. | 1931 |
Druk | Zakłady Wydawnicze M. Arct S. A. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Tadeusz Boy-Żeleński |
Tytuł orygin. | Physiologie du mariage |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Wierna przyrzeczeniu, pierwsza część tej książki wywiodła ogólne przyczyny, które doprowadzają każde małżeństwo do krytycznego momentu, opisanego przed chwilą; równocześnie zaś, kreśląc te prolegomena małżeńskie, wskazaliśmy sposoby uniknięcia nieszczęścia, zaznaczając błędy, które stanowią jego źródło.
Ale czyż te wstępne roztrząsania byłyby zupełne, gdybyśmy, pokusiwszy się o rzut światła na niekonsekwencję naszych poglądów, obyczajów i praw w kwestji która ciąży nad życiem wszystkich prawie istot, nie próbowali, w krótkiem zakończeniu, wskazać politycznych przyczyn tego niedomagania społecznego? Odsłoniwszy tajemne wady instytucji, czyż ten filozoficzny przegląd nie ma obowiązku wykryć, czemu i w jaki sposób obyczaje nasze spowodowały jej ułomność?
System praw i obyczajów, rządzący do dziś dnia kwestją kobiet i małżeństwa we Francji, stanowi owoc dawnych wierzeń i tradycyj, które nie godzą się już z wiecznemi zasadami rozumu i sprawiedliwości, rozwiniętemi przez wielką rewolucję z roku 1789.
Trzy wielkie wstrząśnienia poruszyły niegdyś Francję: zdobycie kraju przez Rzymian, chrystjanizm i najazd Franków. Każde wycisnęło głębokie ślady w ziemi, w prawach, obyczajach i duchu narodu.
Grecja, stojąca jedną nogą w Europie a drugą w Azji, musiała, w prawach małżeńskich, liczyć się z klimatem, oddychającym namiętnością; otrzymała je ze Wschodu, dokąd ciągnęli greccy filozofowie, prawodawcy i poeci, aby zgłębiać starożytne tajemnice Egiptu i Chaldei. Zupełne zamknięcie kobiet, usprawiedliwione palącem słońcem Azji, władało w Grecji i Jonji; kobietę powierzano tam straży marmurowych ścian gyneceum. Wobec tego iż państwo ograniczało się do jednego miasta, do nader szczupłego terytorjum, kobiety publiczne, tyloma węzłami stykające się ze sztuką i religją, wystarczały dla pierwszych namiętności młodzieży, niezbyt licznej i pochłoniętej zresztą wyczerpującemi ćwiczeniami, które były koniecznością sztuki wojennej owych heroicznych czasów.
W samych początkach swych królewskich dziejów, Rzym, zaczerpnąwszy z Grecji zasady prawodawstwa które mogło jeszcze odpowiadać niebu Italji, wycisnął na czole kobiety zamężnej piętno zupełnej niewoli. Senat zrozumiał znaczenie cnoty w Rzeczypospolitej i osiągnął surowość obyczajów przez wzmożenie władzy męża i ojca rodziny. We wszystkiem widzimy ślad zupełnej zależności kobiety. Wschodnie zamknięcie stało się prawem, obowiązkiem bogini Wstydu, ołtarze stawiane świętości małżeństwa, stąd urząd cenzorów, instytucje posagowe, prawa przeciw zbytkowi, cześć dla matron i cała budowla prawa rzymskiego. Toteż, trzy wypadki gwałtu, dokonanego lub tylko zamierzonego, stały się przyczyną trzech rewolucyj; toteż, pierwsze zjawienie się kobiet na widowni politycznej było zdarzeniem wielkiej wagi, uświęconem uroczystemi dekretami. Znakomite Rzymianki, skazane na to aby być tylko żonami i matkami, spędzały życie całe w odosobnieniu, zajęte jedynie wychowywaniem władców świata. Rzym nie miał nierządnic, gdyż młodzież trawiła czas w nieustających wojnach. Jeśli później zjawiło się rozluźnienie obyczajów, przyszło ono z despotyzmem imperatorów; a nawet i wówczas, przesądy stworzone dawnym obyczajem były tak żywe, iż Rzym nie widział nigdy kobiety na scenie teatru. Te fakty nie będą bez znaczenia dla naszego pośpiesznego rzutu oka na historję małżeństwa we Francji.
Po pobiciu Gallów, Rzymianie narzucili im swoje prawa; nie zdołały one jednak zupełnie wykorzenić ani głębokiej czci jaką przodkowie nasi żywili dla kobiet, ani dawnych wierzeń które czyniły je bezpośredniemi organami bóstwa. Wkońcu jednak, prawa rzymskie zapanowały niepodzielnie w części kraju rządzonej prawem pisanem, tak nazwanej Gallia togata, a ich zasady małżeńskie przeniknęły także poniekąd i w inne części Gallji, gdzie zachowało swą moc prawo zwyczajowe.
Ale, w czasie tej walki prawa z obyczajem, Frankowie wtargnęli do Gallji, której dali słodkie miano Francji. Ci rycerze, przybyli z północy, przynieśli z sobą obrządki dworności, zrodzone w zachodniej części ich kraju, w którego chłodnym klimacie wspólne pożycie płci nie wymaga ani wielożeństwa, ani zazdrosnych ostrożności Wschodu. Wprost przeciwnie, u nich, istoty te, ubóstwiane prawie, ogrzewały ognisko rodzinne wymową swych uczuć. Drzemiące zmysły wymagały tej rozmaitości gwałtownych a delikatnych środków, tej zmienności postępowania, tych podniet wyobraźni i urojonych przeszkód, stworzonych przez zalotność, — metody, których pewne zasady rozwinęliśmy w poprzednich rozdziałach i które idealnie nadawały się dla umiarkowanego klimatu Francji.
Zatem, na Wschodzie namiętność i szały zmysłów, długie czarne włosy i haremy, bóstwa dyszące miłością, świątynie, przepych i poezja. Na Zachodzie, wolność kobiet, wszechwładza ich jasnych kędziorów, dworność, wróżki, czarodziejki, głębokie zachwyty duszy, słodkie wzruszenia melancholji, długa i trwała miłość.
Te dwa pojęcia, zrodzone na dwóch krańcach kuli ziemskiej, starły się z sobą we Francji: we Francji, gdzie, w południowej części kraju, w Langue d’oc, mogły znaleźć oddźwięk wierzenia Wschodu, gdy druga, Langue d’oil, stała się ojczyzną tradycji, które przypisują kobiecie czarodziejską potęgę. W Langue d’oil, miłość wymaga tajemniczych obrzędów, w Langue d’oc, ujrzeć znaczy pokochać.
Tymczasem, chrystjanizm zawładnął tryumfalnie Francją, a przyszedł wyznawany i krzewiony przez kobiety; przyszedł, niosąc z sobą ubóstwienie kobiety, która, w lasach Bretanji, Wandei i Ardennów, pod nazwą „Naszej Pani“ zajęła miejsce niejednego bożyszcza w dziuplach odwiecznych dębów Druidów.
Jeśli religja Chrystusa, która przedewszystkiem jest kodeksem moralności i polityki, dała duszę wszystkim istotom, jeśli głosiła równość wszystkich w obliczu Boga, i zasadami temi utwierdzała rycerski obyczaj północy, to, z drugiej strony, zdobycze te były obciążone rezydencją najwyższego kapłana w Romie, której mianował się spadkobiercą, zalaniem Europy mową łacińską, która stała się w średnich wiekach językiem powszechnym, i wreszcie tem, iż mnichy, skryby i uczeni w prawie zyskali potężny interes aby narzucić wszędzie kodeksy, znalezione przez żołdaka przy rabunku Amalfi.
Zatem, dwie zasady: niewolnictwa i wszechwładzy kobiet, utrzymały się obok siebie, obie wzbogacone nowym rynsztunkiem.
Prawo salickie, a raczej prawem uświęcony błąd, utrwaliło polityczną i obywatelską niewolę kobiety, nie mogąc jednak nadwerężyć potęgi jaką dawał jej obyczaj narodowy, gdyż kult rycerskich obrzędów ogarniający Europę, utrzymał moc obyczaju przeciw prawom.
W ten sposób, powstała ta dziwaczna gra zjawisk, wynikająca z charakteru narodowego i prawodawstwa. Od czasu tej epoki, która, z filozoficznego spojrzenia na historję, wydaje się być przededniem rewolucji, Francja stała się terenem całego szeregu wstrząśnień; feudalizm, wojny Krzyżowe, Reformacja, walka władzy królewskiej z arystokracją, despotyzm, wreszcie panowanie kleru ścisnęły ją tak silnie w swe obręcze, że kobieta stała się ofiarą dziwacznych sprzeczności, zrodzonych ze starcia trzech głównych zdarzeń dziejowych które skreśliliśmy poprzednio. Czyż można było zajmować się kobietą, jej wychowaniem politycznem i kwestją małżeństwa, wówczas gdy feudalizm podkopywał stałość tronu, gdy Reformacja zagrażała im obu, i gdy, wśród walki między władzą duchowną i świecką, zapomniano zupełnie o narodzie? Według wyrażenia pani Necker, kobiety stanowiły, w czasie tych wielkich wypadków, niejako puch, którym wypełnia się skrzynki z porcelaną: nie liczy się go za nic, a jednak wszystko strzaskałoby się bez niego.
Kobieta zamężna przedstawiała wówczas we Francji obraz ujarzmionej królowej, niewolnicy zarazem wolnej i zakutej w kajdany. Sprzeczności, spowodowane walką dwóch zasad, wybuchnęły w ustroju społecznym i zarysowały go tysiącem dziwactw. Ustrój fizyczny kobiety mało był wówczas znany; stąd wszystko co w niej było objawem choroby, wydawało się cudem, czarnoksięstwem, lub szczytem przewrotności. Gdy prawo obchodziło się z niemi jak z marnotrawnemi dziećmi i stawiało je pod kuratelą, obyczaje oddawały im cześć niemal boską. Podobne wyzwoleńcom imperatorów, władały one koronami, losem bitew, majątków, zamachami stanu, zbrodnią, cnotą, — wszystko jednym błyskiem lub zmrużeniem oczu; a równocześnie same nie posiadały nic, nawet siebie. Los ich był równie szczęsny jak nieszczęśliwy. Zbrojne swą słabością i silne instynktem, wydarły się poza sferę w której prawo winno było im wyznaczyć miejsce; — wszechpotężne w złem, bezsilne w dobrem; bez zasługi w przymusowych cnotach, bez usprawiedliwienia w błędach; obwiniane o brak wykształcenia, a odsunięte od oświaty; ani zupełne matki, ani zupełne żony. Mogąc cały czas obracać na hodowanie i podniecanie żądzy, poszły one drogą zalotności, wyrosłej z ducha Franków, gdy powinny były, jak Rzymianki, przebywać w murach zamku i wychowywać rycerzy. Ponieważ żaden z dwóch systemów nie zyskał w prawodawstwie stanowczej przewagi, każdy charakter szedł za swemi skłonnościami: wydały one tyleż Marion Delormes co Kornelij, tyleż cnót co występków. Były to istoty tak niezupełne jak prawa które niemi rządziły: uważane przez jednych za coś między człowiekiem a zwierzęciem, za złośliwą bestję dla której nie może być zbyt mocnych więzów, za stworzenie, które, z tyloma innemi, natura przeznaczyła do użytku człowieka; przez drugich czczone jako wygnane anioły, źródło szczęścia i miłości, jako jedyne istoty które odpowiadają potrzebom duszy i którym powinno się religijną czcią wynagrodzić ich cierpienia. Jedność, której brakowało urządzeniom społecznym, jakże mogła istnieć w obyczajach?
Kobieta zatem była tem, czem zrobili ją mężczyźni i okoliczności, miast być tem, czem powinny ją były zrobić klimat i instytucje. Sprzedawana, wydawana za mąż na mocy ojcowskiej władzy Rzymian, z jednej strony podpadała pod despotyzm mężowski usiłujący ją odciąć od świata, z drugiej otwierały się dla niej pokusy jedynej samoobrony jaka jej była dostępna. Stąd, stała się rozwiązłą, skoro wojny domowe przestały pochłaniać wszystkie siły mężczyzn, z tych samych przyczyn które czyniły ją cnotliwą w dobie zamieszek. Każdy wykształcony człowiek potrafi wycieniować szczegóły tego obrazu; my w wypadkach dziejowych szukamy tutaj nauki, nie poezji.
Rewolucja zbyt była zajęta burzeniem i budowaniem, miała zbyt wielu przeciwników, lub może zbyt bliska była opłakanych czasów Regencji i Ludwika XV, aby dociekać, jakie miejsce należy się kobiecie w ustroju społecznym.
Owi niepospolici ludzie którzy wznieśli nieśmiertelny gmach naszych ustaw, byli to prawie wszystko dawni prawnicy, przeniknięci uwielbieniem dla prawa rzymskiego; zresztą nie budowali oni urządzeń społecznych. Jako synowie rewolucji, wierzyli, wraz z nią, że roztropnie ograniczone prawo rozwodu, oraz przyznanie dorosłym dzieciom niejakich swobód w zawieraniu małżeństw, stanowią dostateczne reformy. W świetle świeżych wspomnień dawnego porządku, postęp zdawał się olbrzymi.
Dziś, kwestja tych dwóch zasad, znacznie osłabionych tyloma wypadkami i rozwojem oświaty, pozostaje całkowicie otwarta dla prawodawców. Przeszłość zawiera naukę, która powinna wydać owoce w przyszłości. Czyżby wymowa faktów była dla nas stracona?
System Wschodu wymagał eunuchów i serajów; dwoistość obyczaju Francji otworzyła ranę prostytucji i głębszą jeszcze ranę naszych małżeństw: toteż, możemy powtórzyć zdanie jednego ze współczesnych, iż Wschód poświęcił ojcostwu mężczyznę i sprawiedliwość; Francja kobietę i wstyd. Ani Wschód, ani Francja nie osiągnęły celu, jaki te urządzenia winny sobie stawiać: szczęścia. Mężczyzna tak samo nie posiada miłości swego haremu, jak we Francji mąż nie jest pewien ojcostwa swych dzieci; małżeństwo nie jest warte ceny jaką trzeba je opłacać. Czas przestać topić więcej ofiar w tej instytucji, włożyć natomiast kapitał większej sumy szczęścia w nasz ustrój społeczny, stosując obyczaje i instytucje do klimatu.
Konstytucyjna forma rządu, owo szczęśliwe połączenie dwóch skrajnych systemów, despotyzmu i demokracji, wskazuje na konieczność podobnego zespolenia dwóch zasad, które dotychczas ścierały się we Francji w pojęciu małżeństwa. Wolność, której tak śmiało domagaliśmy się dla młodych panien, stanowi środek zaradczy na ten bezmiar złego, którego źródło wskazaliśmy, odsłaniając niedorzeczności wynikające z niewoli naszych córek. Wróćmy młodości żądze i zalotność, miłość i jej niebezpieczeństwa, miłość i jej słodycze, cały uroczy świat frankońskiego rycerstwa. W tem wiosennem zaraniu życia, żaden błąd nie jest beznadziejny; małżeństwo, przetrwawszy wszystkie próby, wyjdzie z nich zbrojne ufnością, oczyszczone z nienawiści, a miłość małżeńska usprawiedliwiona zbawiennemi porównaniami.
Przy tem przekształceniu naszych obyczajów, znikłaby, sama przez się, ohydna rana prostytucji. W tym okresie życia kiedy mężczyzna posiada jeszcze całą czystość i nieśmiałość młodości, może on, bez szkody dla swego szczęścia, zmagać się z wielkiemi i prawdziwemi namiętnościami. Wówczas, dusza podejmuje z radością każdy wysiłek: byle mogła czuć, byle mogła działać, chętnie zwróci swe siły nawet przeciw sobie. W tem spostrzeżeniu które każdemu mogło się nastręczyć, leży tajemnica prawodawstwa, spokoju i szczęścia. A przytem, wymagania pracy naukowej przybrały dziś takie rozmiary, iż najzapalczywszy z naszych przyszłych Mirabeau może utopić całą energję w jednej miłości i w nauce. Iluż młodych ludzi ocalało od rozpusty, dzięki wytężonej pracy, połączonej z przeszkodami jakie spotkali w swej pierwszej i czystej miłości? W istocie, gdzież jest młoda dziewica, któraby nie pragnęła przedłużyć rozkosznego dzieciństwa swych uczuć, któraby nie była dumna z tego że jest uwielbianą i któraby uroczych obaw swej nieśmiałości, wstydliwości własnych myśli, nie umiała przeciwstawić młodocianym pragnieniom równie niedoświadczonego jako ona kochanka? Jurność miłosna Franków i jej słodycze staną się więc wspaniałym przywilejem młodości: wówczas ustalą się w naturalny sposób owe stosunki dusz, zmysłów, charakterów, usposobień, temperamentów i warunków, z których wynika zbawienna równowaga, tak niezbędna dla szczęścia małżonków. System ten zyskałby o wiele szerszą i silniejszą podstawę, gdyby córki podlegały pewnemu roztropnie obmyślonemu wyłączeniu od dziedzictwa, lub gdyby wydawano je za mąż bez posagu, jak w Stanach Zjednoczonych. Wówczas, mężczyzna zwracałby się w wyborze tylko ku tym młodym osobom, które dawałyby mu widoki szczęścia przez swe przymioty, charakter lub uzdolnienie.
Wówczas, system Rzymian będzie można bezpiecznie zastosować do kobiet zamężnych, które, jako młode dziewczęta, korzystały z praw swobody. Ponosząc całkowite trudy pierwszego wychowania dzieci, owego najważniejszego z zadań matki, zajęte wydawaniem na świat i pielęgnowaniem owego nieustannego szczęścia, tak czarująco odmalowanego w czwartej księdze Julji, będą one, podobne dawnym Rzymiankom, przedstawiały w swym domu żywy obraz Opatrzności, którą wszędzie się czuje a nigdzie nie widzi. Wówczas, prawa przeciw niewierności mężatek mogą być nader surowe. Powinny działać bardziej jeszcze zapomocą niesławy, niż zapomocą dotkliwych kar lub zamknięcia. Francja patrzała już na obraz kobiet, oprowadzanych na ośle za rzekomą zbrodnię czarnoksięstwa, i niejedna niewinna istota umarła przytem ze wstydu. Tu tkwi tajemnica przyszłego prawodawstwa małżeńskiego. Córy Miletu próbowały ratować się od małżeństwa śmiercią; Senat kazał zwłoki samobójczyń włóczyć nago, i oto dziewice musiały pogodzić się z życiem!
Aby zatem we Francji zaczęto szanować kobiety i małżeństwo, musi nastąpić ów zasadniczy przewrót, którego domagamy się tak usilnie. Oto głęboka myśl, która ożywia dwa najpiękniejsze dzieła nieśmiertelnego genjusza. Emil i Nowa Heloiza to jedynie dwie wymowne obrony powyższego systemu. Głos ten brzmieć będzie przez wieki, gdyż umiał odgadnąć istotne źródła praw i obyczajów przyszłych pokoleń. Zwracając dzieciom pokarm matki, oddał już Jan Jakób olbrzymią usługę cnocie; ale wiek jego zbyt był głęboko zatruty, aby zrozumieć wysoką naukę zawartą w tych dwóch poematach; trzeba dodać, iż poeta wziął górę nad filozofem, i że, zostawiając w sercu zaślubionej Julji ślad pierwszej miłości, dał się uwieść sytuacji romansowej, wzruszającej wprawdzie, ale mniej użytecznej niż prawda którą chciał rozwinąć.
Jeśli jednak małżeństwo we Francji jest olbrzymią cichą umową, której celem jest dodać uroku namiętnościom, przydać zagadek i tajemnic miłości, drażniącego wdzięku kobietom; jeśli kobieta jest raczej ozdobą salonu, manekinem, lalką, niż istotą której rola w społeczeństwie da się pogodzić z pomyślnością kraju, z chwałą ojczyzny; niż człowiekiem, którego zadania mogą, co do użyteczności, mierzyć się z trudami mężczyzny... wówczas, przyznaję, cała ta teorja i wszystkie te wywody musiałyby się rozwiać wobec tak ważnych przeznaczeń!
Ale dość już wyciskania treści ubiegłych wydarzeń poto, aby z nich wydobyć kropelkę filozofji; dość ustępstw na rzecz tak kwitnącego w naszej epoce kultu historycznego punktu widzenia; skierujmy znowu wzrok na współczesność. Podejmijmy czapkę z dzwonkami i ów kaduceus z którego Rabelais uczynił niegdyś berło, i prowadźmy dalej analizę, nie dając żartowi więcej powagi niż jej w nim tkwić może, i nie wkładając w rzeczy poważne więcej żartu niż na to pozwalają.