Fizjologja małżeństwa/Rozmyślanie VIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Honoré de Balzac
Tytuł Fizjologja małżeństwa
Wydawca Biblioteka Boya
Data wyd. 1931
Druk Zakłady Wydawnicze M. Arct S. A.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł orygin. Physiologie du mariage
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZMYŚLANIE ÓSME
PIERWSZE OZNAKI

Podczas kiedy żona przebywa ową kryzys w której zostawiliśmy ją przed chwilą, ty kołyszesz się słodkiem uczuciem spokoju i bezpieczeństwa. Słońce ukazało ci tyle razy pogodne oblicze, iż zaczynasz wierzyć że może ono świecić dla całego świata. Powoli, przestajesz zwracać na najmniejsze czynności żony tę wytężoną uwagę, jaką zrazu podsycał w tobie pierwszy ogień namiętności.
To uczucie nie dozwala wielu mężom dostrzec nieomylnych oznak, które, w usposobieniu żon, zwiastują zbliżanie się pierwszej burzy; toteż, stan ten rzucił w szpony Minotaura więcej mężów, niż wszystkie sposobności, dorożki, kanapki i kawalerskie mieszkanka. Ta obojętność na niebezpieczeństwo ma źródło, i do pewnego stopnia usprawiedliwienie, w pozornym spokoju jaki panuje dokoła. Tymczasem, spisek, uknuty przeciw tobie przez nasz miljon bezżennych i wygłodzonych osobników, posuwa się wciąż naprzód, jak gdyby kierowany jedną myślą. Chociaż wszystkie te gagatki są nawzajem swymi wrogami i chociaż nie wiedzą o swem istnieniu, jakiś instynkt daje im hasło solidarnego działania.
Skoro dwoje osób się pobiera, wówczas, siepacze minotaura, młodzi i starzy, mają zazwyczaj tę uprzejmość, aby młodych małżonków zostawić w zupełności samym sobie. Spoglądają oni na męża, jak na wyrobnika, którego zadaniem jest obrobić z grubsza, oszlifować, ująć w formę i oprawić ten djament, który później przechodzić będzie z ręki do ręki, aby wreszcie zabłysnąć w słońcu powszechnego zachwytu. To też, widok młodej pary bardzo w sobie zakochanej budzi zawsze radość wytrawnych wyjadaczy kawalerskiego chleba; w głowie im nie postanie przeszkadzać komuś w tej pracy, która ma wyjść na korzyść społeczeństwa. Wiedzą również, iż gwałtowny deszcz pada zazwyczaj krótko, i trzymają się wówczas na uboczu, jakby w zasadzce, śledząc z niesłychaną przebiegłością moment, w którym młodzi oblubieńcy zaczną sobie przykrzyć rozkosze siódmego nieba.
Przenikliwość, z jaką kawalerowie wyczuwają chwilę w której północny wiatr zaczyna studzić małżeńskie zapały, da się porównać jedynie z zaślepieniem, jakie opanowuje mężów, właśnie w chwili gdy wschodzi dla nich na firmament wrogi miesiąc kwietniowy. Istnieje pewien stan dojrzałości dla pokus miłosnych, który trzeba umieć odczekać. Ten jest wielkim człowiekiem, kto posiada sztukę ocenienia i wyzyskania okoliczności. Owi pięćdziesięciodwuletni kawalerowie, których przedstawiliśmy jako tak niebezpiecznych, rozumieją naprzykład doskonale, że ten sam mężczyzna którego miłość kobieta w danej chwili wyniośle odtrąca, byłby przyjęty z otwartemi ramionami, gdyby się zjawił w trzy miesiące później. Ale i to trzeba przyznać, że zazwyczaj małżonkowie zdradzają oziębłość z tą samą naiwnością, z jaką popisują się swemi zapałami.
W czasie kiedy przebiegałeś ze swoją panią czarujące krajobrazy siódmego nieba, w których, zależnie od usposobień (patrz poprzednie Rozmyślanie), przebywa się czas dłuższy lub krótszy, nie pojawialiście się w towarzystwie wcale albo bardzo mało. Szczęśliwi w swojem gniazdku, jeśli opuszczaliście je na chwilę, to tylko poto, aby, na wzór pary kochanków, wymknąć się gdzieś na kolacyjkę, do teatru, na wieś, itd. Z chwilą, z którą wracacie, razem lub oddzielnie, na łono towarzyskiego życia, gdy zaczynacie pilnie odwiedzać bale, zabawy i wszystkie owe czcze uciechy wymyślone na to aby oszukać pustkę serca, — jasną jest rzeczą dla każdego interesowanego, iż żona twoja szuka rozrywki, że zatem dom i małżeństwo zaczynają ją nudzić.
Tu, chytry kawaler wie, że zrobiono już pół drogi. Znajdujesz się w tym punkcie, iż, lada moment, możesz wpaść w szpony Minotaura, a żona twoja zbliża się do fałszywego kroku: to znaczy, że, przeciwnie, raczej bardzo pewnym krokiem będzie szła do celu, że odtąd całe jej postępowanie będzie oparte na zdumiewająco głębokich obliczeniach, o których ty mieć nie będziesz najmniejszego pojęcia. Od tej chwili, żona twoja nie uchybi zewnętrznie żadnemu ze swych obowiązków i będzie dbała tem więcej o pozór cnoty, im mniej będzie jej czuła w głębi serca. Niestety! powiada Crébillon,

Trzebaż dziedziczyć po tych, których się morduje!

Nigdy nie ujrzysz jej równie dbałą o to, aby ci się przypodobać. Za tę szczerbę, jaką potajemnie zamyśla zrobić w twojem szczęściu małżeńskiem, będzie się starała wynagrodzić cię zapomocą drobnych szczęśliwości, które utwierdzają w tobie wiarę w wieczystą trwałość jej uczuć: stąd przysłowie „szczęśliwy jak głupiec“. Ale, na dnie serca, zależnie od charakteru, kobiety mają dla mężów wówczas albo pogardę, za to właśnie że tak łatwo im przychodzi ich oszukać; albo nienawiść, jeżeli mąż stanie wpoprzek ich zamiarom; albo wreszcie obojętność, stokroć gorszą od nienawiści.
W tych okolicznościach, pierwszym objawem djagnostycznym u żony będzie usposobienie jej, zmienne i kapryśne. Kobieta pragnie wówczas uciec sama przed sobą, stroni od domowego ogniska, ale jeszcze nie tak rozpaczliwie, jak to się dzieje w zupełnie nieszczęśliwych małżeństwach. Poświęca wiele czasu strojom, aby, jak mówi, pochlebić twojej miłości własnej, ściągając na siebie spojrzenia na balach i zebraniach.
Skoro znajdziecie się znowu w nudzie domowych penatów, ujrzysz ją nieraz smutną i zamyśloną; potem, nagle, rozbawioną i pełną sztucznej wesołości, jakgdyby chciała się zagłuszyć; to znów przybiera wyraz poważny i skupiony niby Niemiec kroczący do bitwy. Te tak częste zmiany usposobienia są zawsze oznaką owego groźnego wahania, na które już zwracaliśmy uwagę.
Są kobiety, które pochłaniają wówczas romanse, aby się nasycić zręcznie przedstawionym i zawsze nowym obrazem miłości zwyciężającej wszystkie przeszkody, lub aby, drogą wyobraźni, oswoić się z niebezpieczeństwami miłostki.
W tej epoce, żona będzie się nieraz oświadczała z głębokiem szacunkiem jaki dla ciebie żywi. Będzie mówiła, że kocha cię tak, jak się kocha najdroższego brata; że taka przyjaźń, oparta na rozsądku, jest jedynie prawdziwa, jedynie trwała, i że właśnie celem małżeństwa jest wytworzenie między mężem a żoną takiego przywiązania.
Będzie rozwijała subtelne rozumowania na temat, iż ma nietylko obowiązki, ale i prawa, o które mogłaby się upomnieć.
Zacznie spoglądać krytycznym wzrokiem, którego chłód ty jeden możesz ocenić, na wszystkie szczegóły szczęścia małżeńskiego. Szczęście to nigdy nie zachwycało jej zbytnio, zresztą ma je zawsze pod ręką, zna je, zanalizowała je dokładnie; to też teraz, ileż drobnych, ale straszliwie pewnych oznak zdradza umiejącemu patrzeć mężowi, że to kruche i wątłe stworzenie zaczyna ważyć i roztrząsać, zamiast płynąć na falach namiętności!...

LX

Im więcej kto rozumuje, tem mniej kocha.
Z tego źródła płyną u niej owe żarciki z których pierwszy się śmiejesz; te poglądy, zdumiewające nieraz głębokością; stąd te nagłe zmiany humoru i te kaprysy myśli szarpanej wahaniem. Czasem, dostaje napadu czułości, jakby w przystępie wyrzutów sumienia za swe myśli i zamiary; to znów jest nadąsana, lub popada w zagadkową zadumę; słowem, wiernie oddaje pojęcie varium et mutabile femina, które dotąd naiwność nasza wyprowadzała z natury kobiecego ustroju. Diderot, pragnąc wytłumaczyć tę niemal atmosferyczną zmienność kobiet, posuwa się aż do wywodzenia ich od czegoś, co nazywa dziką bestją; — nigdy jednak nie zdarzy się wam spotkać tych częstych zboczeń u kobiety szczęśliwej.
Te objawy, leciutkie nakształt gazy, podobne są owym chmurkom, tak zwanym kwiatom burzy, które zaledwie zmieniają odcień czystego lazuru nieba. Niebawem, barwy nabiorą wyrazistszego tonu.
W tych uroczych godzinach dumań, będących, według określenia pani de Staël, wyrazem tęsknoty życia za poezją, niektóre kobiety biorą oblegające je myśli za podszepty złego ducha. Są to kobiety, którym matki, cnotliwe przez wyrachowanie, obowiązek, potrzebę serca czy obłudę, wszczepiły niewzruszone zasady: wówczas, widzisz, jak, z nadzwyczajną gorliwością, poczynają uganiać po nabożeństwach, kazaniach, nawet nieszporach. Ta fałszywa dewocja zaczyna się od ślicznych książek do nabożeństwa, oprawnych jak cacka, przy pomocy których te lube grzesznice usiłują napróżno wypełniać obowiązki zalecone przez religję, a zaniedbywane dotąd wśród uciech małżeńskich.
Tu postawimy pewnik, który winniście sobie wyryć w pamięci płomiennemi głoskami.
Gdy młoda kobieta wraca nagle do praktyk religijnych, poprzednio zarzuconych, wówczas ten nowy tryb życia kryje zawsze w sobie motywy niezmiernie doniosłe dla szczęścia jej męża. Na sto kobiet, przypada conajmniej siedmdziesiąt dziewięć, u których ten powrót do Boga oznacza, iż „fałszywy krok“ jest albo faktem dokonanym, albo lada dzień zagraża.
Ale jest objaw jeszcze wyraźniejszy, bardziej stanowczy, który rozpozna każdy mąż bez wyjątku, o ile nie jest zupełnym głupcem. A mianowicie:
W epoce, w której nurzaliście się oboje w złudnych rozkoszach miodowego miesiąca, żona twoja, jak prawdziwa kochanka, poddawała się we wszystkiem twej woli. Szczęśliwa gdy mogła ci w czem dowieść dobrych chęci, które oboje braliście za miłość, byłaby pragnęła abyś rozkazał jej chodzić po krawędzi rynny: natychmiast, zwinna jak wiewiórka, znalazłaby się na skraju dachu. Słowem, czuła niewypowiedzianą rozkosz w poświęceniu ci swego ja, które czyniło z niej oddzielną istotę. Utożsamiała się z twoją naturą, ziszczając to pragnienie serca: Una caro.
Z czasem, wszystkie te piękne uczucia ulotniły się nieznacznie. Żona twoja, upokorzona teraz unicestwieniem swej woli, będzie się ją starała odzyskać zapomocą systemu, który rozwinie stopniowo i z energją z dnia na dzień wzrastającą.
Jestto system godności zamężnej kobiety. Najbliższym skutkiem tego systemu jest pewna powściągliwość, jaką wnosi w wasze wspólne uciechy, oraz pewne obniżenie temperatury, które ty jeden możesz ocenić.
Zależnie od większego lub mniejszego napięcia zmysłowego, być może, iż, w czasie miodowego miesiąca, udało ci się odgadnąć tę lub ową z dwudziestudwu rozkoszy, które niegdyś stworzyły w Grecji dwadzieściadwa rodzaje kapłanek miłości, poświęconych wyłącznie kultowi tych delikatnych odcieni. Może i żona twoja, nieświadoma i naiwna, pełna ciekawości i oczekiwania, przebiegła także kilka szczebli tej umiejętności, równie rzadkiej jak nieznanej, którą polecamy usilnie przyszłemu autorowi Fizjologji rozkoszy.
Nagle, pewnego zimowego poranka, podobne stadu ptaków wystraszonych zachodnim chłodem, odlatują naraz, jednym rzutem skrzydeł, fellatrix, obfita w zalotne wymysły, które oszukują żądzę aby przedłużyć jej palące porywy; tractatrix, pochodząca z pachnącego Wschodu, gdzie kwitnie rozkosz, tonąca w sennem upojeniu; subagitatrix, córa wielkiej Grecji; Lemana, ze swą słodką i drażniącą pieszczotą; Koryntyjka, która umiałaby w potrzebie zastąpić je wszystkie; wreszcie niepokojąca Phicydyjka, o łakomych i swawolnych ząbkach, których emalja zdaje się czuć i rozumieć rozkosz. Jedna, być może, jeszcze ci pozostała; ale, pewnego wieczora, i ona, świetna i zapalczywa propetis, rozwija białe skrzydła i ulatuje z pochylonem czołem, ukazując ci poraz ostatni — jak na obrazie Rembrandta ów anioł znikający oczom Abrahama — swoje cudowne skarby, których sama nie zna i które tobie tylko było danem podziwiać w okrzyku upojenia i tulić pieszczącą dłonią.
Tak pozbawiony wszystkich tych stopniowań rozkoszy, tych fantazyj zmysłów i duszy, kapryśnych grotów Amora, zostałeś skazany na najpospolitszy sposób wyrażania miłości, na ową najpierwotniejszą i zbyt prostoduszną postać małżeńskiego obcowania, ów bogobojny hołd jaki oddawał naiwny Adam naszej wspólnej matce, co z pewnością podsunęło wężowi myśl aby ją oświecić. Ale ten tak wymowny objaw nie zdarza się często. Większość małżeństw składa się ze zbyt dobrych chrześcijan, aby naśladować zwyczaje pogańskiej Grecji. Toteż, pomieściliśmy w kategorji ostatnich symptomów pojawienie się w spokojnej sypialni małżeńskiej owych wyuzdanych rozkoszy, które zazwyczaj są dziećmi niedozwolonej miłości. W swoim czasie i miejscu, omówimy obszerniej ten objaw, tak bogaty w uroki; tutaj, ogranicza się on najczęściej do pewnej obojętności, a nawet odrazy do uciech małżeńskich, którą ty tylko jesteś zdolny ocenić.
Uszlachetniając w ten sposób swą godnością przeznaczenie małżeństwa, żona utrzymuje równocześnie, iż ona powinna mieć swoje zdanie, a ty swoje. „Przecież idąc zamąż (powiada) kobieta nie składa ślubu, że wyrzeknie się własnego rozsądku. Czyliż istotnie żona ma być niewolnicą? Prawa ludzkie mogą spętać ciało, ale myśl!... och, tę postawił Bóg nazbyt blisko siebie, aby jakakolwiek tyranja mogła jej dosięgnąć“.
Te poglądy są zawsze owocem albo zbyt wolnomyślnego wykształcenia, jakie zdołała sobie przyswoić dzięki twej pobłażliwości, albo też własnych refleksyj, również przez ciebie tolerowanych. Toteż, kwestji wykształcenia w małżeństwie poświęcimy oddzielne Rozmyślanie.
Następnie, żona zaczyna stopniowo mówić: „Mój pokój, moje łóżko, moje mieszkanie“. Na to lub owo odpowie ci: „Ależ, mój drogi, to ciebie nic nie obchodzi“. Albo: „Mężczyzna ona swój wydział w domu, a kobieta swój“. Wreszcie, ośmieszając mężczyzn którzy mieszają się do gospodarstwa, będzie utrzymywała, iż „są rzeczy, o których mężczyźni nie mają żadnego pojęcia“.
Liczba rzeczy, o których nie masz żadnego pojęcia, będzie z każdym dniem wzrastać.
Pewnego pięknego poranku, spostrzeżesz, iż, w waszej małej kapliczce, wznoszą się dwa ołtarze, w miejsce jednego, przed którym odprawiało się dotąd nabożeństwo. Ołtarz żony i twój własny staną się odrębne, odrębność zaś ta będzie ciągle wzrastać, zawsze w myśl systemu godności kobiecej.
Wówczas zjawią się pewne poglądy, które, wbrew twej woli, zostaną ci wpojone zapomocą żywej siły, istniejącej od wieków, jakkolwiek mało znanej. Siła pary, siła konia, człowieka lub wody, są to wszystko dobre wynalazki; ale natura obdarzyła kobietę silą moralną, z którą te wszystkie nie mogą iść w porównanie: nazwiemy ją siłą terkotki. Potęga ta polega na nieustannem powtarzaniu tego samego brzmienia, na powrocie tak dokładnie jednakowym tych samych słów, na kołowaniu tak niezmiennem tych samych myśli, że, słysząc je bez przerwy, uznajesz w końcu ich słuszność, byle uwolnić się od dyskusji. Zatem, potęga terkotki wyłoży ci jak na dłoni:
Że powinieneś się czuć bardzo szczęśliwy z posiadania żony tak pełnej zalet;
Że, wychodząc za ciebie, wyświadczyła ci aż nazbyt wiele zaszczytu;
Że kobiety mają o wielu rzeczach trafniejszy sąd niż mężczyźni;
Że powinieneś we wszystkiem zasięgać rady żony i prawie zawsze jej słuchać;
Że powinieneś szanować matkę swoich dzieci, czcić ją, mieć do niej zaufanie;
Że najlepszym środkiem aby nie być oszukiwanym, jest spuścić się zupełnie na delikatność kobiety, albowiem, według odwiecznej maksymy której nasze niedołęstwo pozwoliło się zakorzenić, mężczyzna nie ma sposobu zapobiec zminotauryzowaniu go przez jego małżonkę;
Że prawowita żona jest najlepszą przyjaciółką mężczyzny;
Że kobieta jest panią w domu, a królową w swoim salonie, i t. d.
Mąż, który próbuje stawić opór tym zdobyczom, wydartym męskiej władzy przez „godność kobiecą", popada w kategorję predestynowanych.
Zrazu, wszczynają się sprzeczki, które, w oczach żony, czynią zeń tyrana. Tyranja męża jest bardzo niebezpiecznem usprawiedliwieniem „fałszywego kroku" kobiety. Zresztą, w tych utarczkach, umieją one zawsze udowodnić swoim rodzinom, rodzinie męża, całemu światu, nawet nam samym, że nie mamy nigdy słuszności. Jeżeli, dla świętego spokoju, lub pod wpływem miłości, uznasz raz owe urojone prawa kobiety, wówczas dajesz żonie w rękę przewagę, którą będzie wyzyskiwała na każdym kroku. Mężowi, jak rządom, nie wolno nigdy uznać swego błędu. Wówczas bowiem groziłoby twej władzy zupełne rozbrojenie przez zdradziecki system godności niewieściej; wówczas wszystko byłoby stracone: od tej chwili, żona wymuszałaby na tobie jedno ustępstwo po drugiem, aż w końcu wypędziłaby cię ze swego łóżka.
Posiadając właściwy kobietom spryt, zręczność, złośliwość, mając dość wolnego czasu aby starannie przyspasabiać zatrute strzały ironji, żona obróciłaby cię w śmieszność, w razie chwilowego zachwiania się twoich poglądów. Dzień zaś, w którym żona potrafi cię ośmieszyć, będzie ostatnim dniem twego szczęścia. Odtąd władza twoja pogrzebana. Kobieta, która raz śmiała się z męża, nie może go kochać. Mężczyzna winien być dla kochającej kobiety istotą pełną siły i powagi; musi jej zawsze imponować. Rodzina nie mogłaby się ostać bez despotyzmu. Narody, zastanówcie się nad tem!
Dlatego też, trudna sztuka zachowania się mężczyzny wobec tak groźnych wypadków, ta wysoka polityka małżeńska, będzie przedmiotem drugiej i trzeciej części. Ten brewjarz machjawelizmu małżeńskiego nauczy was sposobu zachowania przewagi w jej tak lekkim i wiotkim umyśle, w tej duszy z koronek, jak ją określił Napoleon. Poznacie, w jaki sposób mężczyzna może okazać spiżowy hart, jak może podjąć tę małą wojnę domową i nie ustąpić nic ze swego panowania, pod grozą utraty szczęścia. Albowiem, gdybyś się wyrzekł władzy, żona poczęłaby cię lekceważyć za sam fakt bezsilności; z tą chwilą, przestałbyś być dla niej mężczyzną.
Ale nie czas jeszcze na rozwijanie teorji i zasad, któremi kierując się, mąż będzie mógł połączyć wytworność z bezwzględnością; na razie, niech wystarczy ta wzmianka o ważności dalszych rozdziałów, i — idziemy dalej.
W tej fatalnej epoce, żona spróbuje zręcznie uzyskać prawo wychodzenia sama.
Niegdyś byłeś jej ideałem, jej bożyszczem. Obecnie, doszła do stopnia pobożności, który pozwala spostrzegać dziury w szatach świętych.
— Ach, Boże, mówiła pani de la Vallière do męża, mój drogi, jak ty nieładnie nosisz szpadę! Pan de Richelieu trzyma ją zawsze prosto przy boku; powinieneś się tego nauczyć, to o wiele w lepszym guście.
— Moja droga, nie można było w wytworniejszy sposób przypomnieć mi, iż od naszego ślubu upłynęło już pięć miesięcy!... odparł książę, a odpowiedź tę powtarzano sobie za panowania Ludwika XV.
Będzie starała się przeniknąć twój charakter, aby znaleźć broń przeciw tobie. To studjum, tak sprzeczne z miłością, objawi się w tysiącu drobnych zasadzek, które ci będzie podsuwała, aby cię umyślnie doprowadzić do szorstkiej odpowiedzi, połajania, i t. d.; albowiem, gdy kobieta nie ma dostatecznego usprawiedliwienia na zminotauryzowanie swego męża, usiłuje je stworzyć.
Być może, w tej epoce zacznie siadać do stołu nie czekając na ciebie.
Jeśli będziesz powozem przejeżdżać przez jakieś miasto, zwróci twoją uwagę na najrozmaitsze rzeczy których sam nie spostrzegłeś; będzie śpiewała przy tobie bez śladu zakłopotania; będzie w pół zdania przerywała gdy mówisz, nie zawsze odpowiadała gdy się do niej zwracasz; wogóle, na dwadzieścia sposobów będzie ci się starała udowodnić, iż zachowuje w twojej obecności całą pełnię władz umysłowych i własny sąd o rzeczach.
Będzie się starała zniweczyć twój wpływ na zarząd domu, a nawet stać się samowładną panią majątku. Zrazu, walka ta będzie tylko rozrywką dla duszy jej, dręczonej pustką, lub poruszanej zbyt silnemi wzruszeniami; z czasem, znajdzie w twej opozycji nowy sposób ośmieszenia cię. Na uświęconych wyrażeniach jej nie zbraknie, a my Francuzi tak łatwo ustępujemy przed ironicznym uśmiechem!...
Od czasu do czasu, pojawią się migreny i ataki nerwowe; ale te oznaki będą przedmiotem osobnego Rozmyślania.
W towarzystwie, będzie mówiła o tobie bez zarumienienia i będzie spoglądać na ciebie wzrokiem pewnym i śmiałym.
Zacznie krytykować twoje najdrobniejsze czynności, o ile będą się sprzeciwiały jej poglądom lub tajemnym zamiarom.
Przestanie troszczyć się o to co ciebie dotyczy; nie będzie nawet wiedziała czy masz wszystko czego ci trzeba. Przestaniesz być dla niej miarą porównań.
Na wzór Ludwika XIV, który przynosił swoim przyjaciółkom bukiety kwiatu pomarańczowego, stawiane co rano na jego stole przez ogrodnika, pan de Vivonne ofiarowywał żonie, w pierwszej epoce małżeństwa, prawie co dnia wiązankę rzadkich kwiatów. Pewnego wieczora, spostrzegł bukiet leżący na stoliczku, a nie, jak zazwyczaj, w wazonie pełnym wody.
— Oho, powiedział sobie, jeżeli jeszcze nie jestem dudkiem, to niebawem nim zostanę.
Jesteś tydzień w podróży i nie dostajesz listu, albo dostajesz taki, w którym trzy ćwiartki są próżne... Także oznaka.
Przyjeżdżasz na koniu wielkiej ceny, na którym ci bardzo zależy i, między dwoma całusami, żona troszczy się o konia i owies dla niego... Znowu oznaka.
Do tych rysów, możecie dodać sto innych. My, w tej książce, zawsze będziemy się starali malować al fresco, wykończanie zaś minjatur zostawiamy czytelnikowi. Zależnie od charakterów, objawy te, kryjące się pod wypadkami codziennego życia, mogą się odmieniać w nieskończoność. Jeden odkryje nowy symptom w sposobie wkładania szala, gdy inny musi dostać szczutka w samo serce, aby się domyślić obojętności żony.
Pewnego wiosennego poranku, nazajutrz po balu, lub w przeddzień wycieczki na wieś, sytuacja dobiega ostatniego okresu. Żona nudzi się, szczęście dozwolone nie ma już dla niej powabu. Jej zmysły, wyobraźnia, może kaprys samej natury, domagają się kochanka. Jednakże, nie ma jeszcze na tyle odwagi, aby wplątać się w miłostkę której następstwa i szczegóły przerażają ją. Jeszcze się z tobą liczy; jeszcze, jakkolwiek niewiele, ważysz na szali wahań. Z drugiej strony, zjawia się Kochanek, zdobny we wszystkie wdzięki nowości, we wszystkie uroki tajemnicy. Walka, która rozpoczęła się w sercu twej żony, staje się w obliczu nieprzyjaciela bardziej realną i groźną niż kiedykolwiek. Wkrótce, im więcej niebezpieczeństw i ryzyka, tem goręcej zapragnie rzucić się w zaczarowaną otchłań obaw, radości, niepokojów i rozkoszy. Wyobraźnia jej rozpala się i sypie iskrami. Przyszłe życie przybiera w jej oczach romantyczne i tajemnicze barwy. W ciągu tej godziny, tak uroczystej dla kobiet, dusza odczuwa jakby pogłębienie swego istnienia. Wszystko w niej drga, wszystko pręży się i łamie. Żyje trzy razy pełniej niż poprzednio, i, na miarę chwili obecnej, wyobraźnia jej kształtuje sobie przyszłość. Te trochę szczęścia, które zaledwie zdołałeś jej dać, zwraca się wówczas przeciwko tobie; teraz upaja się nietyle temi rozkoszami których doznała, ile temi których się spodziewa: czyż wyobraźnia nie przedstawia jej stokroć żywszych wzruszeń w objęciach tego kochanka, którego prawo jej zabrania, niż w twoich? Słowem, lęk napawa ją rozkoszą, a rozkosz przejmuje lękiem. Lubi tę atmosferę niebezpieczeństwa — miecz Damoklesa zawieszony nad twą głową twoją własną ręką; woli tę rozpaczliwą agonję namiętności od owej martwoty małżeńskiej, gorszej niż śmierć sama; od tej obojętności, będącej raczej zanikiem wszelkiego uczucia niż jakiemkolwiek uczuciem.
A teraz, ty, którego może czekają pilne akta w ministerjum, wykazy wierzytelności w Banku, zlecenia giełdowe lub przemówienia w Izbie, ty, młody człowieku, który z takim zapałem, z tyloma innymi, przysięgałeś, w pierwszem Rozmyślaniu, iż, broniąc swej żony, bronić będziesz własnego szczęścia, cóż możesz przeciwstawić tym tak naturalnym pragnieniom?... Wszak dla tych istot, całych z płomienia, żyć, znaczy czuć; z chwilą gdy nie doznają wzruszeń, przestają istnieć. To samo prawo natury, na mocy którego ty chodzisz, staje się u niej źródłem tego mimowolnego minotauryzmu. „Jestto skutek prawa ruchu“, mawiał d’Alembert. Gdzież są tedy twoje środki obrony?... gdzie?
Niestety! jeżeli żona nie skosztowała jeszcze jabłka z ręki Węża, Wąż znajduje się tuż; ty śpisz, my cię budzimy, i książka się rozpoczyna.
Nie zapuszczając się w dociekania, ilu mężów, wśród owych pięciuset tysięcy których dzieło to dotyczy, zostało w kategorji predestynowanych; ilu, żeniąc się, uczyniło zły wybór; ilu popełniło ciężkie błędy w samym początku; nie dochodząc, czy w tej licznej armji znajduje się więcej lub mniej takich którzy mogą odpowiedzieć warunkom potrzebnym aby walczyć ze zbliżającem się niebezpieczeństwem, przedstawimy, w drugiej i trzeciej części, sposoby zwalczania Minotaura i ustrzeżenia cnoty kobiecej. Jednakże, gdyby nawet fatalność, szatan, zakon kawalerów i zbieg okoliczności uczyniły twą zgubę nieuniknioną, wówczas, śledząc nici poruszające całym tym mechanizmem, patrząc na walki jakie toczą ze sobą wszystkie małżeństwa, może znajdziesz w tem jakąś pociechę. Wielu ludzi ma tak szczęśliwe usposobienie, iż, skoro pokazać im gdzie, wyjaśnić jak i dlaczego, podrapią się po czole, zatrą ręce, przytupną nogą, i już są zadowoleni.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Honoré de Balzac i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.