[176]LXVIII.
Flądra.
O ile miło widziéć panienki
Odziane w schludne, ładne sukienki,
Z czystym fartuszkiem, lśniącym trzewiczkiem,
Włosem bez pierza, umytém liczkiem,
O tyle znowu chwalić rzecz trudna,
Gdy panna... brudna.
Znałem dzieweczkę pilną i grzeczną,
Cichą, łagodną, dobrą, nie sprzeczną,
A jednak wszystkie owe zalety
Były w niéj tylko zawsze niestety
Jedynie próbą, chęcią bezwiedną,
Przez wadę jedną.
Była niechlujną. Zaraz od rana
Idzie na pensyę nieuczesana,
Z kurzem na nóżkach, pyłem za uszkiem,
Pierzem we włosach, zmiętym fartuszkiem:
A panny widząc tę postać lichą,
Chichoczą cicho.
Czasem ją Matka weźmie w obroty,
Da nową suknię, ułoży włoski:
A co tam trudów, starań, roboty,
Zabiegów, pracy, kłopotów troski,
By wyglądała panienka ładnie,
Nikt nie odgadnie.
[177]
Lecz wszystko za nic. Zaledwie Mama
Otworzy oczy — kryzka pogięta,
Włosy w nieładzie, na sukni plama,
Stanik rozdarty, czarne rączęta...
A nasze dziéwczę u wszystkich ludzi,
Zawsze wstręt budzi.
Powiedzcie same, o lube dziatki,
Ileż to zmartwień, wstydu i sromu,
Dla domowników, Ojca i Matki,
Tak niestaranną miéć pannę w domu,
Którą za karę wielcy i mali
Flądrą przezwali.
Powiedzcież same, czyliż to sposób,
Przestróg Matczynych, zdrowia zasadę,
Szczére uznanie statecznych osób,
Niszczyć przez jednę niedbalstwa wadę,
A w gronie ludzi dalszém i blizkiém
Być pośmiewiskiem?