Flamarande/XXVIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Flamarande |
Data wyd. | 1875 |
Druk | A. J. O. Rogosz |
Miejsce wyd. | Lwów |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Flamarande |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Czy robił jeszcze jakie próby i używał znowu tajemniczych zaklęć, jakim uległ Gaston nazajutrz po swojem urodzeniu? Hrabia o niczem nie wątpił, bo był zabobonny. Ja zaś, który nigdy nie wierzyłem w swoją gwiazdę, wyjechałem bardzo niespokojny do Nicei, gdzie spodziewałem się zastać na jarmarku mamkę Gastona. W istocie znalazłem ją w tłumie i kazałem jej nazajutrz wyjechać do Paryża, sam zaś udałem się tam natychmiast, zaopatrzony przez nią w różne wskazówki i pełnomocnictwo do odebrania jej syna z Saint Germain. W oznaczonem miejscu i czasie stawiła się z Gastonem, oddała mi go, i odebrała z rąk moich swoje dziecię. Według umowy wypłaciłem jej dwadzieścia tysięcy franków, aby mogła osiąść w okolicach Paryża. Wziąłem Gastona za rączkę i uwiozłem go czemprędzej we fiakrze, obawiając się, aby poczciwa kobieta w przystępie tak różnorodnych uczuć jak radość z odzyskania swego dziecka, a smutek przy rozstaniu z dzieckiem przybranem, które tak polubiła, nie wygadała się z czem przed Gastonem. Starałem się wszelkiemi sposobami rozerwać Gastona, zabawić go i dać mu przez dwa dni wypocząć w zaimprowizowanem naprędce mieszkaniu na jednem z przedmieść Paryża, poczem dyliżansem udałem się z nim tajemnie do Flamarande.
Miałem nieograniczone pełnomocnictwo, mogłem więc plan mój doprowadzić do skutku. Przywiązałem się do tego dziecka, i zależało mi na tem, aby było szczęśliwe; za nic w świecie nie byłbym je powierzył prostym najemnikom. Nigdzie nie spotkałem godniejszej i uczciwszej rodziny od Michelin’ów. Wreszcie nie znałem miejscowości właściwszej do zagrzebania tajemnicy, jak nieprzystępną wioskę Flamarande. Pani de Montesparre od czasu wyjazdu pana Salcéde boleśnie zawiedziona w swoich projektach, znienawidziła Montesparre. Nie przyjeżdżała tam wcale i nosiła się z zamiarem sprzedania tej majętności. Pan Salcéde gdyby wrócił z swojej wędrówki, nie miałby słusznej przyczyny zwiedzenia tych okolic, a gdyby nawet powrócił i gdyby znowu pani de Montesparre ofiarowała mu swój zamek na mieszkanie, to po ostrożnościach jakie miałem zamiar przedsięwziąć, dochodzenie tajemnicy byłoby zupełnie bezskutecznem. Ostatecznie zaś zniewoliła do obrania tego właśnie miejsca nadzieja, że z czasem hrabia uzna swój błąd i zechce naprawić złe, jakie niesprawiedliwością swoją wyrządził. Chciałem żeby Gaston w tej stanowczej chwili znalazł się tuż pod ręką, i żeby hrabia mógł stosownie do treści znajdującego się w mojem ręku zeznania powiedzieć swej żonie bez wyjawienia istotnej przyczyny:
— Chciałem go wychować jako wieśniaka, aby mu zapewnić wytrwałe zdrowie, a przewidując opór z twej strony wykradłem ci go; nie wydaliłem go jednak z rodzicielskiego domu, jest w moim majątku, w mojej własności, u mnie, wychowany przez oddanych mi i zaufanych ludzi, pod moją nieustanną opieką.
Konieczną by było rzeczą, żeby w danym razie hrabia mógł w ten sposób wyjaśnić rzecz i żonie i światu całemu.
Takie wyjaśnienie swojego postępku uczynione przez niego samego, zadziwiłoby bez wątpienia wszystkich, ale zadziwiłoby mniej niż wszelkie inne. Znano go jako dziwaka, a byli tacy, którzy go nawet mieli za zupełnego warjata. W każdym zaś razie wobec takiego tłumaczenia się, nie mogliby go pociągać do sądowej odpowiedzialności. Nadużył wprawdzie władzy rodzicielskiej, ale nadużył jej tylko z korzyścią swojego syna. Ja zaś byłem posłuszny głowie rodziny, i mogłem udowodnić starania i względy, jakiemi otaczałem powierzone mi dziecię. Nie można było Gastona zaliczyć ani do rzędu opuszczonych ani też zatajonych dzieci, bo nie zatajono urodzenia jego przed władzą. Akty urodzenia jego były w porządku, akty zejścia jego i mamki nie istniały nigdzie, bo przypuszczano tylko, że mogła się z nim utopić.
Uważałem więc myśl umieszczenia go w Flamarande za wyborny wynalazek i udałem się tam z postanowieniem powierzenia dziecka jako mego syna dzierżawcy pana hrabiego.