Flirt z Melpomeną/Jerome-Jerome, Miss Hobbs
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Flirt z Melpomeną |
Wydawca | Instytut Wydawniczy „Biblioteka Polska“ |
Data wyd. | 1920 |
Druk | Drukarnia Ludowa w Krakowie |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały zbiór |
Indeks stron |
Mamy z córkami, przybywajcie! Pensyonaty żeńskie, do ogonka przy kasie! Dziś, albo nigdy! Oto jedyna, nieoszacowana sposobność, dzięki której możecie, dziewczątka, wsunąć na chwilę wasze ciemne albo płowe główki w paszczę smoka, możecie ujrzeć wnętrze teatrzyku którego imię obijało się wam dotąd tak drażniąco o uszy. Niewinność, anielska niewinność zakwitła na scenie „Bagateli“ i z duszy pragnie kwitnąć jak najdłużej, choćby do 25 przedstawień. A wy, rówieśnicy moi, świadomi życia i wszelkich spraw jego, niechaj was nie odstrasza ten apel do maluczkich: i wam nie zaszkodzi odetchnąć przez parę godzin miłą atmosferą tej arcy-panieńskiej komedyi.
Wyobraźmy sobie np. coś niby Klarę ze Ślubów panieńskich, ale wzrosłą i wychowaną w dzisiejszej Ameryce, a będziemy mieli miss Hobbs: dobrą, niewinną, stworzoną do kochania i małżeństwa dziewczynę, która, wskutek przykładów rodzinnych oraz „kilku złych książek czytanych czemprędzej“ wyrobiła w sobie nienawiść i wzgardę dla rodu męzkiego. I wyobraźmy sobie Gustawa z tychże samych Ślubów, który spędził ośm lat przy ambasadzie w Japonii: pusty z pozoru ale w gruncie serdeczny chłopak, który, zamierzywszy zrazu dla zabawy poskromić miss Hobbs, rychło ulega urokowi panny, jej talentom sportowym, wioślarskim, etc., i, dawszy jej poglądową a skuteczną lekcyę kobiecości, znajduje w niej wybraną towarzyszkę polowań na tygrysy („krokodyla daj mi luby...“)... Gustaw stanowi tedy parę nie z Anielą lecz z Klarą; oto różnica; ale pozatem istnieją poważne analogie motywów: i ta jakaś „inna“, którą on kocha a która potem okazuje się właśnie „tą“; i chustka nawet, którą amant każe sobie wiązać niby skaleczoną rękę... I przyszło mi na myśl, że szczęście to prawdziwe iż Śluby powstały wcześniej; inaczej, ani chybi, mielibyśmy, w historyi literatury, nowe „źródło“ do twórczości Fredry.
Ale co Ameryka, to nie wioska pani Dobrójskiej: tutaj, panna rozbija zgodne małżeństwa i narzeczeństwa, zakłada we własnej, wytwornie urządzonej willi, „klub dla kobiet“, młodzieniec zaś wynajmuje sobie yacht (co więcej, mówi o tem, jak o rzeczy najnaturalniejszej w świecie!), i na tym-to yachcie rozgrywa się kulminacyjna scena. Udając, dzięki gęstej mgle, iż yacht stojący w porcie zerwał się z kotwicy i znalazł się na pełnem morzu, zuchwalec doprowadza zaciekłą sufrażystkę i emancypantkę do tego, iż jemu, mężczyźnie, smaży kotlety i miele kawę na młynku! I przy tym młynku do kawy, nad tym skwierczącym rusztem, obudziły się snadź w miss Hobbs jakieś ciemne atawistyczne instynkty z epoki kiedy niewiasta przyrządzała mężczyźnie strawę, podczas gdy on borykał się z niebezpieczeństwem: uczuła się kobietą, serce zadrgało w niej mętnem poczuciem przeznaczeń macierzyństwa, odgadła w mężczyźnie swego naturalnego pana i władcę. Wszystkie inne pary doszły jeszcze wcześniej do porozumienia; Eros, wygnany na chwilę, jak w pamiętnej sztuce p. Konczyńskiego, zwycięża na całej linii.