George Sand (Wotowski)/Dobra pani z Nohant
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | George Sand |
Podtytuł | Aurora Dudevant. Kobieta nieposkromionych namiętności. Ostatnia miłość w życiu Chopina |
Wydawca | „Drukarnia Teatralna“ F. Syrewicza i S-ki |
Data wyd. | 1928 |
Druk | „Drukarnia Teatralna“ F. Syrewicza i S-ki |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Ilustrator | Julien-Léopold Boilly |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
DOBRA PANI Z NOHANT.
Z biegiem czasu figlarny i wyprawiający skandale w męskim ubiorze George — przedzierzga się w stateczną i czcigodną matronę, otoczoną powszechnym szacunkiem. O ile dawniej zarzucano życie nierządne, o tyle teraz zachwycają się jej statecznością.
„La bonne dame de Nohant“ — dobra dziedziczka z Nohant...
Musset... Pagello... miłostki inne... są zapomniane. Jeśli poprzednio goniła za burzliwemi przygodami — obecnie pragnie spokoju na łonie rodziny. Maurycy prawie stale zamieszkuje z matką, pogodziła się z Solange jak również, z Clésingerem, gdy przyszły na świat wnuki.
Sand miała — skoro nie chodziło o wybrańców serca — dobry charakter, była miłosierna i uczynna. Często przebiegała sama okolice Nohant, świadcząc najprzeróżniejsze usługi sąsiednim wieśniakom, którzy uwielbiali swoją dziedziczkę. Wdawała się z niemi w długie dysputy, pocieszała, doradzała, wspomagała pieniężnie.
Lubiła zwierzęta, szczególnie ptactwo... W surowe zimy kazała otwierać okna pałacu a gdy biedne ptaszyny chroniły się do pokoi przed mrozem, karmiła je i pielęgnowała aż do wiosny... wtedy zwracając im wolność. Pełno było w pałacu psów bezdomnych, kotów a szpaki i wróble niejednokrotnie gościom skakały po głowach.
Śród takiego monotonnego a dalekiego od burz i trosk życia a przedewszystkiem wytężonej, olbrzymiej literackiej pracy, płynęły dwa ostatnie dziesiątki lat życia kasztelanowej.
Naogół nudno nie było. W Nohant istniał cały dwór. Mimo pozornie oziębłego „zaspanego“ początkowo przyjęcia gospodyni, każdy po jakimś czasie czuł się tam tak swobodnie, czuł się tak dobrze, że przybywszy z zamiarem spędzenia paru dni bawił miesiące. Malarz Eugenjusz Lambert przyjechawszy na tydzień — pozostał dziesięć lat!
Ci to stali goście, ten wieczny dwór, pochłaniał zarobki Sand, będące przy jej płodności istotnie olbrzymiemi. Obliczano, iż przeciętnie, mimo wydawców, którzy obdzierali i oszukiwali, zarabiała piórem rocznie do stu tysięcy franków.
Do Nohant zjeżdżali nie tylko przyjaciele i zaproszeni goście. Napływały tam tłumy ciekawskich, specjalnie cudzoziemców, bo sława autorki „Indjany“, „Lelji“, „Mauprat’a“ napełniała całą Europę.
Rzadko kiedy George przyjmowała intruzów i z całym spokojem płatała prawie wszystkim figle.
Razu pewnego, dla dokonania wywiadu, przybywa jakaś rozentuzjazmowana angielka i po długich staraniach zostaje dopuszczona przed oblicze pisarki. Wyciąga notes, poczyna indagować.
— Kiedy pani pracuje?
— Nigdy nie pracuję!
— Ho! ho! Ale romanse pani... kiedy pani je tworzy?
— Rodzą się same! Rano, w wieczór i w nocy.
— Jakiem jest pani dzieło ulubione?
— „Olympja!“
— Ho! Nie znam takiego.
— Nic dziwnego, bo go jeszcze nie napisałam!
Innego dnia donoszą Sand, że jakaś czcigodna miss o końskiej twarzy i ekscentrycznym kapeluszu pragnie ją widzieć. Sand nie ma ochoty na rozmowę i nie wie jak się wykręcić od nudnej wizyty, gdy wtem nawija się pod rękę młody Franciszek Laur, piętnastoletni chłopak, bawiący w Nohant.
— Chodź no tutaj!
Łapie młodzieniaszka, szminkuje, pudruje, ubiera w suknie kobiece, na głowę nakłada jakąś z nadwornego teatru perukę...
— Jazda! Masz udawać George Sand, tylko poruszaj się z godnością i nie rób mi wstydu!
Chłopak majestatycznym krokiem wchodzi do salonu a na jego widok zrywa się miss zaczerwieniona i szczęśliwa.
— Pani — bełkoce — co za zaszczyt... Przybyłam... jestem... och, jakam szczęśliwa, że panią widzę! Specjalnie zdobyłam się na podróż z Anglji do Francji w tym celu! Och! jaka pani jest piękna!
Smarkacz milczy z miną pełną godności.
— Ileż czytelników posiada pani u nas w Anglji! Jak dumną będę, gdy opowiem o mojej wizycie! Widziałam samą George Sand, siedziałam w jej salonie...
Potok zachwytów trwa bez końca. Chłopak nie wiedząc, jak go przerwać, poczyna pukać palcem w czoło.
Angielka patrzy zdumiona.
— Natchnienie! — szepce figlarz cicho i opuszcza salon.
— Boże! — woła angielka, zrywając się ze swego miejsca — będę mogła opowiedzieć w Londynie, iż widziałam Sand w chwili natchnienia!
Tak powstają pamiętniki o wizytach u wielkich ludzi, a zacna miss, nieświadoma kawału, rozmowę z Laurem zaliczyła, zapewne, do najpiękniejszych momentów swego żywota.
∗
∗ ∗ |
Sand, nawet w wieku sześćdziesięciu paru lat, nie brakło oświadczyn miłosnych.
Razu pewnego otrzymała list:
„Pani! Jakżeś piękna! Jaki genjusz błyszczy w twoich oczach... ileż razy przyciskały się moje usta gorące do twej fotografji, ileż razy zjawiałaś mi się wśród bezsennych nocy! Kocham cię, kocham do szaleństwa!... Kocham cię aniele czy demonie! Bo jesteś mi aniołem, gdy czytam twe dzieła — demonem, gdy plotka niesie imiona twoich kochanków!“
Autorem oryginalnych oświadczyn był początkujący literat Eugenjusz de Mirecourt. Widocznie Sand pozostała dlań tylko demonem, bo w lat parę później nie omieszkał w swej biografji złośliwie podkreślić najbardziej kompromitujące przygody powieściopisarki.
∗
∗ ∗ |
Dnia 28 maja 1876 r. pisała Sand do doktora Henryka Favre’a, że nigdy tak dobrze się nie czuje, jak obecnie, że nigdy mózg jej nie pracował równie intensywnie i że w wieku siedemdziesięciu dwóch lat widzi i porusza się równie swobodnie, jak dwudziestoletnia dziewczyna.
Jakże kruchą zabawką jest organizm ludzki i jak kruchem życie człowieka!
Po tym liście, zdawałoby się świadczącym o kwitnącem zdrowiu, w parę dni później, niespodzianie z niezwykłą siłą wybuchła choroba. Co prawda, już od 1856 r., w którym przebyła Sand tyfus, skarżyła się często na bóle wewnętrzne, nie przypisując im jednak nigdy poważniejszego znaczenia.
Tym razem bóle są nieznośne, pada na kanapę, podnieść się nie może a nadbiegły syn Maurycy zastaje ją śród nieprzerwanych torsji.
Zawezwany miejscowy doktór Palpet, po obejrzeniu chorej, wziął syna na bok i oświadczył:
— Stan beznadziejny! Rak w żołądku...
Telegrafują do Paryża. Przybywa przyjaciel dr. Favre wraz z kilkoma chirurgami. Dnia 2-go czerwca ma miejsce operacja, którą Sand znosi ze stoicyzmem. Pot leje się z niej strumieniem, jest zmieniona. Prosi, aby wnuków nie wpuszczano do pokoju, żeby nie widzieli jej w tak „wstrętnym stanie“. Naogół operacja odbyła się dobrze, lekarze sądzą, że jest uratowana. Nagle jednak, 7 czerwca, następuje gwałtowne pogorszenie, otaczający widzą, że ostatnia chwila chorej nadeszła. George Sand wzywa wnuków, żegna się z niemi. Potem leży bezwładnie, szepcąc od czasu do czasu:
— A więc śmierć, śmierć...
Nagle w gorączce się zrywa:
— Żegnajcie, żegnajcie — woła — już umieram! Żegnaj Lino, żegnaj Maurycy, żegnaj Lolo, żeg... zapewne chciała wymienić imię trzeciej wnuczki Titiny, lecz sił zabrakło.
Po chwili: „Zasadźcie zieleń!... później... jestem głodna!...“
Podano jej nieco galarety. Jeszcze znakami żądała jedzenia. Podano buljonu. Po wlaniu do ust paru łyżeczek płynu, wzrok stał się szklanym, oddech chrapliwym... skonała.
Zgon nastąpił w nocy z 7-go na 8 czerwca.
Miało to miejsce o drugiej nad ranem, o tej samej godzinie, o której zmarł Chopin.
Dnia 10-go czerwca przybyli do Nohant książe Napoleon Bonaparte, Renan i Flaubert.
Co do ceremonji pogrzebowych powstała dyskusja. Ponieważ nie było ostatniej woli nieboszczki, Maurycy i paru przyjaciół oświadczało się za pogrzebem cywilnym, ze względu na antyklerykalne przekonania powieściopisarki. Uważali, iż postępując inaczej, zadanoby kłam całemu życiu i jej działalności literackiej, narażając się na śmieszność w oczach republikańskiej Francji. Solange jednak była odmiennego zdania i uporczywie nastawała na ceremonję religijną, aby nie wywoływać śród okolicznych wieśniaków zgorszenia i nie obrażać ich uczuć.
Ostatnie zdanie przeważyło i George Sand, wprawdzie po śmierci „przeszła przez kościół“.
Została więc pochowana z religijnemi obrzędami a setki wieśniaków odprowadzało z płaczem trumnę „dobrej pani z Nohant“ na miejsce ostatniego spoczynku.
Takiem było życie George Sand.