Granice opodatkowania/Część II/IV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Granice opodatkowania |
Wydawca | Towarzystwo Ekonomiczne w Krakowie |
Data wyd. | 1936 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała część II Cały tekst |
Indeks stron |
Tak więc na przestrzeni okresu 1927 — 1934 r. mamy do czynienia z wciąż wzrastającym obciążaniem dochodów prywatno-gospodarczych świadczeniami na rzecz gospodarki publicznej. Czy temu wzrostowi odpowiada również wzrost usług, dostarczanych jednostkom gospodarującym przez gospodarkę publiczną, jest rzeczą raczej wątpliwą. To pochłanianie przez gospodarkę publiczną coraz większych ilości siły kupna z dochodów jednostek gospodarujących świadczyć może o istnieniu niewątpliwej dysproporcji między stopniem zaspokojenia potrzeb zbiorowych a stopniem zaspokojenia potrzeb indywidualnych. Również uzasadniona wątpliwość co do przyrostu usług, odpowiadającego przyrostowi obciążeń, świadczyć może o istnieniu równie niewątpliwej dysproporcji między tym, co jednostka gospodarująca zyskuje w postaci dóbr i usług, dostarczanych jej przez gospodarkę publiczną, a tem, co traci przez ponoszenie tak stosunkowo wysokich świadczeń na rzecz tej gospodarki.
Jeżeli teraz spojrzymy na przedstawiony powyżej rozwój dochodu społecznego w Polsce oraz jego obciążeń na rzecz gospodarki publicznej, z punktu widzenia kapitalizacji dojść musimy do wniosku, że obecna sytuacja nie stwarza dlań pomyślnych warunków. W najpomyślniejszych latach (1928 i 1929) polskiego życia gospodarczego przeciętna pozostałość dochodu, przypadająca na jednego mieszkańca Polski, czyli przeciętna rozporządzalna część jego dochodu, mająca mu służyć na zaspokojenie wszystkich jego potrzeb indywidualnych z kapitalizacją włącznie, wynosiła 738 zł. rocznie. Tę sumę przeciętnie miał do rozporządzenia mieszkaniec Polski w latach 1928 i 1929 na zaspokojenie swych najbardziej dotkliwie odczuwanych potrzeb, jak jedzenie, ubranie i mieszkanie, ta suma musiała mu wystarczyć na zaspokojenie potrzeb kulturalnych oraz z tej sumy musiał jeszcze wygospodarować część, którą mógł przeznaczyć na powiększenie swego dochodu w przyszłości.
Ta rozporządzalna część dochodu nawet w najpomyślniejszych latach polskiej historii życia gospodarczego nie była, jak się okazuje, zbyt obfita z punktu widzenia dążenia do zaspokojenia wszystkich tych potrzeb z potrzebą kapitalizacji włącznie. Gdy zaś spojrzymy na rok 1934 i odpowiadającą mu sumę rozporządzalnej części dochodu, przypadającej przeciętnie na jednego mieszkańca Polski w wysokości zł. 486 i to złotych o tej samej sile kupna, co złote z roku 1928, wówczas trudno jest przypuścić, by przeciętny mieszkaniec Polski mógł marzyć o czymkolwiek więcej, poza zaspokojeniem swych najprymitywniejszych potrzeb. W tych warunkach nie tylko trudno jest myśleć o stopie kapitalizacji, przewyższającej stopę przyrostu ludności i o wzroście przeciętnego dochodu społecznego na głowę ludności, ale należy poważnie obawiać się dekapitalizacji i w związku z tym groźby spadku tego dochodu w przyszłości.
Tak więc z jakiegokolwiek punktu widzenia spojrzymy na zagadnienie stosunku dochodu społecznego do obciążeń tego dochodu na rzecz gospodarki publicznej, musimy dojść do wniosku, że obecnie w Polsce granica opodatkowania została już dawno i to dość daleko przekroczona.
W dodatku należy zwrócić uwagę na jedno, a mianowicie na to, że w niniejszej pracy uwzględnione zostały wyłącznie obciążenia dochodu społecznego na rzecz gospodarki państwowej. Nie wzięto natomiast pod uwagę dodatkowych obciążeń tego dochodu na rzecz samorządów terytorialnych, zawodowych i t. p. Z przeciętnej rozporządzalnej części dochodu, wynoszącej w roku 1934 zł. 486, należy więc jeszcze odjąć te wszystkie obciążenia, nie uwzględnione w tym opracowaniu.