A świat natrząsał się ze mnie.
Ja cześć przywrócę Bogów potędze: Merkury! bież do Plutona;
Z trzech najstraszliwszą przywiedź mi Jędzę, Niech się czas zemsty dokona.
Powiedz, że z całym cierpień nawałem Może rozgościć się w świecie.
O śmiertelnicy! zbyt was kochałem... Teraz, niewdzięczni, zginiecie!»
Ale gniew Boga minął niebawem. Słuchajcie, o władcy ziemi!
Zawsze przeważa łaska nad prawem Pomiędzy nieśmiertelnemi.
Z woli Jowisza gdy naszym losem Wy rozrządzacie jedynie,
Pomiędzy gniewem i gniewu ciosem, Pomnijcie, niech noc upłynie.
Pobiegł Merkury lekkiemi kroki W straszliwe piekieł ciemnice,
Kędy spełniają Bogów wyroki Trzy wężowłose siostrzyce.
Alekto była najsroższą pono W nieubłaganych Jędz gronie,
Więc przed Megerą i Tyzyfoną Pierwszeństwo dał Alektonie.
Dumna z wyboru, Furya zaciekła Rzucając królestwo cieni
Na Styks przysięgła i bramy Piekła, Że świat do szczętu wypleni.
Lecz Jowisz chmurnem przyjął obliczem Wieść o tak strasznej przysiędze,
I znów do Piekieł odprawił z niczem Okrutną i mściwą Jędzę.
Natomiast gromów ognistych pęki Na krnąbrne rzucił narody;
Lecz grom, z ojcowskiej wypadłszy ręki, Zahuczał — i zgasł bez szkody.
Ludzie, tą łaską rozzuchwaleni, Znów w błędy popadli stare.
Olimp jął szemrać. «Kiedyż się zmieni Twa groźba w przykładną karę?
— Przysięgam na to, Jowisz odpowie, Że nowe zgromadzę strzały:
Te nie zawiodą już, o Bogowie! W pustynię świat zmienię cały.
— Próżno się łudzisz, odrzekły Bogi; Niegroźną jest ojca ręka:
Ciosy jej słabe, choć wyrok srogi; Tych ciosów świat się nie lęka.
Jeżeli ludzkość ma być skarana Za tyle wieków niecnoty,
Wezwij Cyklopów, wezwij Wulkana, Niech inne ukują groty.»
Podjął się pracy Wulkan ochoczy I ukuł piorun dwojaki:
Jeden, co z drogi nigdy nie zboczy Rozdarłszy powietrzne szlaki;
Drugi, na trwogę stworzon jedynie, Olśniewa i huczy srodze,
Lecz zawsze pada w skały, w pustynie, A nieraz gubi się w drodze.
Pierwszym Olimpu rządzi potęga: Alekto ciska go blada;
Ten zaś, co nigdy celu nie sięga, Z dłoni Jowisza wypada.