<<< Dane tekstu >>>
Autor Bogumił Hoff
Tytuł Hala Juraszków
Pochodzenie Upominek. Książka zbiorowa na cześć Elizy Orzeszkowej (1866-1891)
Wydawca G. Gebethner i Spółka, Br. Rymowicz
Data wyd. 1893
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Kraków – Petersburg
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
HALA JURASZKÓW.



Jura wyszedł z chaty i zatrzymał się nad ścieżką wijącą się ze skalistego brzegu, stromo na na dół do potoku.
Jura był starym góralem wiślańskim. Nie znać po nim było, że liczył już lat 80, bo trzymał się jeszcze krzepko. Jego bujne siwe, prawie białe włosy, okalając twarz wygoloną, inteligientną, spadały w długich puklach na kark i ramiona.
Podniósł głowę i zdawało się, że patrzy wysoko gdzieś, ku lewej stronie.
Czy podziwiał ten cudownie piękny krajobraz owej perełki Beskidów zachodnich? Czy rozkoszował się widokiem tej czarującej dolinki pod źródłami Wisły, zwanej Hala Juraszków, otoczonej stromemi skłonami gór Baraniej i Cieńkowo, pokrytemi bujnym bukowym i świerkowym lasem, z pod którego kokieteryjnie wychylała się chatka góralska, w sąsiedztwie willi, służącej za schronisko myśliwym podczas polowania na głuszce?
Może więcej go obchodziło, nad budynkami położone, małe uprawne pole, i łąka zielona, albo niżej w głębokim cieniu z szelestem płynący potok górski spieszący połączyć się z białą Wisełką.
Może zachwycał się niezwykłym, w tej chwili fantastycznym widokiem gry światła i cieni?
Niestety! Stary Jura z tego wszystkiego nie widział nic, gdyż był ociemniały od lat kilku. W pamięci tylko zachował ten obraz, na który patrzał przez lat 70.
Dlaczego Jura obrócił głowę ku wschodowi, gdzie wysokie szczyty góry Baraniej zajaśniały w promieniach wieczornego jesiennego słońca?
Bo ze słabego blasku w zgasłych źrenicach chciał odgadnąć, czy słoneczko jeszcze świeci.
Staruszek wyciągnął rękę z kijem i domacując się ścieżki, powoli zeszedł na dół aż na drogę, ponad szumiącym potokiem Juraszków.
Skierował następnie kroki na prawo, trzymając się starannie prawej stromej drogi i dotykając kijem wystających skał i pojedyńczych buków. Unikał zbliżenia się ku lewej stronie, bo wiedział, że tam grozi mu niebezpieczeństwo spadnięcia do głęboko pod obmurowaną drogą bez poręczy szumiącego potoku.
Tak doszedł Jura do miejsca, gdzie potok Juraszków wpada do białej Wisełki, i tam przy rozstajnych drogach, tuż przed mostem, usiadł pod starym, na wpół spróchniałym bukiem. Nie widział przeciwległych stromych, skał, prostopadle wznoszących się do ogromnej wysokości, uwieńczonych cienistym lasem, ale słyszał grzmot niedalekich wodospadów i łoskot rzucającej się przez głazy na dół białej Wisełki.
Zadumał się staruszek.
Od czasu do czasu wydobywała mu się łza ze zgasłych oczu. Zapewne w ciągu długiej drogi życia znalazł nie mało cierni, ale góral nie płakałby, gdyby nie doznał nadzwyczajnego smutku.
Dziś bowiem była rocznica wielkiego jego nieszczęścia. Dziś przed 12 laty stracił jedyne pozostałe mu na starość dziecko, córkę ukochaną. Haniak[1] była urodziwą, hożą dziewuchą, z jasno-blond włosami, uplecionemi w bujny długi warkocz, z ciemno-szafirowemi oczami, z miłością spoglądającemi na ukochanego ojczulka, z ustami, na których igrał uśmiech wesoły. Pielęgnowała staruszka, jak ongi nieboszczka matka, i rozweselała go śpiewem.
Ach, jak ona ładnie śpiewała!
Ale cóż, poznała i pokochała Pawełka z pod „Czarnego“.
Weselisko miało się odbyć na Śty Michał. Haniak była szczęśliwą.
Ale niestety! Pawełka powołali do wojska i zapędzili do Bośnii.
Haniak codzień wieczorem siadywała pod starym bukiem, gdzie żegnała się z Pawełkiem i tam oczekiwała jego powrotu. Śpiewała, ale tak żałośnie, że krajało się od tego serce starego.
Pawełek nie wrócił.
Poległ w wojnie z Bośniakami.
Gdy wieść o tem doszła do Hali Juraszków, ogarnął wszystkich smutek wielki; a Haniak z rozpaczy straciła zmysły.
Wybiegła z chaty, rzuciła się na ziemię pod starym bukiem i leżała długo, jakby martwa, a gdy stary Jura przyszedł, aby ją podnieść, zerwała się i w szalonym pędzie, przebiegłszy most, znikła w gęstwinie, tam nad wodospadami.
Szukano jej do późnej nocy, ale napróżno. Nad ranem drwale przynieśli na Halę Juraszków okropną nowinę, że w falach dzikiej Wisełki, pod skałą, naprzeciwko starego buku, Haniak leży z roztrzaskaną głową, w podartem ubraniu.
Pochowali ją, a stary Jura ociemniał.
Odtąd co dzień przychodzi płakać pod starym bukiem, a gdy chłopiec nowego gazdy na Hali Juraszków późno wieczorem zbliża się, aby go odprowadzić do domu, Jura mawia:
— Cicho — nie przerywaj — Haniak śpiewa!
— Ależ to woda tak huczy — chodźcie do chałupy.
— Jeszcze nie — aż Haniak skończy śpiewać!

Warszawa.Bogumił Hoff







  1. Właściwość mowy Wiślan, znaczy: Hanusia.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Bogumił Hoff.