Han z Islandyi/Tom II/VII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Han z Islandyi |
Podtytuł | Powieść historyczna |
Wydawca | Biesiada Literacka |
Data wyd. | 1912 |
Druk | Drukarnia Synów St. Niemiry |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tytuł orygin. | Han d’Islande |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
— Tak, panie hrabio, właśnie to dzisiaj w zwaliskach Arbara, możemy się z nim spotkać. Różne okoliczności stwierdzają prawdziwość tej ważnej nowiny, którą, jak to już mówiłem panu hrabiemu, słyszałem wypadkiem wczoraj wieczorem, we wsi Oelmoe.
— A daleko jeszcze jesteśmy od zwalisk Arbara?
— Leżą one nad jeziorem Smiasen. Przewodnik upewniał mnie, że staniemy tam przed południem.
W ten sposób rozmawiało dwóch ludzi, jadącyh konno i owiniętych w ciemne płaszcze. Ludzie ci dążyli bardzo rano po jednej z tysiąca krętych i wązkich dróżek, jakie przerzynają na wszystkie strony las, leżący między jeziorami Smiasen i Sparbo. Przewodnik z gór, opatrzony w trąbkę i uzbrojony w siekierę, poprzedzał ich na siwym koniku, po za nimi zaś zdążało czterech innych jeźdźców, od stóp do głów uzbrojonych, ku którym podróżni często się obracali, jakby z obawy, żeby nie usłyszano ich rozmowy.
— Jeżeli ten rozbójnik islandzki znajduje się rzeczywiście w zwaliskach Arbara — mówił podróżny. którego koń, snać przez uszanowanie, szedł w pewnej odległości za wierzchowcem jego towarzysza — w takim razie wieleśmy zyskali, najtrudniej bowiem było wynaleźć tę istotę niedoścignioną.
— Tak sądzisz, Musdoemonie? A gdyby odrzucił nasze propozycye?...
— Niepodobna, wasza łasko! Złoto i bezkarność — jakiż zbrodzień mógłby się temu oprzeć?
— Wiesz przecie o tem, że rozbójnik ten nie jest zwyczajnym zbrodniarzem. Nie sądź go zwykłą miarą. Jeśliby więc odmówił, jakże wtedy dotrzymać obietnicy, uczynionej przedwczoraj w nocy trzem dowódcom buntu?
— Ależ w takim razie, szlachetny hrabio, choć tego nie przypuszczam, jeśli go tylko znajdziemy, czy wasza łaska zapomina, że fałszywy Han z Islandyi czekać mnie będzie za dwa dni, na miejscu umówionem. z trzema dowódcami, to jest na płaszczyźnie Gwiazdy-Niebieskiej, skąd zresztą bardzo blizko do zwalisk Arbara?...
— Zawsze masz słuszność, kochany Masdoemonie — rzekł szlachetny hrabia, poczem obydwaj pogrążyli się w zamyśleniu.
Musdoemon nakoniec, któremu wiele na tem zależało, aby swego pana utrzymać w dobrym humorze, dla rozerwania go, spytał przewodnika:
— Co to za krzyż kamienny, mój zuchu, co się wznosi tam wysoko, po za temi młodemi dębami?
Przewodnik, z wytrzeszczonymi oczami i głupią miną, odwrócił głowę i kiwnąwszy nią kilkakrotnie, rzekł:
— Och! panie, to nie krzyż, ale najdawniejsza szubienica w całej Norwegii. Święty król Olaus kazał ją wystawić dla sędziego, który zawarł ugodę z rozbójnikiem.
Musdoemon spostrzegł, że objaśnienie przewodnika wywarło na jego dostojnym towarzyszu wcale niemiłe wrażenie.
— Była to — mówił dalej przewodnik — szczególniejsza historya; moja matka Osya opowiadała mi ją. Oto rozbójnikowi kazano powiesić sędziego...
Biedny przewodnik w swojej naiwności nie przeczuł tego, że zdarzenie, którem chciał zabawić podróżnych, było dla nich obelgą. Musdoemon przerwał mu:
— Dosyć, dosyć — rzekł do niego — znamy tę historyę.
— Zuchwalec! — wyszeptał hrabia — zna tę historyę! Ach, Musdoemonie, drogo mi zapłacisz za twoją bezczelność.
— Czy wasza łaska raczy co mówić? — spytał Musdoemon uniżenie.
— Myślę nad sposobem, w jaki można wyrobić ci nareszcie order Danebroga. Małżeństwo mojej córki z baronem Ordenerem najlepszą będzie do tego okazyą.
Musdoemon wystąpił z podziękowaniami.
— Mówmy teraz — rzekł hrabia — o naszych interesach. Jak sądzisz, czy wysłany przez nas rozkaz z chwilowem odwołaniem doszedł już Meklemburczyka?
Czytelnik przypomina sobie zapewne, że hrabia w ten sposób zwykle nazywał jenerała Lewina Knud, który rzeczywiście pochodził z Meklemburga.
— Mówmy o naszych interesach! — powtórzył w duchu obrażony Musdoemon — widać, że moje interesy nie są naszemi interesami. Sądzę, panie hrabio — rzekł potem głośno — że posłaniec wice-króla musiał już przybyć do Drontheimu, a zatem jenerał Lewin wkrótce pewnie odjedzie.
Hrabia odparł na to życzliwie:
— Odwołanie to, mój drogi, jest mistrzowskiem dziełem; jest to jedna z twoich intryg najlepiej obmyślonych i najzręczniej wykonanych.
— Zaszczyt pomysłu jej należy równie do jego łaski, jak i do mnie — odrzekł Musdoemon, baczny na to, aby hrabiego mieszać do wszystkich swoich knowań.
Hrabia pojmował tajemną myśl swego powiernika, udawał jednak, że jej nie odgaduje. Rzekł przeto z uśmiechem:
— Zawsze jesteś zbyt skromnym, kochany sekretarzu tajny; potrafię jednak ocenić twoje ważne usługi. Obecność Elphegii i wyjazd Meklemburczyka zapewniają mi tryumf w Drontheimie. Niespodziewanie jestem rządcą prowincyi i jeżeli Han z Islandyi przyjmie dowództwo nad powstańcami, które mu sam ofiaruję, wtedy w oczach króla na mnie spadnie chwała uspokojenia niebezpiecznego buntu i ujęcia tego strasznego bandyty.
Rozmawiali w ten sposób z cicha, kiedy nagle przewodnik odwrócił się ku nim.
— Na lewo — rzekł — na tym wzgórzu, Biord Sprawiedliwy kazał ściąć, wobec swojej armii, Velona o dwóch językach, zdrajcę, który oddalił prawdziwych obrońców króla i nieprzyjaciela sprowadził do obozu, aby mniemano, że to on tylko ocalił Biordowi życie...
Wszystkie te legendy starej Norwegii nie były widać w guście Musdoemona, przerwał bowiem nagle przewodnikowi.
— No, no, poczciwcze — rzekł — idź dalej, nie odwracaj się; co nas mogą obchodzić te wszystkie głupie zdarzenia, co ci je przywodzą na myśl te stare zwaliska lub uschnięte drzewa! Twojemi baśniami niepokoisz mojego pana.
Musdoemon mówił zupełną prawdę.