<<< Dane tekstu >>>
Autor Wiktor Hugo
Tytuł Han z Islandyi
Podtytuł Powieść historyczna
Wydawca Biesiada Literacka
Data wyd. 1912
Druk Drukarnia Synów St. Niemiry
Miejsce wyd. Warszawa
Tytuł orygin. Han d’Islande
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


VII
Wszystko zdaje się przemawiać, aby mu wyrzucać jego zbrodnię.
Byron „Kain“

— Tak, panie hrabio, właśnie to dzisiaj w zwaliskach Arbara, możemy się z nim spotkać. Różne okoliczności stwierdzają prawdziwość tej ważnej nowiny, którą, jak to już mówiłem panu hrabiemu, słyszałem wypadkiem wczoraj wieczorem, we wsi Oelmoe.
— A daleko jeszcze jesteśmy od zwalisk Arbara?
— Leżą one nad jeziorem Smiasen. Przewodnik upewniał mnie, że staniemy tam przed południem.
W ten sposób rozmawiało dwóch ludzi, jadącyh konno i owiniętych w ciemne płaszcze. Ludzie ci dążyli bardzo rano po jednej z tysiąca krętych i wązkich dróżek, jakie przerzynają na wszystkie strony las, leżący między jeziorami Smiasen i Sparbo. Przewodnik z gór, opatrzony w trąbkę i uzbrojony w siekierę, poprzedzał ich na siwym koniku, po za nimi zaś zdążało czterech innych jeźdźców, od stóp do głów uzbrojonych, ku którym podróżni często się obracali, jakby z obawy, żeby nie usłyszano ich rozmowy.
— Jeżeli ten rozbójnik islandzki znajduje się rzeczywiście w zwaliskach Arbara — mówił podróżny. którego koń, snać przez uszanowanie, szedł w pewnej odległości za wierzchowcem jego towarzysza — w takim razie wieleśmy zyskali, najtrudniej bowiem było wynaleźć tę istotę niedoścignioną.
— Tak sądzisz, Musdoemonie? A gdyby odrzucił nasze propozycye?...
— Niepodobna, wasza łasko! Złoto i bezkarność — jakiż zbrodzień mógłby się temu oprzeć?
— Wiesz przecie o tem, że rozbójnik ten nie jest zwyczajnym zbrodniarzem. Nie sądź go zwykłą miarą. Jeśliby więc odmówił, jakże wtedy dotrzymać obietnicy, uczynionej przedwczoraj w nocy trzem dowódcom buntu?
— Ależ w takim razie, szlachetny hrabio, choć tego nie przypuszczam, jeśli go tylko znajdziemy, czy wasza łaska zapomina, że fałszywy Han z Islandyi czekać mnie będzie za dwa dni, na miejscu umówionem. z trzema dowódcami, to jest na płaszczyźnie Gwiazdy-Niebieskiej, skąd zresztą bardzo blizko do zwalisk Arbara?...
— Zawsze masz słuszność, kochany Masdoemonie — rzekł szlachetny hrabia, poczem obydwaj pogrążyli się w zamyśleniu.
Musdoemon nakoniec, któremu wiele na tem zależało, aby swego pana utrzymać w dobrym humorze, dla rozerwania go, spytał przewodnika:
— Co to za krzyż kamienny, mój zuchu, co się wznosi tam wysoko, po za temi młodemi dębami?
Przewodnik, z wytrzeszczonymi oczami i głupią miną, odwrócił głowę i kiwnąwszy nią kilkakrotnie, rzekł:
— Och! panie, to nie krzyż, ale najdawniejsza szubienica w całej Norwegii. Święty król Olaus kazał ją wystawić dla sędziego, który zawarł ugodę z rozbójnikiem.
Musdoemon spostrzegł, że objaśnienie przewodnika wywarło na jego dostojnym towarzyszu wcale niemiłe wrażenie.
— Była to — mówił dalej przewodnik — szczególniejsza historya; moja matka Osya opowiadała mi ją. Oto rozbójnikowi kazano powiesić sędziego...
Biedny przewodnik w swojej naiwności nie przeczuł tego, że zdarzenie, którem chciał zabawić podróżnych, było dla nich obelgą. Musdoemon przerwał mu:
— Dosyć, dosyć — rzekł do niego — znamy tę historyę.
— Zuchwalec! — wyszeptał hrabia — zna tę historyę! Ach, Musdoemonie, drogo mi zapłacisz za twoją bezczelność.
— Czy wasza łaska raczy co mówić? — spytał Musdoemon uniżenie.
— Myślę nad sposobem, w jaki można wyrobić ci nareszcie order Danebroga. Małżeństwo mojej córki z baronem Ordenerem najlepszą będzie do tego okazyą.
Musdoemon wystąpił z podziękowaniami.
— Mówmy teraz — rzekł hrabia — o naszych interesach. Jak sądzisz, czy wysłany przez nas rozkaz z chwilowem odwołaniem doszedł już Meklemburczyka?
Czytelnik przypomina sobie zapewne, że hrabia w ten sposób zwykle nazywał jenerała Lewina Knud, który rzeczywiście pochodził z Meklemburga.
— Mówmy o naszych interesach! — powtórzył w duchu obrażony Musdoemon — widać, że moje interesy nie są naszemi interesami. Sądzę, panie hrabio — rzekł potem głośno — że posłaniec wice-króla musiał już przybyć do Drontheimu, a zatem jenerał Lewin wkrótce pewnie odjedzie.
Hrabia odparł na to życzliwie:
— Odwołanie to, mój drogi, jest mistrzowskiem dziełem; jest to jedna z twoich intryg najlepiej obmyślonych i najzręczniej wykonanych.
— Zaszczyt pomysłu jej należy równie do jego łaski, jak i do mnie — odrzekł Musdoemon, baczny na to, aby hrabiego mieszać do wszystkich swoich knowań.
Hrabia pojmował tajemną myśl swego powiernika, udawał jednak, że jej nie odgaduje. Rzekł przeto z uśmiechem:
— Zawsze jesteś zbyt skromnym, kochany sekretarzu tajny; potrafię jednak ocenić twoje ważne usługi. Obecność Elphegii i wyjazd Meklemburczyka zapewniają mi tryumf w Drontheimie. Niespodziewanie jestem rządcą prowincyi i jeżeli Han z Islandyi przyjmie dowództwo nad powstańcami, które mu sam ofiaruję, wtedy w oczach króla na mnie spadnie chwała uspokojenia niebezpiecznego buntu i ujęcia tego strasznego bandyty.
Rozmawiali w ten sposób z cicha, kiedy nagle przewodnik odwrócił się ku nim.
— Na lewo — rzekł — na tym wzgórzu, Biord Sprawiedliwy kazał ściąć, wobec swojej armii, Velona o dwóch językach, zdrajcę, który oddalił prawdziwych obrońców króla i nieprzyjaciela sprowadził do obozu, aby mniemano, że to on tylko ocalił Biordowi życie...
Wszystkie te legendy starej Norwegii nie były widać w guście Musdoemona, przerwał bowiem nagle przewodnikowi.
— No, no, poczciwcze — rzekł — idź dalej, nie odwracaj się; co nas mogą obchodzić te wszystkie głupie zdarzenia, co ci je przywodzą na myśl te stare zwaliska lub uschnięte drzewa! Twojemi baśniami niepokoisz mojego pana.
Musdoemon mówił zupełną prawdę.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Victor Hugo i tłumacza: anonimowy.