Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego (1815–1852)/Okres I/23

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Karwowski
Tytuł Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego (1815–1852)
Część Okres I
Rozdział Wolnomularstwo narodowe. Związek kosynierów
Wydawca Drukarnia nakładowa Braci Winiewiczów
Data wyd. 1918
Druk Drukarnia nakładowa Braci Winiewiczów
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały okres I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Wolnomularstwo narodowe. Związek kosynierów.

Niekorzystne dla naszej narodowości zmiany i coraz nieprzychylniejsza postawa rządu zaniepokoiły i oburzyły Polaków.
O duchu, jaki wówczas panował w W. Księstwie Poznańskiem, daje wyobrażenie następujący wypadek.
Pewnego razu w karnawale szlachta, zjechawszy się licznie do Leszna, podniecona winem, nie tylko zmusiła oficera pruskiego, Niemca do wychylenia kielicha na niepodległość Polski, ale nadto postanowiła wypędzić wszystkich Niemców z Leszna i w tym celu okrzyknęła swym wodzem Prądzyńskiego (późniejszego generała), który wtenczas właśnie jako komisarz przeprowadzał demarkacyą granic pomiędzy Królestwem Polskiem a Prusami. I byłaby zamiar wykonała, gdyby Prądzyński nie odwiódł ją zręcznie od nierozważnego kroku.[1]
Wśród takiego usposobienia umysłów znalazł w W. Księstwie Poznańskiem oddźwięk tajny związek pod nazwą Wolnomularstwa narodowego, który założyli w Warszawie Łukasiński, major 4 pułku piechoty, Machnicki, dymisyonowany major, później sędzia, Kozakowski, podpułkownik kwatermistrzostwa, Szreder, były oficer, a w owym czasie adwokat, i Wierzbołowicz, dawniej kapitan w sztabie generała Dąbrowskiego, podówczas wicereferendarz w Radzie stanu.[2]
Mieszkał wówczas w Boguszynie podpułkownik Ludwik Sczaniecki, gorący patryota.
Zrodzony 30 października 1789 r. w Boguszynie z podkomorzego Józefa i Jadwigi z Wyganowskich, po ukończeniu pierwszych nauk pod kierunkiem emigranta francuskiego, a później w Warszawie nauk wyższych pod dozorem Wawrzyńca Surowickiego, pracował najprzód w biurze Stanisława Brezy, dyrektora spraw wewnętrznych, potem od roku 1807 pilnie oddawał się w Dreźnie nauce historyi, nauk przyrodniczych, matematyki i sztuki wojennej. W r. 1809 zaciągnął się do wojska polskiego, świetnie odznaczył się pod Radoszycami, a po skończonej wojnie opuścił służbę w stopniu kapitana. W r. 1812 powrócił do wojska. Przydzielony do sztabu generała Dąbrowskiego, jeździł z rozkazami Napoleona po dwakroć z Warszawy do Możajska. Chociaż odniósł ranę przy oblężeniu Bobrujska, pozostał w czynnej służbie i walczył pod Borysowem i nad Berezyną. Po krótkim wypoczynku w domu rodzicielskim pośpieszył do generała Dąbrowskiego, przez którego w ważnej misyi wysłany został do Napoleona. Przy boku cesarza znajdował się w bitwie pod Lützen. Po tej bitwie posłał go Napoleon z depeszami do króla saskiego Fryderyka Augusta. Atoli w drodze otoczyli go huzarzy brandenburscy, zdołał jednak szczęśliwie zniszczyć depesze. Pojmanego odprowadzono wraz z innymi jeńcami polskimi i francuskimi w głąb Rosyi, skąd dopiero po dwóch latach powrócił. Przybywszy do Warszawy, udał się wprost do generała Dąbrowskiego, który przyjął go jak syna i wręczył mu patenty na szefa szwadronu i kawalera legii honorowej. Nie chcąc jednak służyć pod w. księciem Konstantym, wystąpił z wojska i osiadł w Boguszynie.
Stąd często odwiedzał w Winnej Górze generała Dąbrowskiego, który, umierając w 1818 r., mianował dawniejszego swego adjutanta opiekunem swych dzieci i wykonawcą testamentu. Sczaniecki pochował Dąbrowskiego w Winnej Górze w mundurze legionów, tak, jak sobie życzył, i nabalsamować go kazał, a stosownie do woli zmarłego odesłał Towarzystwu Przyjaciół Nauk w Warszawie pamiętniki generała o legionach, pałasz po Sobieskim, pałasz od Kościuszki otrzymany, oraz znaczny zbiór książek, map i rożnych osobliwości, szczególniej w broni i zbrojach. Cenne te i drogie pamiątki po wielkim wojowniku i patryocie wywieźli Moskale po upadku powstania listopadowego do Petersburga.
Podczas pobytu Dąbrowskiego w Winnej Górze odwiedzali go często dawni wojskowi. „Dąbrowski — pisze Sczaniecki w swych Pamiętnikach[3] — opowiadał nam wydarzenia rewolucyi Kościuszkowskiej, okoliczności upadku ojczyzny, którą tylko Polacy zdolni są ubóstwiać, szczegóły, tyczące się legionów, nakoniec powtarzał nam konieczność utrzymania ducha narodowego i cieszył nas nadzieją, że gdy ten utrzymany będzie, znowu poda się pora odzyskania bytu i niepodległości. To nasienie nie było rzucone na opokę. Myśli, które poniekąd rzucił tylko Dąbrowski pomiędzy swych towarzyszy broni, różni różnym sposobem chcieli użyć, lecz z początku nic stanowczego nie przedsięwzięto.”
W r. 1819 udał się Sczaniecki do Warszawy i tu zaznajomił się z majorem Łukasińskim. Ten poddał mu myśl utworzenia w W. Księstwie Poznańskiem Towarzystwa z formami wolnomularskiemi, któreby podtrzymywało ducha narodowego, zapoznał go z niektórymi przyjaciołmi swymi i, dawszy mu klucz do tajnej korespondencyi, wyprawił go z powrotem do Księstwa.
Jakoś szybko za staraniem Sczanieckiego przyjęło się wolnomularstwo narodowe w Księstwie i odtąd obywatele licznie zjeżdżali się pod pozorem jarmarków, zabaw i polowań.
Późniejszy generał Prądzyński, który był obecnym na loży w mieszkaniu Ludwika Sczanieckiego w Poznaniu wyznaje, że wielkie zrobiła na nim wrażenie — pisze — na te słowa: Święta miłości kochanej Ojczyzny, śpiewane przytłumionym głosem, w zaciemnionym pokoju, przez chór godnych obywateli.”
Tenże Prądzyński opowiada, że wedle myśli założycieli wolnomularstwa narodowego powinny były być w Poznańskiem godłami loży posąg króla pruskiego i jego ustawa prowincyonalna — naturalnie jako pokrywka rzeczywistego celu. „Nie znali oni jednak zgoła ówczesnego ducha Poznańczyków, przypuszczając, że ci się zgromadzą choć raz jeden pod takimi znakami.” Przyjęli raczej za godło posąg cesarza Aleksandra, którego uważali za wskrzesiciela Polski, i jego konstytucyą.
Ale nie trwało to długo. Zmiana, jaka nastąpiła w usposobieniu Aleksandra i gwałcenie nadanej przez niego samego konstytucyi, zniechęciło do niego Poznańczyków. Zaczem „potłukli gipsowego Aleksandra, spalili jego konstytucyą, wzięli za godło popiersie Kościuszki i, przestając oglądać się na Warszawę, przerobili swój związek wolnomularstwa narodowego na Związek Kosynierów pod przewództwem generała Stanisława Mielżyńskiego. Przyjęciem tej nazwy odrzucili od razu wszelką zasłonę z przed ócz przystępującego nowego członka i uczynili zbytecznymi wszelkie dalsze stopnie, których też nie było.”[4]
Nie obyło się jednak przy tej przemianie bez starć, co wynika z następujących słów pułkownika Sczanieckiego: „Nie jest moim zamiarem wchodzić w opis dalszego postępowania Towarzystwa (t. j. wolnomularstwa narodowego), to tylko powiem, iż, lubo różne były partye, nawet osobiście przeciw mnie wymierzone, co dało powód do zmiany formy Towarzystwa wolnomularskiej na Towarzystwo Kosynierów, jednakowoż ogół zawsze dążył do jednego celu i w najlepszych zamiarach.”
Przystępujący do Związku Kosynierów taką musiał składać przysięgę:
„Przysięgam w obliczu Boga i Ojczyzny i zaręczam słowem honoru, że wszystkich sił dołożę dla podźwignięcia mojej nieszczęśliwej kochanej Matki, że dla odzyskania jej wolności i niepodległości nie tylko majątek, lecz i życie poświęcę, że tajemnic mnie powierzonych przed nikim nie wydam i nie objawię, że owszem do postępu Związku ze wszystkich sił moich przykładać się będę. Przyrzekam najściślejsze posłuszeństwo prawom Związku, tym, które już istnieją, i tym, które postanowione być mają. Bez żadnego względu na okoliczności przeleję krew nie tylko zdrajcy, lecz każdego, ktobykolwiek szczęściu Ojczyzny mojej był na przeszkodzie. Jeślibym był zdradzony lub odkryty, to raczej życie stracę niżelibym miał odsłonić tajemnicę lub wydać członków Związku. Przyrzekam także nie mieć przy sobie żadnych papierów, dotyczących Związku albo zawierających spis imion jego członków, chyba tylko w takim razie, jeżeliby mi to polecone zostało przez starszego. Jeżelibym zawinił przez złamanie tego świętego w obliczu najwyższej Istoty zaciągnionego obowiązku, to niechaj mnie jako zbrodniarze śmierć najokropniejsza ukarze, wtedy niechaj imię moje z ust do ust do późnej przechodzi potomności, a ciało moje dzikim zwierzętom na pastwę rzucone będzie! Taka nagroda niechaj mnie spotka za mój haniebny występek, ażeby był odstraszającym przykładem dla tych, coby w moje ślady iść chcieli! Wzywam Boga na świadka, a wy, cienie Żółkiewskiego, Czarnieckiego, Poniatowskiego i Kościuszki umocnijcie mnie duchem waszym, ażebym stale wytrwał w tem przedsięwzięciu.”[5]
Hasłem Związku było: „Nie spuszczajmy się na nikogo, tylko na własną jedność!”
Do Związku Kosynierów przystąpili wszyscy gorętszego serca obywatele, pomiędzy innymi Tytus hr. Działyński, Józef Krzyżanowski, dwaj bracia Potworowscy, trzej bracia Mielżyńscy, Karol Stablewski, Arnold Skórzewski i wielu innych.
Jednym z najgorliwszych członków Związku kosynierów był generał Umiński, długoletni, niezmienny przyjaciel rodziny Dąbrowskich, mały wzrostem, lecz prawdziwie wojskowej postawy, jeździec zawołany, w objawianiu swych uczyć i zdań gwałtowny, ale — jak pisze p. Bogusława z Dąbrowskich Mańkowska[6] — pełen poświęcenia, rzucający się duszą i ciałem do wszystkich spraw i to najniebezpieczniejszych, byleby chodziło o wywalczenie niepodległości i zrzucenie jarzma, nałożonego przez nieprzyjaciół Ojczyźnie.”
Urodzony 9 lutego 1778 roku w Czeluścinie z Hilarego, starosty bielskiego, i Franciszki Ryszewskiej, a ochrzcony w kościele parafialnym w Pempowie,[7] utworzył Umiński, gdy w r. 1806 Napoleon wkroczył do Poznania, szwadron gwardyi honorowej, po której rozwiązaniu za wyjazdem Napoleona do Warszawy walczył pod Dąbrowskim jako szef szwadronu w nowym pułku jazdy. Ranny pod Gdańskiem, dostał się do niewoli i już wtenczas sąd wojenny pruski skazał go jako buntownika na śmierć, ale wyroku nie wykonano, bo Napoleon zagroził represaliami. Po roku 1807 wstąpił Umiński w stopniu majora do pułku jazdy w r. 1809, mianowany pułkownikiem, zorganizował 10 pułk huzarów i odznaczył się w wojnie z Austryą. W r. 1812 dowodził w wielkiej armii brygadą, złożoną z trzech pułków huzarów: polskiego, jego własnego, należącego wedle świadectwa generała Klemensa Kołaczkowskiego do najwaleczniejszych w całej armii, ale i najswawolniejszych, wirtemberskiego i pruskiego, czarnego trupiogłówków. W r. 1813 był dowódcą w stopniu generała brygady przedniej straży księcia Józefa Poniatowskiego, składającej się z pułku Krakusów, ze szwadronu kirasyerów i 6 dział artyleryi konnej. Pod Lipskiem przez zawczesne wysadzenie mostu na Elsterze dostał się z szczątkami wojska polskiego do niewoli.
W nowej organizacyi wojska polskiego r. 1815 otrzymał dowództwo brygady strzelców konnych i dowodził całą dywizyą pod niebytność księcia Sułkowskiego, który jako cesarski generał-adjutant bawił w Petersburgu.
Niestety, Umiński, jak wielu ówczesnych wojskowych, oddawał się namiętnie grze w karty. Wedle Prądzyńskiego przegrał przeznaczone na organizacyą dywizyi pieniądze, a chociaż pani Wąsowiczowa, z domu Tyszkiewiczówna,[8] wybawiła go z kłopotu, musiał z tego powodu opuścić służbę wojskową. Umiński natomiast twierdził, że nie chciał służyć pod Różnieckim.
Prądzyński zresztą miał niechęć do Umińskiego, którego nawet „człowiekiem zupełnie złym” nazywa, co w zupełnej stoi sprzeczności z sądem pani Bogusławy Mańkowskiej, która go znała dokładnie i ceniła.
Umiński tedy udał się jako wysłannik nowo założonego Związku Kosynierów w W. Księstwie Poznańskim, do Warszawy celem rozszerzenia Związku na całą Polskę. Zniósłszy się z Łukasińskim, rozpoczął żywą agitacyą, a owocem jego zabiegów było zawiązanie tajnego Towarzystwa patryotycznego na Bielanach dnia 3 maja 1821 r., które miało obejmować wszystkie dzielnice dawnej Polski.
Znalazł się jednak zdrajca pod nazwiskiem Karski, rodem ze wsi Pomiechowa pod Modlinem, dymisyonowany oficer polskiej artyleryi. Wcisnąwszy się do Związku wydał całą sprawę.
Natychmiast nastąpiły aresztowania w Królestwie i Księstwie. Sąd wojenny, składający się z generałów Blumera i Kurnatowskiego i z pułkowników Bogusławskiego i Skrzyneckiego, skazał przywódców Związku w Królestwie: Łukasińskiego, Dobrogoyskiego i Dobrzyckiego na „warowne” więzienie czyli do kajdan, pierwszego na lat 9, dwóch ostatnich na lat 6. Umiński na wezwanie cara uwięziony w Toruniu 21 lutego 1826 r. i sprowadzony do Warszawy pod strażą dla konfrontacyi ze swymi donosicielami, to tyle przyznał, że był założycielem Towarzystwa patryotycznego, wszelkie zaś pytania co do zamiarów i rozgałęzienia jego zbywał wyraźnem oświadczeniem, że w tej mierze ciągle milczeć będzie.[9] Prusacy zamknęli go potem w twierdzy głogowskiej, innych pokarali także więzieniem.[10] Jako jeden z pierwszych uwięziony został Maciej hr. Mielżyński, a wkrótce potem brat jego Seweryn bądź to za udział w Związku kosynierów, bądź też za list, jaki wystosował do króla w obronie brata. Z wyjątkiem Umińskiego więzienie skazanych nie trwało zbyt długo, wielu z braku dowodów musiano uwolnić.




  1. Pamiętniki generała Prądzyńskiego. I. 25.
  2. Tamże. I, 22 in.
  3. Poznań. 1863.
  4. Prądzyński, Pamiętniki.
  5. Prądzyński, Pamiętniki I, 33.
  6. Pamiętniki Bogusławy z Dąbrowskich Mańkowskiej. Tom II zeszyt II, str. 224.
  7. Historische Monatsblätter. VI, 4.
  8. Prądzyński. I, 29–30.
  9. Prądzyński. I, 74.
  10. Motty. I, 135.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Karwowski.