Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego (1815–1852)/Okres V/28

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Karwowski
Tytuł Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego (1815–1852)
Część Okres V
Rozdział Gwałty w Poznaniu. Generał Pfuel
Wydawca Drukarnia nakładowa Braci Winiewiczów
Data wyd. 1918
Druk Drukarnia nakładowa Braci Winiewiczów
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Gwałty w Poznaniu. Generał Pfuel.

Po bitwie pod Miłosławiem niebezpiecznie było Polakowi pokazywać się na ulicy. Dnia 2 maja całe prawie popołudnie zbierały się kupy Niemców i żydów na placu Wilhelmowskim, zaczepiając Polaków zrazu słowami, później i czynem. Gdy dwaj księża Polacy około 6 wieczór przechodzili przez plac, doskoczyło do nich kilku Niemców i żydów, zdarli im kokardy polskie, zrzucili czapki, a jednego nawet uderzyli. Gromada Niemców i żydów, opatrzonych w grube kije, to skupiała się pomiędzy mieszkaniem generała Colomba a Bazarem, to przechadzała się po alei, wprost szukając zaczepki, a żadnej z władz nie przyszło na myśl, że miasto w stanie oblężenia.[1]
O godzinie 9 wieczorem nawinął się jakiś dworski strzelec, Polak. Ścigany przez motłoch, uciekł do cukierni Prevostiego, znajdującej się w skrzydle Bazaru, i udało mu się drzwi sienne zatrzasnąć. Prevosti udał się do oficera, stojącego załogą w Bazarze, prosząc o straż przed domem, do którego zgraja dobijać się zaczęła. Oficer natychmiast wysłał kilku żołnierzy, którzy już byli gotowi dać ognia do nacierającej tłuszczy, gdy nadbiegł generał Steinäacker — Vater Steinäacker przez Niemców i żydów zwany — i strzelać zakazał.
Gdy się to dzieje z przodu Bazaru, kilku huzarów z podoficerem na czele, którzy otrzymali rozkaz bronienia strzelca, rzucili się na niego z dobytymi pałaszami na podwórzu Bazarowem. Strzelec, ratując się ucieczką, wpada tylnemi drzwiami do sieni, ale za nim pędzą huzarzy. Chroni się więc do cukierni i zatrzaskuje drzwi za sobą. Huzarzy pałaszami rąbią je i otwierają, strzelec ucieka z jednego pokoju do drugiego, a że ostatni pokój nie miał wyjścia, wyskoczył przez okno na ulicę, tutaj zaś dostał się w ręce czyhającego motłochu. Huzarzy wrócili na swoje miejsce, zostawiając go w ręku zgrai, a w pokojach Provostiego spustoszenie, o czem dwaj oficerowie sztabowi przekonali się naocznie na wezwanie cukiernika.[1]
Rozzuchwalało Niemców i żydów do najwyższego stopnia postępowanie generała Pfuela, drugiego komisarza królewskiego, 70-letniego starca, do którego serca szlachetniejsze uczucia przystępu nie miały.
Generał Pfuel walczył w wojsku pruskiem przeciwko Napoleonowi aż do pokoju tylżyckiego, poczem wstąpił w służbę rosyjską, 1815 r. był gubernatorem Paryża, a przeszedłszy znów do wojska pruskiego, 1831 r. uśmierzył powstanie w Neufchátelu, wreszcie został komendantem Berlina. Ministeryum pruskie, wysyłając go w miejsce Willisena do W. Księstwa Poznańskiego, udzieliło mu dyktatorskiej władzy.
Nazajutrz po przybyciu do Poznania, dnia 5 maja, ogłosił Pfuel prawo wojenne w całem W. Księstwie Poznańskiem. Chociaż Polakom broń odbierać kazał, Niemcom pozwolił ją nosić, z czego w niegodziwy sposób robili użytek. Nawet generał Steinäcker uważał, że oddziały ochotnicze niemieckie powinny się rozwiązać po pokonaniu Polaków, i dla tego zażądał od ochotników barona Kolbe v. Schreeb oddania broni, którą im sam był wydał poprzednio z arsenału, ale Pfuel rozwiązania oddziały ochotniczego Kolbego nie dopuścił.
Nastały okropne dla Polaków czasy. Naczelny prezes Beurmann rozporządzeniem z dnia 25 maja[2] nakazał, aby wszyscy, którzy w ostatnim czasie występowali publicznie pozostawali pod dozorem policyi, a mianowicie, aby należący do wyższych stanów nie opuszczali swojego zamieszkania i miejsca pobytu bez osobnego na to pozwolenia piśmiennego od radcy ziemiańskiego, należący zaś do niższych stanów bez takiegoż pozwolenia nie opuszczali swojego powiatu; aby w zezwoleniu był wymieniony powód, cel i czas podróży jak najwyraźniej, aby podróże do Poznania tylko w takim razie przez radców ziemiańskich były dozwolone, jeśli poznańska dyrekcya policyi na nią zezwoli; aby na podróż poza departament miano paszport od rejencyi; aby radcy ziemiańscy ułożyli spis właścicieli dóbr i duchownych, w powiecie zamieszkałych, którzy mieli jakikolwiek udział w ostatnich wypadkach, i co miesiąc zdawali naczelnemu prezesowi sprawę z ich zachowania się.
Dnia 23 maja wydał z Gąsawy komisarz obwodowy Heinrici takie rozporządzenie:
„Wszelka broń, znajdująca się dominium Obudno ma być w przeciągu 24 godzin pod „karą cielesną” dotąd odstawiona”.[3]
Przedsiębrano obławy na ludzi, we dnie i w nocy napadano na dwory, aresztowano obywateli. Jednych brano za to, że byli w obozie, drugich za to, że być mogli; jednych za to, że nibyto winni byli, drugich, że mogli byli zawinić; spustoszenia i rabunki nie ustawały.
Więzienia tak się zapełniły, że już miejsca nie stało, a obchodzono się z jeńcami po barbarzyńsku.
„Widzieliśmy na własne oczy — pisał pewien obywatel[4] — jak jeden z Polaków, umieszczony w takiem miejscu, gdzie wszyscy przechodzą i skąd go każdy mógł widzieć, przez cztery dni najsromotniejszego doznawał obejścia ze strony żołnierstwa pruskiego. Pominąwszy klątwy i szyderstwa, plwali na niego, kopali go, rzucali mu kości na śmieciach zebrane do jadła, kalali nawet uryną. Bestyalstwo ich do tego doszło stopnia, że nawet sam pruski oficer Stranz w oburzeniu na tak nieludzkie postępowanie mówił do żołdactwa: Jeżeli ten człowiek jest zbrodniarzem, to lepiej odbierzcie mu życie; zamiast dopuszczać się na nim gwałtów hańbiących was i niezgodnych z naturą ludzką i człowieczeństwem.”
Na ślusarza Józefa Lipińskiego, którego Posener Zeitung fałszywie denuncyowała, że zabił żyda, nie podając gdzie i kiedy, rzuciła się, gdy go wieziono przez Poznań, tłuszcza żydowska, wyjąc: „Schlagt den Polak todt.” Ledwie go szlachetny Niemiec, wskoczywszy na bryczkę, obronił. Potem na podwórzu komenderującego generała związano Lipińskiemu ręce w tył i nogi i tak związanemu kazano wchodzić na piętro, a żołdactwo popychało go kolbami, wołając: Du Kerl, du kannst sonst alles, du bist so gescheit, kriech jest rauf!” Podczas przesłuchu asesor Huger kazał mu ręce rozwiązać, ale, gdy zeszedł na dół, żołnierze wzięli go za sznur, u nogi uwiązany, i wśród naigrawań oprowadzali go po podwórzu jakby jakie dzikie zwierzę. Odetchnął dopiero, gdy pod strażą huzarów zawieziono go do fortecy.[5]
Tak samo znęcali się żydzi nad pojmanym Teofilem Koczorowskim, którego nawet urzędnicy policyjni wśród wyzwisk: „Ty łajdaku, ty gałganie!” bili i kopali nogami.[6]
Nie mając dosyć więzień, puszczał generał Pfuel schwytanych chłopów na wolność, ale po napiętnowaniu ich na uszach i rękach piekielnym kamieniem i po ostrzyżeniu włosów,[7] co się wręcz sprzeciwiało ustawom pruskim.




  1. 1,0 1,1 Gazeta Polska, nr. 37.
  2. Gazeta Polska, nr. 74.
  3. Tamże, nr. 75.
  4. Tamże, nr. 23.
  5. Tamże, nr. 104.
  6. Tamże, nr. 100.
  7. Lipski, 93. Brodowski, 21 i 62. Gazeta W. Księstwa Poznańskie, 111.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Karwowski.