Historynka/Rozdział XXII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Historynka |
Wydawca | Wydawnictwo J. Przeworskiego |
Data wyd. | 1936 |
Druk | Zakłady Graficzne B. Wierzbicki i S-ka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Janina Zawisza-Krasucka |
Tytuł orygin. | The Story Girl |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Następnego dnia Historynka namówiła wuja Rogera, aby ją zabrał z sobą do Markdale, gdzie kupiła dla nas wszystkich zeszyty, w których mieliśmy zapisywać sny. Każdy zeszyt kosztował dziesięć centów, był dosyć gruby i oprawiony w zielony błyszczący papier. Leży przede mną teraz ten otwarty zeszyt, gdy piszę, a jego pożółkłe kartki są niby wspomnienia dawnych dziecięcych snów, które roiłem po nocach przed wielu, wielu laty.
Na okładce zeszytu widnieje przyklejona mała wizytówka, opatrzona napisem: „Księga snów Edgarda Kinga“. Celinka była jedyną wśród nas, która posiadała własne wizytówki, aby na wszelki wypadek gdy dorośnie, mogła stosować się do towarzyskiej etykiety, jak nakazywał Przewodnik Rodzinny. Była tak przejęta nowym pomysłem zapisywania snów, że podarowała nam łaskawie po jednej wizytówce, abyśmy je mogli przykleić na okładki naszych zeszytów.
Gdy odwracam kartki zeszytu i czytam naiwne zdania, rozpoczynające się od słów „Zeszłej nocy śniło mi się“, cała przeszłość wyraziście staje mi przed oczami. Widzę stary sad Kingów, owiany nimbem tajemniczości, spowity w złociste blaski słoneczne, ten sad, w którym siedzieliśmy owego wrześniowego wieczora i zapisywaliśmy sny, pochłonięci niemi do tego stopnia, że każde z nas na chwilę o bożym świecie zapominało. Piotrek, Dan, Feliks, Celinka, Fela, Sara Ray, Historynka — wszyscy oni znowu są przy mnie na zielonym kobiercu trawy, wszyscy siedzą wpatrzeni w otwarte zeszyty, trzymają ołówki w rękach i piszą, to znów chwilami spoglądają w przestrzeń, jakby szukając jakiegoś dosadnego wyrazu, któryby dokładnie uwypuklił każdą oddzielną ich myśl. Słyszę roześmiane głosy, widzę jasne oczy, patrzące z odwagą w życie. W tym starym zabazgranym zeszycie jest kolekcja chłopięcych snów, ten stary zeszyt tchnie tajemniczym czarem dawnych, nigdy niezapomnianych lat. Edgar King jest znowu chłopcem, zapisującym swoje sny w starym sadzie Kingów, po którym hula zawzięcie pierwszy jesienny wiatr.
Naprzeciw siedzi Historynka ze swą rozwichrzoną czuprynką, z kształtnemi skrzyżowanemi nogami, z brwiami wzniesionemi wgórę i z niesfornym loczkiem opadającym na czoło.
Po prawej stronie Celinka — ze swemi dobrodusznemi piwnemi oczkami, z małym słowniczkiem pod pachą, bo czasami śni się coś takiego, czego trudno wyrazić słowami, a tembardziej wówczas, gdy się ma dopiero lat jedenaście. Tuż przy niej siedzi Fela, piękna i świadoma swojej urody, z włosami złocącemi się w promieniach słońca, z błękitnemi oczami i z policzkami rumianemi, jak jabłuszka.
Piotrek zajął miejsce u jej boku, leżąc na brzuchu w wysokiej trawie, jedną ręką odgarnia niesforne kosmyki włosów. Zeszyt położył przed sobą na kamieniu, bo tylko w tej pozycji potrafi pisać, chociaż przyznaje, że nie jest ona zbyt wygodna. Piotrek potrafił zręczniej trzymać w ręku gracę, niż ołówek, a z przenoszeniem myśli na papier, mimo pomocy Celinki, też było nienadzwyczajnie. Co do znaków przestankowych, to nigdy ich jakoś nie mógł opanować i żadnego przecinka nie potrafił postawić na odpowiedniem miejscu. Historynka zazwyczaj przeglądała zapisywane przez niego sny, zaopatrując je w przecinki, dwukropki i wykrzykniki.
Feliks siedział po prawej stronie Historynki, gruby i zasapany, poważnie nastrojony nawet na temat własnych snów. Pisał z nogami podkurczonemi i co chwilę marszczył brwi, zamyślając się głęboko nad każdem zdaniem.
Dan, taksamo, jak Piotrek, pisał leżąc na brzuchu, odwrócony do nas plecami. Miał dziwny zwyczaj głośnego chrząkania, poruszania co kilka chwil całem ciałem i wierzgania nogami, gdy nie mógł skleić jakiegoś trudniejszego zdania.
Sara Ray sadowiła się prawie zawsze przy jego boku. O Sarze naogół trudno było coś powiedzieć, z wyjątkiem tego, że wogóle wśród nas się znajdowała. Podobnie, jak Maud, bohaterka poematów Tennysona, Sara nie zwracała na siebie niczyjej uwagi.
Widzę teraz dokładnie, jak siedzimy wszyscy pochyleni nad otwartemi zeszytami, jak wuj Roger przechodzi pobliską ścieżką i oskarża nas o wyczynianie dja... sztuczek złego ducha.
Każde z nas usiłowało zebrać kolekcję najciekawszych snów, byliśmy jednak wszyscy ogromnie ambitni i honorowi, to też wątpię, czy ktoś z gromadki zapisałby coś takiego, co mu się w istocie nie śniło. Byliśmy przygotowani na to, że Historynka pobije rekord, jeżeli chodzi o ciekawe sny, lecz zaraz na początku okazało się, że jej sny nie były wcale bardziej sensacyjne od naszych. Najwidoczniej w krainie snów wyobraźnie nasze potrafiły dorównać jej wyobraźni. Natomiast Celinka wykazała najbardziej rozwinięty talent, jeżeli chodziło o sny wybitnie dramatyczne. Ta spokojna i skromna dziewczynka miewała sny wyjątkowo okropne. Co noc prawie śniła o jakichś bitwach, morderstwach lub też o czyjejś śmierci. Dan przeciwnie, chociaż był w życiu z nas wszystkich najbardziej wojowniczy, miewał sny bardzo spokojne, naiwne nawet i gdy później odczytywał je z swego zeszytu, był z nich ogromnie niezadowolony.
Ale chociaż sny Historynki niczem się nie różniły od snów całej gromadki, potrafiła je ona jednak w całkiem innej formie przelewać na papier. Gdy któryś ze swych snów zdecydowała się nam opowiedzieć, odnosiliśmy tak silne wrażenie, jakbyśmy to sami we śnie przeżywali.
W miarę zapisywania snów, doszedłem do wniosku, że ja, Edgar King, dzierżę pod tym względem palmę pierwszeństwa. Umiałem wyjątkowo zręcznie wyrazić słowami swoje myśli i doznawane uczucia. Historynka wprawdzie pod tym względem wysuwała się niejednokrotnie na plan pierwszy, odziedziczyła bowiem po swym ojcu zdolności do rysunków i zapisywane przez siebie sny częstokroć przystrajała własnemi ilustracjami. Posiadała specjalny talent do rysowania upiorów i teraz jeszcze dokładnie pamiętam narysowaną przez nią ohydną jaszczurkę, którą widziała we śnie, pełzającą po dachu naszego domu. Którejś nocy Historynka miała straszliwy sen — przynajmniej jej się takim wydawał i tak nam go opowiedziała — gdyż śniło jej się, że po największym naszym pokoju goniła ją stara otomana i robiła do niej nieprzyjemne miny. Taką wykrzywiającą się otomanę narysowała na marginesie swego zeszytu i rysunek ten do tego stopnia przestraszył Sarę Ray, że wracając do domu, przez cały czas płakała i spała tej nocy z Judy Pineau, lękając się spojrzeć na jakikolwiek sprzęt.
Sny Sary Ray nigdy nie odznaczały się niczem specjalnem. Przeważnie śniło jej się, że nie mogła spleść warkoczy, albo nie mogła zasznurować trzewików, gdy szła do kościoła, nic więc dziwnego, że księga jej snów była wyjątkowo nudna i monotonna. Jedynym snem godnym uwagi był ten, kiedy Sarze Ray przyśniło się, że wzleciała w powietrze balonem i potem spadła na ziemię.
— Miałam wrażenie, że spadnę na ziemię z okropnym hukiem, — opowiadała, drżąc na całem ciele, — tymczasem opadłam lekko, jak piórko i w tej samej chwili obudziłam się.
— Gdybyś się nie obudziła, napewnobyś umarła, — wtrącił ponuro Piotrek. — Zawsze tak bywa, że gdy się człowiekowi śni, że skądś spada i nie budzi się, to taki upadek musi go zabić. Przeważnie to bywa właśnie przyczyną śmierci tych ludzi, którzy umierają we śnie.
— A skąd ty możesz o tem wiedzieć? — zapytał Dan sceptycznie. — Przecież ci wszyscy, którzy umarli we śnie, nie zdążyli ci o tem opowiedzieć.
— Ciotka Jane kiedyś mi mówiła, — wytłumaczył Piotrek.
— A wszystko co twoja ciotka Jane mówiła, dla ciebie jest święte, — mruknęła niechętnie Fela.
— Nie wiem, dlaczego musisz zawsze być nieprzyjemna, gdy tylko wspomnę o ciotce Jane, — odezwał się Piotrek z wyrzutem.
— Czyż powiedziałam coś nieprzyjemnego? — zdziwiła się Fela. — Przecież wogóle nic nie powiedziałam.
— W każdym razie to, co powiedziałaś, brzmiało bardzo nieprzyjemnie, — oburzył się Piotrek, nie chcąc wywołać dalszej sprzeczki.
— A jak wyglądała ta twoja ciotka Jane? — zapytała Celinka przyjaźnie. — Czy była ładna?
— Nie, — przyznał Piotrek, staczając z sobą wewnętrzną walkę, — nie była ładna, ale wyglądała, jak ta pani na obrazku, który Historynce przysłał jej ojciec, ta pani z świecącą obręczą dokoła głowy i z dzieciątkiem na ręku. Ciotka Jane zawsze tak patrzyła na mnie, jak tamta pani na obrazku patrzy na dzieciątko. Mama nigdy tak na mnie nie patrzy. Biedna mama, jest zawsze zajęta praniem. Straszniebym chciał, żeby mi się kiedyś przyśniła ciotka Jane, bo dotychczas jeszcze nigdy mi się nie śniła.
— „Jak ci się śni nieboszczyk, dowiesz się czegoś o żywym“, — zacytował Feliks poważnie.
— Zeszłej nocy śniło mi się, że rzuciłem zapaloną zapałkę do beczki z prochem w szopie pana Cooka w Markdale, — opowiadał Piotrek. — Nastąpił straszny wybuch i siła tego wybuchu wyrzuciła mnie z szopy, ale obudziłem się, zanim miałem czas pomyśleć, czy żyję jeszcze, czy zostałem zabity.
— Właśnie to jest najgorsze, że człowiek zawsze się budzi w takich chwilach, kiedy sen staje się najciekawszy, — zauważyła Historynka z niezadowoleniem.
— A mnie się zeszłej nocy śniło, że miałam naturalne loki, — szepnęła ze smutkiem Celinka. — Tak byłam szczęśliwa! Strasznie było mi przykro, gdy się obudziłam i przekonałam się, że włosy mam nadal zupełnie proste.
Feliks, ten trzeźwy i rozsądny chłopiec, śnił ustawicznie o tem, że fruwa w powietrzu. Jego obrazowe opisy powietrznych lotów ponad wierzchołkami drzew rosnących w krainie snów, przepełniały nas zawsze uczuciem zazdrości. Nikt nigdy nie mógł się poszczycić takiemi snami, nawet Historynka, którą najłatwiej o tego rodzaju sny można było posądzić. Jednakże Feliks miał wyjątkowy talent, jeżeli chodziło o sny i chociaż zeszyt jego cierpiał odrobinę, jeżeli chodziło o język literacki, lecz zato pod względem treści zawierał stanowczo najciekawsze sprawozdania. Może sny Celinki były bardziej dramatyczne, lecz zato w snach Feliksa było stanowczo więcej zdrowego humoru. Sen, co do którego orzekliśmy, że zasługiwał na wyróżnienie, posiadał treść wyjątkowo frapującą. Otóż śniło się Feliksowi, że w sadzie naszym obozowała menażerja i że nosorożec gonił ciotkę Janet dokoła Kamiennego Pulpitu, lecz gdy już miał ją schwytać, zamienił się nagle w zwykłe prosię.
Feliks zachorował w kilka dni potem, gdyśmy rozpoczęli prowadzenie naszych książek snów. Ciotka Janet postanowiła leczyć go zaaplikowaniem dawki wątrobianych pigułek, które jak ją zapewniał Elder Frewen, były skuteczne na wszystkie dolegliwości. Lecz Feliks kategorycznie odmówił przyjęcia wątrobianych pigułek. Może ewentualnie pić meksykańskie ziółka, lecz wątrobianych pigułek za skarby świata nie połknie, mimo boleści i mimo perswazyj ciotki Janet. Nie mogłem zrozumieć tej niechęci, jaką darzył niewinne białe pigułki, które z taką łatwością można było połknąć, wytłumaczył nam to jednak któregoś dnia w sadzie, gdy wrócił już zupełnie do zdrowia i odzyskał dawny swój dobry humor.
— Bałem się brać te pigułki, bo miałem wrażenie, że po pigułkach takich nie będę miał żadnych snów, — opowiadał — Przypominasz sobie pannę Baxter w Toronto, Ed? Pamiętasz, jak opowiadała pani Mc. Laren, że przez dłuższy czas miewała straszne sny, aż pewnego wieczoru zażyła dwie pigułki wątrobiane i od tej chwili nigdy już sny ją nie nawiedzały. Wolałbym raczej umrzeć, niż narazić się na takie ryzyko, — zakończył Feliks uroczyście.
— A ja miałem cudowny sen zeszłej nocy, — zawołał triumfalnie Dan. — Śniło mi się, że mnie goniła stara Peg Bowen. Biegłem dokoła jej domu, a ona wciąż mnie goniła, aż wreszcie schwytała mnie. Tak moi drodzy! Czułem jej kościstą rękę na swojem ramieniu. Krzyknąłem głośno i obudziłem się.
— Musiałeś krzyczeć jednak bardzo głośno, — uśmiechnęła się Fela, — bo krzyk twój słyszałyśmy w naszym pokoju.
— Strasznie nie lubię, jak mi się śni, że mnie ktoś goni, bo wówczas nigdy nie mogę uciekać, — odezwała się Sara Ray drżąc z przerażenia. — Stoję wtedy na miejscu, jakbym wrosła w ziemię, wiem, że mi grozi niebezpieczeństwo, a nie mogę się ruszyć. Jak się taką rzecz opisze, to wcale nie wygląda tak groźnie, ale najgorzej jest takie coś przeżywać. Mam nadzieję, że Peg Bowen nigdy mi się nie przyśni, bo chybabym we śnie umarła ze strachu.
— Ciekawe, coby Peg Bowen zrobiła człowiekowi, gdyby go naprawdę schwytała, — zastanawiał się Dan.
— Peg Bowen wcale nie potrzebuje nikogo chwytać, żeby mu wyrządzić jakąś krzywdę, — odparł wymijająco Piotrek. — Wystarczy żeby spojrzała na człowieka, a nie daj Boże, żeby ją ktoś miał obrazić.
— Ja tam w to nie wierzę, — zawołała Historynka wesoło.
— Nie wierzysz? Zaraz ci dam dowód! Zeszłego lata przyszła do Lema Hilla do Markdale, a on zaraz na wstępie kazał jej się wynosić i zagroził, że ją poszczuje psami.
Peg w milczeniu wyszła, lecz przechodząc przez pastwisko, zaczęła coś mruczeć i wymachiwać rękami. Wyobraźcie sobie, że nazajutrz najpiękniejsza krowa zachorowała Lemowi i oczywiście zdechła. I jak teraz to wytłumaczycie?
— Widocznie tak miało być, — bąknęła Historynka, chociaż w tej chwili już nie tak pewna siebie.
— Tak miało być! Jabym tam jednak wolał, żeby Peg Bowen nie patrzyła takim wzrokiem na moje krowy, — rzekł Piotrek.
— Tak mówisz, jakbyś miał własne krowy! — zachichotała Fela.
— Ale kiedyś będę je miał napewno, — wybuchnął Piotrek. — Przecież przez całe życie nie będę chłopcem do posług. Muszę mieć własne gospodarstwo, krowy i wogóle wszystko. Zobaczysz, że będę jeszcze bogaty.
— Śniło mi się zeszłej nocy, że otworzyliśmy niebieską skrzynię, — odezwała się Historynka, — i było tam mnóstwo rzeczy — niebieski porcelanowy świecznik — tylko we śnie był miedziany — i koszyczek do owoców z jabłkiem na pałączku, i ślubna suknia, i haftowana halka. Śmieliśmy się serdecznie i przymierzaliśmy te rzeczy, ogromnie ubawieni. A w pewnej chwili zjawiła się Rachela Ward i spojrzała na nas tak smutno i z takim wyrzutem, żeśmy się zawstydzili, a ja zaczęłam płakać i w tym płaczu obudziłam się.
— A mnie się tej nocy śniło, że Feliks był chudy, — zawołał ze śmiechem Piotrek. — Tak strasznie dziwnie wyglądał! Ubranie wisiało na nim, a on je ciągle podtrzymywał, żeby nie opadło.
Wszystkim sen ten wydał się wesoły, tylko nie Feliksowi. Właśnie z tego powodu przez dwa następnie dni nie rozmawiał zupełnie z Piotrkiem. Fela również miała szalone zmartwienie z powodu swoich snów. Pewnej nocy obudziła się w samym środku jakiegoś ciekawego snu, lecz po chwili zasnęła znowu i rano w żaden sposób nie mogła sobie snu przypomnieć. Postanowiła nigdy już więcej w ten sposób nie postępować i gdy innym razem obudziła się w nocy, śniąc właśnie o tem, że umarła i że ją do ziemi grzebano — wstała natychmiast, zapaliła świecę i zapisała odrazu ten sen w swoim zeszycie. Ale, gdy gasiła świecę, była tak senna, że wypaliła sobie dziurę w nowej nocnej koszuli, haftowanej kolorowym jedwabiem. Dziura była ogromna i gdy ciotka Janet to zobaczyła, strasznie zbeształa Felę. Jeszcze w życiu Fela nie miała takiej awantury, zniosła ją jednak z filozoficznym spokojem. Przyzwyczajona była do awantur matki, więc nigdy nie przejmowała się tem zbytnio.
— Ale w każdym razie uratowałam ten sen, — chwaliła się później przed nami.
Istotnie, to miało największe znaczenie. Dorośli zazwyczaj lubili bagatelizować te rzeczy, które dla nas były najważniejsze. Materjał na nową koszulę można było kupić w każdym sklepie, ale, gdy sen uciekł, to na żadnym jarmarku Fela by go nie dostała.