Ukryta a potężna... wpijasz się do łona
I ssiesz je niewidomie; krwią nie płynie rana, Ale trwa nieugojona.
Tęsknico, towarzyszko dni i nocy czarnych,
Łańcuchu, co mnie ciśniesz żelazną okową,
Matko rozpaczy niemych i widzeń poczwarnych, Witam cię, witam na nowo!
Chodzę z tobą, choć usta w ciepły uśmiech stroję, Na modlitwie i we śnie — w spoczynku i trudzie, Ścisnęłaś piersi moje, gnieciesz duszę moją, Ja czuję’ć — nie widzą ludzie.
Znam cię stara piastunko lat moich dziecinnych,
I obrazy, któremi łudziłaś mnie w życiu;
Dla zbrodniarzy łaskawa, sroga dla niewinnych, Czujęć w każdém serca biciu.
Niebo, ziemia, ludzie ci za narzędzia służą, Z tobą wieczny wygnaniec dręczy się i płacze, A gdy oczy strudzone snem ciężkim się zmrużą, Zsyłasz marzenia tułacze.
Tęsknić, to zsychać zwolna jako kwiat bez wody,
Tęsknić, to nie módz wyrzec o litości słowo,
Nie mieć pokarmu w głodzie, w pragnieniu ochłody, I w bolu stać się niemową.
Tęsknić, być duszą w dali, a skute mieć ciało, I więźniem gnić na czarnym boleści barłogu, Umierać pragnąc życia, mrzéć, gdy się żyć chciało, I nie módz modlić się Bogu.