I Sfinks przemówi.../„Powrót posła“, — Niemcewicza
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | „Powrót posła“, — Niemcewicza |
Pochodzenie | I Sfinks przemówi... |
Wydawca | Instytut literacki „Lektor“ |
Wydanie | pośmiertne |
Data wyd. | 1923 |
Druk | Drukarnia Dziennika Polskiego we Lwowie |
Miejsce wyd. | Lwów — Warszawa — Poznań — Kraków — Lublin |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały zbiór |
Indeks stron |
Smutny widok przedstawiała wczoraj sala teatralna. Znajdowało się w niej osób 167. Odliczywszy 100 osób, jako krytyków, policję, komisję, artystów, słowem ludzi „przy teatrze“, pozostaje garstka widzów, która literalnie ginęła w tej olbrzymiej, jak na Lwów, sali. Grano „Powrót posła“, komedję Niemcewicza, komedję jedyną polityczną u nas, komedję napisaną 110 lat temu, z tak gorącą i piękną wiarą, z tak podniosłem i wielkiem uczuciem, że do tej chwili to wielkie piękno i to ciepło, ożywiające szlachetną duszę Niemcewicza, wieje z każdego wiersza wypowiedzianego na scenie.
Utworu tego, jakkolwiek powstał pod wpływem okoliczności, nie można nazwać okolicznościowym, gdyż jest on pisany krwią i sercem i każde słowo nacechowane jest nie zimną refleksją, ale najgorętszem uniesieniem. Nie jest to dzieło natchnienia a przecież podniosłością uczuć, które je natchnęły graniczy z takiemi właśnie dziełami. Gdy się „Powrót posła“ pojawił, wzbudził entuzjazm i tak porwał, jak nas obecnie porywa „Wesele“ Wyspiańskiego. Teatr wtedy był „szkołą języka, obyczajów i gustu“, według Niemcewicza, należało więc i z murów tej szkoły upamiętnić chwilę tak radosną, wielką i pełną dziejowego znaczenia. Uczyniono to wedle możności. Teatr wtedy nie rozporządzał zbyt wielkiemi środkami i komedia Niemcewicza spokojna, skromnie i ubogo wystawiona, robiła wielkie na widzach wrażenie.
Dziś czasy się zmieniły. „Powrót posła“ — piękny zabytek naszej sztuki dramatycznej ma najzupełniej usprawiedliwione miejsce w rocznicę 3. Maja — ale — dla zapełnienia sali nie mógł wystarczyć i to było łatwe do przewidzenia. Nie chodzi tu o kasowe względy. Jeden wieczór pustek w teatrze, nie sprawia znów takiego uszczerbku, ale tu chodzi o moralną stronę tej sytuacji. Wybór komisji padł na „Powrót posła“. Na to zgadzamy się zupełnie, ale należało to przedstawienie uczynić przystępniejszem dla ogółu i dać je o ile możności po cenach jak najniższych. Co więcej — sama ta komedja nie może wypełnić wieczoru, więc jeśli niemożliwe z powodu braku zupełnego kostjumów wystawienie „Kościuszki pod Racławicami“ — należało wziąć choć kilka wybitniejszych scen i dołączyć je do tego przedstawienia. Umyślnie napisane wiersze przez Wyspiańskiego — obraz żywy, kończący apoteozą to przedstawienie, dałby sposobność biedniejszym warstwom lwowskiej publiczności spędzenia wczorajszego wieczoru uroczyście tak, iż na długo zapisałby się w sercach tych widzów, którzy krążą dookoła teatru, a wejść do niego codziennie nie mogą. Wczoraj na galerji było trochę uczniów. I ta trocha wystarczała, aby po kilkakroć kurtyna podnosiła się po aktach, tak gorąco i serdecznie oklaskiwały te dzieci to, co słyszały ze sceny. I doprawdy — mogło być wczoraj w teatrze pełno i serdecznie.
Szkoda bowiem takiej pracy, jakiej dołożyli grający artyści, aby pokonać trudny dla nich wiersz Niemcewicza. Pokonali go jednak i dowiedli tem, że rozumieją dokładnie swoje zadanie, a nadto zachowaniem stylu wykazali dużo inteligencji scenicznej. Wzięto ogólny ton deklamacyjny — to jest w przybliżeniu taki, w jakim grano za czasów Niemcewicza.
Na duże pochwały zasługuje pan Jaworski, dzielny kontuszowy artysta i p. Tarasiewicz, harmonijnie i szlachetnie wykształcający wiersz, pani Cichocka z dużą prostotą i szczerością odtwarzająca miłą postać podkomorzyny, panna Michnowska szczera i serdeczna Teresa.
Dwoje sfrancuziałych Polaków przedstawiali państwo Solscy ze zwykła rutyną, talentem i swobodą.
Co do pani Solskiej, zwrócić muszę uwagę, iż ta artystka jest stanowczo za młoda na rolę starościny. Pani Solska grała ślicznie, pracowicie i dyskretnie, ale to rola charakterystyczna, i pani Węgrzynowa, która obecnie odpoczywa w katakumbach teatralnych, byłaby grała ją doskonale.
Do wymienionych artystów dołączyć należy pana Klimontowicza i p. Połęcką, poprawnych w rolach drugorzędnych. Wogóle znać było, że artyści przejęli się swojem zadaniem i raz jeszcze powtarzam, szkoda ich trudów. Skreślenie sztuki było dokonane bez głębszego zastanowienia się — zwłaszcza zakończenie wbrew intencjom autora, kończyło się na zapowiedziach starosty, że „wytnie mazurka“. Tymczasem w oryginale zakończenie jest o wiele wznioślejsze i bardziej odpowiednie przewodniej myśli dzieła. Z ołówkiem — należy się obchodzić umiejętnie i ostrożnie, zwłaszcza, jeśli obcinać się zamierza dzieła, tworzone pod wpływem jakiejś dziejowej chwili.