I Sfinks przemówi.../Przedstawienie amatorskie w teatrze miejskim

<<< Dane tekstu >>>
Autor Gabriela Zapolska
Tytuł Przedstawienie amatorskie w teatrze miejskim
Pochodzenie I Sfinks przemówi...
Wydawca Instytut literacki „Lektor“
Wydanie pośmiertne
Data wyd. 1923
Druk Drukarnia Dziennika Polskiego we Lwowie
Miejsce wyd. Lwów — Warszawa — Poznań — Kraków — Lublin
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Przedstawienie amatorskie w teatrze miejskim.

W teatrze pełno, ale tylko do połowy. Górne sfery nie dopisały. Nic dziwnego, przedstawienia na cel dobroczynny, z programem, w którym króluje Labiche i Mellesville — nie ciągną. Dlaczego tak jest, pomówimy później, pragniemy tylko w pierwszej linji skonstatować, że na scenie wczoraj było dużo wdzięku, niewieściej urody, pięknych toalet — całe ogrody kwiatów i pewna ze strony pań troszkę nie śmiała, ale bardzo wdzięczna elegancja.
Przedstawienie składało się z dwóch części: dramatycznej i koncertowej. Druga część przeważyła interesem, jaki obudziła pani Ottawowa odegraniem koncertu Saint Saensa z orkiestrą teatralną. Wyborna ta i ceniona pianistka posiada w grze swojej niezmiernie cenny przymiot, bo technikę nadzwyczajnie wyrobioną, którą zabłysła wczorajszego wieczoru, wprowadzając w zdumienie słuchaczy. Wynagrodzono ją burzą oklasków i kwiatami, na które najzupełniej zasłużyła.
To samo da się powiedzieć i o pani Marek­‑Onyszkiewiczowej, którą ślicznym, czystym, szklanym głosem odśpiewała arję Goplany i poetyczną i wdzięczną pieśń Bersohna. Jeżeli mamy cokolwiek do zarzucenia śpiewowi pani Onyszkiewiczowej, to brak duszy, brak zupełny życia, który na estradzie zwłaszcza razi, gdyż nadaje wtedy monotonię wykonywanym utworom.
W „Warjacjach“ Procha pani Onyszkiewiczowa złożyła dowód wyrobionej już koloratury, a zwłaszcza niezmiernie trudne staccata wykonywane były czysto i z wielką pewnością. Pani Onyszkiewiczowa ma wielką przed sobą przyszłość i powinna pracować serjo nad wydoskonaleniem swego niepospolitego materjału głosowego. Będzie z niej w przyszłości jedna z głośniejszych światowych śpiewaczek. Orkiestra teatralna miała wczoraj także chwile popisu. Pan Spettrino, powitany brawem, wiódł swoją armię jak dzielny wódz i zyskał gorące brawa, któremi słusznie dzielił się z wykonawcami. A teraz część dramatyczna. Stanowiły ją dwie aktówki z repertuaru francuskiego, z repertuaru bardzo ogranego i starego. „Filiżankę herbaty“, ową graną do przesytu i niemożliwości komedję, pozwoliła nam przełknąć niezwykła uroda i czar panny br. Jok., która nadto posiada pewne zdolności sceniczne. Z początku nieśmiała i trochę skrępowana, ożywiła się, a nawet życia tego udzieliła swoim partnerom, tak, że przy zakończeniu bawiono się szczerze w audytorjum. Drugą sztuczką była „Miłość sztuki“, mały teren dla popisu elegancji i szyku trojga artystów. I tu br. Jok. wiodła prym a talencik jej wystąpił z większą plastycznością w roli Marietty, niż w roli baronowej. Ubrana w klasyczny strój pokojówki francuskiej, miała dużo dowcipu w grze i bardzo szczęśliwe momenta.
Panna Pyz... grała rolę hrabiny z dużym zasobem szczerości, a śliczną jej aparycję podnosił strój wytworny i pełen smaku. Obu tym paniom towarzyszył w grze p. Jar..., który zadziwiał wszystkich desinwolturą, z jaką się zachowywał na scenie. — Panie przy końcu przedstawienia obstawione literalnie klombem kwiatów, taką moc bukietów, koszów i wieńców otrzymały w darze za swój trud i dobre chęci. Obie były tak piękne, że wśród tych kwiatów zdawały się być najpiękniejszymi kwiatami. Obraz z żywych osób zakończył przedstawienie.
A teraz — parę słów, co do wyboru repertuaru. Dlaczego teatry amatorskie, urządzane przez inteligencję, obracają się wiecznie w zaczarowanem kole ogranych jak katarynka aktówek francuskich? Należy być szczerym i przyznać się, że artystom polskim fachowym trudno sobie poradzić z werwą francuską — cóż dopiero mówić o amatorach! Wszak i u nas są aktówki bardziej artystyczne i łatwiejsze do wykonania, jak „Filiżanka herbaty“ i podobne lukrecje. Wprowadzenie na repertuar nieznanej, a oryginalnej sztuki, a nawet zaczerpnięcie z zagranicznego repertuaru, ale zaczerpnięcie umiejętne i prawdziwie artystyczne z pewnością zapełniłoby widownię. I tak cel byłby osiągnięty i przyjemniej byłoby amatorom widzieć swą pracę uznaną przez pełną i zainteresowaną przedstawieniem salę.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Gabriela Zapolska.