[134]
Immensis orbibus anguis.
[1]
Zsuwa się słońca blask stromemi gór ramiony
I nagi grzbiet Indyanki promieniem złotym pisze;
[135]
W zaroślach skrzydeł brzękiem owad gra zielony,
W kielichu ljany siedząc, kolibryk się kołysze.
Tam słońca żar okrutny, śmierć w parnej atmosferze,
Tu cień i wody szum i chłód i spokój dziczy;
Nieukojonem drżeniem bambusów drżące pierze,
Tysiąca ptaków śpiew, samotność, las dziewiczy.
Chwila to owa, gdy z upałów Esplanady
Chroniąc się w las, Indyanka, matrona puszcz wspaniała,
Wiąże swój hamak pstry u palmy do kaskady,
By go łagodna dłoń wiatru kołysała.
Sama na jego ust gorące całowania
Podaje śliczny tors i toczono kolano,
I mrużąc wieka ócz, dla dziecka pierś odsłania,
Błyszczącą metalicznie, okrągłą pierś miedzianą.
Wtem z pod kokosów liści, między orzechów grona,
Które zieloną szarfą pierś ustroiły w górze,
Ześlizga się powoli gadzina przyczajona,
Zawisła głową w dół na liany gibkim sznurze.
I sunie, sunie niżej, do sieci... jeszcze chwila...
Ku warkoczom Indyanki swój długi ogon zwleka...
Ha! straszny gad do piersi odkrytej się nachyla,
Ha! potwór czuje głód, wąż zapragnął mleka.
(E. Porębowicz).