<<< Dane tekstu >>>
Autor Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł Improwizacja w Wersalu (wstęp)
Pochodzenie Dzieła / Tom drugi
Wydawca Instytut Wydawniczy »Bibljoteka Polska«
Data wyd. 1922
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom drugi
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron



WSTĘP.

Można się domyślić, ze replika Moliera dolała oliwy do ognia; posypały się komedyjki, broszury. De Visé, który już poprzednio ukąsił Moliera, napisał komedję, a raczej nudny djalog p. t. Zelinda, czyli prawdziwa krytyka Szkoły żon, przeznaczony do grania, ale, ostatecznie, nie grany, tylko ogłoszony drukiem. Boursault — o którym będzie mowa w tym utworze Moliera — napisał Portret malarza, czyli przeciw — krytyka Szkoły żon, również lichy pamflet, w formie wzorowany na Molierze. W utworze tym, obiegającym salony, znajdowały się jadowite strzały mierzące w domowe pożycie poety. Król, którego może bawiła ta wojna, zachęcił swego ulubieńca, aby jeszcze raz odpowiedział: Molier napisał Improwizację w Wersalu.
Tu, pomysłowość jego autorska znalazła nowe pole: Molier zbliża się tu do literatury — jak to dziś nazywamy — „kabaretowej“. Mięsza swobodnie komedję z życiem, wpada na pomysł, nieraz w ostatnim czasie podejmowany, aby pokazać kulisy teatru — widowisko zawsze tak łakome dla publiczności — aby pokazać siebie samego, wraz z całą trupą, niby podczas próby nowego utworu. Obrazek jest pełen życia; w paru słowach, Molier każdemu umie nadać właściwy charakter: on sam, zgorączkowany, czynny, czuć do jakiego stopnia jest duszą swej gromadki; Magdalena Béjart, dawna przyjaciółka, mająca śmiały głos w radzie, głos rozsądku; żona Moliera, Armanda korzystająca z praw kochanej kobiety, z którą Molier przekomarza się czule na scenie; nie ominął nawet sposobności przypada łatki pannie du Parc, która miała skłonność do mizdrzenia, także dobrze spożytkowaną świeżo w roli Klimeny.
Można sobie wyobrazić, jaki pieprzyk nowości dla ówczesnych słuchaczy musiało mieć to widowisko jak zwłaszcza musiał bawić króla ten poufały a zarazem serdeczny ton, z jakim wciągano go niemal jako współaktora sztuki.
Po drodze, Molier chlasnął aktorów z Pałacu Burgundzkiego, którymi nie miał czasu się zająć w Krytyce szkoły żon. Trzeba zauważyć, iż Molier celował w talencie udawania aktorów, i że scenka ta wprowadzona była poto aby mu dać sposobność popisania się tym talentem. Ale, poza złośliwością konkurencyjną, jak tu, zdaje się, i głębszy podkład, jest różnica w pojmowaniu sztuki aktorskiej. Pałac Burgundzki, to stara szkoła, koturn, patos, przesada; aktorzy tej szkoły dosłownie zdzierali płuca deklamacją; Molier, to dążenie do naturalności i prawdy. Ciekawem jest, jak Molier schodzi się tu z utworem, którego oczywiście nie znał, z Hamletem Szekspira: i tam mamy widowisko na scenie, wprowadzenie aktorów, kawałka kulis, jak również poglądy na sztukę aktorską (Akt III, scena 2), bardzo pokrewne z poglądami Moliera.
Broniąc się przed zarzutami jakoby w satyrze swojej mierzył w osobistości, Molier odpowiada z uśmieszkiem na krążące widocznie, i tak chętnie przyjmowane zawsze prognostyki, że się już wyczerpał. Z iskrzącą werwą wysypuje całą masę tematów, satyrę życia społecznego, która mu już chodziła po głowie. („Nie znajdzie tematów“... etc., str. 398). Warto spamiętać tę zapowiedź, gdyż ziszczeniem jej będzie — Mizantrop. Dostało się i „markizom“; że zaś Molier, pisząc tę komedyjkę, wyraźnie jest podrażniony, nie robi sobie ceremonji z wyrażeniem swej myśli. Kto wie, może już osobiście dali mu się we znaki ci dworscy panicze, którzy, świetnem swem upierzeniem i hardem wzięciem, mieli uczynić jego samego, Moliera, czemś bardzo mizernem i niepokaźnem w oczach Armandy. Bądź co bądź, mimo łask króla, z pewnem zdumieniem czytamy ten ustęp, tak zuchwały, tak gwałtowny:

— Zawsze ci markizi!
— Tak, zawsze. Gdzież, u djaska, chcesz dziś znaleźć lepszy typ na sceną? Markiz jest dzisiaj pocieszną figurą teatru: podobnie jak w starych komedjach spotykało się zawsze lokajatrefnisia bądącego uciechą słuchaczy, tak samo, w dzisiejszych sztukach, potrzebny jest komiczny markiz któryby zabawiał zgromadzenie.

Czuć tu już zniecierpliwienie francuskiego mieszczaństwa, które, w tej epoce zwłaszcza, daje szereg nazwisk będących niespożytą chlubą Francji, które, pod berłem Ludwika XIV, za Francję myśli, Francją administruje i rządzi, i które nie ma ochoty znosić supremacji dobrze urodzonych błazenków. Powrócimy jeszcze, mówiąc o Don Juanie, do tych wybuchów Moliera, w których można już rozróżnić pomruk przyszłej rewolucji.
Dostaje się, po drodze, jeszcze raz Wykwintnisiom, poczem Molier przechodzi do właściwego celu komedji, do odpowiedzi na utwór Boursaulta. I tu czuć, że, dzięki swoim osobistym wycieczkom, wrogowie głęboko zranili Moliera; i on też odpowiada ostro, brutalnie, w prost, bez zwykłych literackich omówień. Ale czuje, że dalej już na tej drażliwej drodze iść nie powinien; jakoż dotrzymuje słowa że to jest jego ostatnia odpowiedź; zmilczy, mimo że przeciwnicy jeszcze wystrzelą weń Improwizację w Pałacu Condé i Odpowiedź na Improwizację w Wersalu czuli Zemsta markizów, i Panegiryk Szkoły żon Robineta; etc.
Wśród wszystkich wrogich sobie koteryj, Molier nie odpowiedział jednej: dewotom; a raczej odpowiedział im pośrednio, dedykując Krytykę szkoły żon królowej-matce: bo też sprawa z nimi była delikatniejsza i trudniejsza, wymagała staranniejszego o wiele przygotowania, nie mogła być załatwiona w ogniu improwizacji. Ale Molier nie daruje swego; zaiste, niebacznie dewoci kampanją swoją ściągnęli na siebie jego uwagę. Odtąd będzie w nim dojrzewać odpowiedz stanowcza, mocna, przerastająca o wiele doniosłością tę całą drobną wojnę: a będzie nią Tartufe.
Jako utwór teatralny, jest ta Improwizacja znów otwarciem nowych dróg. Utwór ten, pełen życia, werwy, stwarza swobodną ramę w której pisarz może pomieścic co chce, ile chce, przeskakiwać z przedmiotu na przedmiot, mówić niby nie mówiąc, to dając fragment komedji, to występując z za kulis osobiście, nie nużąc ani na chwilę. Jako polemista, wyzyskał tu Molier wszystkie atuty: przedewszystkiem jeden, którym jak maczugą wali przeciwników, łaskę króla, zaszczyt pracowania na rozkaz króla!
W odpowiedzi, w swoich pamfletach, wrogowie posunęli się jeszcze dalej: usiłowano wmówić w króla ze Molier obraża go swemi atakami na dwór, starano się zohydzić życie prywatne Moliera. Wreszcie, aktor Montfleury wręczył królowi pismo, w którem insynuuje że Moher zaślubił w osobie Armandy — własną córkę. Jak widzimy, to nie była wojna czysto literacka, to mogło łatwo iść o życie! Ale fawor królewski przetrwał wszystko: w odpowiedzi, w niedługi czas potem, król trzyma do chrztu dziecko poety.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Tadeusz Boy-Żeleński.