Józef Balsamo/Tom VIII/Rozdział XCV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Józef Balsamo
Podtytuł Romans
Wydawca Wende i spółka
Data wyd. 1925
Druk Drukarnia „Rola“ J. Buriana
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Joseph Balsamo
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom VIII
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XCV
PRZEMIANY

Nicolina nie posiadała się z radości; chyba opuszczenie Taverney nie cieszyło jej tak, jak zamiana Paryża na Trianon. Była tak miłą dla stangreta księcia Richelieu, że nazajutrz rano we wszystkich przedpokojach i stajniach Wersalu i Paryża mówiono o niej z uwielbieniem. Gdy zajechali do pałacu Richelieu’go, marszałek sam zaprowadził ją na pierwsze piętro, gdzie go czekał Rafté, piszący listy w imieniu księcia. Sekretarz był przy tem tak świetnym dyplomatą, tak biegłym (teoretycznie naturalnie) w rzeczach wojennych, w polityce nawet, że kawaler de Folard, gdyby żył wtedy, byłby z chęcią odczytywał pamiętniki, które pan Rafté spisywał co tydzień. W tej chwili właśnie redagował projekt wojny przeciw anglikom na morzu Śródziemnem, gdy wszedł marszałek.
— Rafté, przyjrzyj się temu dziecku!
Sekretarz spojrzał.
— Bardzo milutka, panie, — odparł stary mlaskając ustami.
— Nie o to mi chodzi, pytam o podobieństwo do...
— Ach, to prawda, do djabła!
— Więc cóż?
— Niezwykłe to, coprawda, będzie to dla niej nieszczęściem, lub szczęściem; któż zbada przyszłość!
— Zaradzimy temu nieszczęściu, ma ona włosy popielate, chyba nie będzie trudno...
— Zmienić je na czarne? dokończył Rafté przyzwyczajony domyślać się za pana, a w razie potrzeby myśleć nawet całkiem za księcia.
— Chodź do mego gabinetu, mała, siądź przy toalecie, pan ten, bardzo jest zręczny i zrobi z ciebie najpiękniejszą subretkę we Francji.
Rzeczywiście w dziesięć minut Rafté ufarbował płynem, przeznaczonym do czernienia siwych włosów księcia, piękne płowe warkocze Nicoliny na kolor dżetowo-czarny i na takiż sam kolor brwi jej przemalował. Wszystko to nadało pokojówce Andrei zupełnie inny wyraz, z którym było jej uroczo.
— Teraz, moja piękna — rzekł marszałek, podając jej lusterko — przyjrzyj się sobie i zobacz jak jesteś czarującą, a nadewszystko, jak mało jesteś podobną do dawnej Nicoliny.
— O! panie! — szepnęła zarumieniona, spuszczając oczy.
— Siadaj na tym fotelu, otwórz uszy i słuchaj co ci powiem... Pan Rafté nam nie przeszkadza; słuchasz?
— Słucham.
Narada między księciem, Raftém i Nicoliną trwała dobrą godzinę, poczem marszałek posłał tę miłą osóbkę na noc do kobiet z jego służby.
Rafté przeglądał swe pamiętniki, a Richelieu listy, które mu oznajmiły o dobrze nawiązanej intrydze przeciw księciu d’Aiguillon i pani Dubarry.
Nazajutrz rano powóz księcia zawiózł Nicolinę do Trianon. Tu z wesołą minką dopytywała się o mieszkanie Andrei.
Była dopiero godzina dziesiąta rano, ale Andrea, już ubrana, pisała list do ojca, oznajmiając mu wesołą nowinę o Filipie.
Przypominamy naszym czytelnikom, że, zanim się weszło do mieszkań dam honorowych, mieszczących się w długim korytarzu, trzeba było przejść duży taras kamienny. Pokoje te mieściły się na 1-szem piętrze, apartamencik zaś Andrei był pierwszym po lewej stronie.
Siedziba ta, jak na pokój damy honorowej delfinowej, była za mała i za skromna, ale tworzyła śliczne schronienie po zgiełku i ruchu pałacowym. Tam skryć się można było przed całym przepychem i nadewszystko przed etykietą, jaka panowała na dworze królewskim. Dusza, tak czysta i dumna, jak dusza Andrei, tu dopiero oddychała; młoda dziewczyna królowała tu niepodzielnie, swobodniej jej tu było i milej niż we wspaniałych komnatach Trianon’u. Najbardziej wzburzona znajdowała ukojenie pośród swych kwiatów 1 fortepianu, smutek koiły książki autorów niemieckich, które pokochać łatwo, gdy się umie czytać je sercem.
— Tutaj — myślała, zrzucając krępującą ją suknię i wkładając długi szeroki peniuar, w którym oddychała całą piersią — tutaj jestem szczęśliwą. Może kiedyś będę bogatszą, ale nie znajdę nic milszego, nad moje kwiaty, książki i fortepian.
Andrea miała całe przedpołudnie wolne, korzystała też z tej swobody; w piękne dnie siadywała z książką w parku, skąd wracała dopiero na śniadanie, nie spotykając nieraz nikogo, nawet lokaja. Jakże miłą jej była ta samotność! Jeśli upał dokuczał w ogrodzie, miała pokoik zawsze świeży i miły. Kładła się na sofce, krytej indyjską materją i wesoło spoglądała dokoła. Tak tu było pięknie i zacisznie; cztery krzesełka, biureczko, fortepian i łóżko z baldachimem, wszystko tą samą kryte materją co kanapka — fortepian, wazony pełne kwiatów, bukiety róż w żardinierkach, tworzyły jej królestwo poza którem bohaterka nasza nie marzyła o niczem piękniejszem.
W tej chwili ktoś dyskretnie zapukał do drzwi.
Jakież było jej zdziwienie, gdy ujrzała wchodzącą Nicolinę!


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.