Józki, Jaśki i Franki/Rozdział dziewiąty

<<< Dane tekstu >>>
Autor Janusz Korczak
Tytuł Józki, Jaśki i Franki
Wydawca J. Mortkowicz
Data wyd. 1911
Druk Drukarnia Narodowa
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY.
Morze Pompowe koło studni. — Admirałowie floty morza
Pompowego. — Kolej patykowa i skorupka od jajka.

Poza kolonią jest kierat, który chłopcy pierwszego ranka wzięli za karuzelę i srodze się zawiedli.
Rano Jan wprzęga konia do kieratu, kręci wodę ze studni do pompy i do zbiornika.
Niektórzy, przekonawszy się, że wielkie koło drewniane nie jest karuzelą, dali za wygranę; są jednak tacy, co uważają, że na drewnianem kole jeździ się wcale dobrze. — Jeśli tutka od fajerwerku może być lunetą, drzewo — okrętem, gałąź kotwicą, — dlaczego kierat nie ma być karuzelą?
Niby sobie patrzą z daleka, dziwią się, jak też koniowi nie zakręci się w głowie od ciągłego chodzenia w kółko, — i niema w tem nic zdrożnego; ale niech tylko Jan odejdzie na chwilę, już zaczynają się wozić.
Raz mało co Dałkiewicz nie wpadł pod koło, bo się w sznurze zaplątał, że nawet mu czapka zleciała, — i dopiero para czapkę mu później przyniosła; Jan tak się przestraszył, że napewno dałby mu batem przez plecy, gdyby Dałkiewicz nie uciekł, gdyby Jan miał bat akurat pod ręką.
Kłopot był wielki z kieratem, dopóki Dajnowski i Wiktorowski nie zostali admirałami zjednoczonej floty morza Pompowego i właścicielami całego, przylegającego do morza terenu.
Dostojeństwa i przywileje nakładają zawsze ciężkie obowiązki.
Dajnowski i Wiktorowski są właścicielami morza, które się koło pompy utworzyło w dziurze, oni wydają pozwolenia na wszelkie roboty, kanały i porty, bez ich zgody żadna łódź nie ukaże się na wodach Pompowych; ale też oni odpowiadają za całość kieratu, za wszystkie wypadki na całym terenie, podległym ich władzy.
Wiktorowski ma dwie łódki, wycięte z kory scyzorykiem, później jedną z nich podarował Kucharskiemu, sam zrobił inną, z żaglem, pokładem, sterem i ławkami. Dajnowski ma, cztery żaglowce.
Z korą na budowę okrętów nie taka znów łatwa sprawa jakby się pozornie zdawało. Bo korę wolno tylko z pieńków zdzierać, a nigdy odbijać z drzew zdrowych. I dlatego kora, z której ma być rozpoczęta budowa, musi być obejrzana, pozwolenie na pracę wydane; inaczej okręty niezameldowane, jako korsarskie, będą konfiskowane, a właściciel sądownie ścigany.
Są inne jeszcze ograniczenia, bo i wody do morza zbyt wiele puszczać nie należy; wzamian jednak jest wolność, oparta na prawnem posiadaniu.
Dawniej gdy Jan się ukazał, trzeba było całą flotę chwycić i w nogi, co tylko sił starczy; ubliżało to godności, nie licowało z powagą morza Pompowego. Teraz, kiedy strona prawna została już wyjaśniona, nic podobnego mieć miejsca nie może.
Wysłana swego czasu do Jana misya dyplomatyczna otrzymała życzliwe przyzwolenie, jakkolwiek w niedość uroczystej wyrażone formie:
— A bawta się tam, tylko żebyśta mi wody nie puszczali; i koła nie ruszajta, bo was powyganiam.
Akt ten aczkolwiek nie uwieczniony papierem i podpisami, potwierdził prawa Dajnowskiego i Wiktorowskiego. I szła zabawa.
— Patrz, moja łódka bale przewozi.
— A moja łódka, łódkę uradzi.
— Eee, twoja łódka bokiem idzie.
— Bo ją wiatr tak pcha.
— Patrz, a moja sama skręca.
— A teraz jedna łódka drugą pcha.
— Te, odejdziesz ty tam od koła, czy nie?
Teraz już można być spokojnym o kierat.
— Patrz, co piasku nakładłem, i nie tonie.
— Bo łódka musi mieć balast.
— Te, czego patyki wrzucasz, — idź sobie.
Admirałowie czuwają.
— A mój okręt jedzie do Ameryki.
— Moja idzie do brzegu, bo się wody nabrało.
Potem wielką burzę zrobili i ratowali zagrożone okręty.
Morze Pompowe wymaga dużego nakładu pracy, zanim stanie się dostatecznie bezpieczne i zdatne do żeglugi.
Nasamprzód wymierzono głębokość i powierzchnię dna zbadano. Powsadzano patyki tam gdzie jest mielizna lub podwodne skały. Skały które bardzo przeszkadzały w żegludze, usunięto lub przeniesiono w mniej ważne miejsca. Niektóre mielizny też należało usunąć. Przystąpiono do budowy latarni morskiej.
Starszy inżynier, Bednarski z B., zaczął kopać kanał.
— Daj spokój z kanałem, bo woda wyleci.
Kanał jest dość ryzykownem przedsięwzięciem, bo zagraża wodzie Pompowego morza; ale nad kanałem można zrobić most i okręty mogłyby przepływać pod mostem.
— A na moście zrobi się kolej.
— A masz scyzoryk?
— Józkowi pożyczyłem i zgubił.
Zaczęto poszukiwać wspólnika do budowy kolei patykowej na moście, wiodącym przez kanał morza Pompowego, i wspólnik ze scyzorykiem się znalazł.
Wspólnik nietylko wniósł scyzoryk, ale szereg znakomitych pomysłów.
— Trzeba zrobić zatokę, port, przystań.
— Rozumie się, że trzeba.
Ktoś chce solniczkę puścić na morze, aby też pływała.
— Odejdź ofiaro, solniczkę puszcza na morze.
Znaleziono skorupkę od jajka. Dobrze, przyda się.
— Może ją podrobić i będziemy wozili?
— Eee, szkoda psuć: do wożenia mamy piasek i kijki.
Słusznie: skorupka od jajka winna odegrać poważniejszą rolę.
— Wisz, puść ją tak sobie, niech pływa, niech tymczasem oznacza, gdzie woda głęboka. A potem się już pomyśli co z nią zrobić.
Tak czy inaczej, skorupka od jajka została włączona do inwentarza morza Pompowego. Co wymyślili admirałowie, do czego później służyła, — nie umiem powiedzieć, nie znam dalszych jej losów.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Henryk Goldszmit.