Jak mały Twardowski do piekła po cyrograf wędrował
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Baśń o panu Twardowskim |
Pochodzenie | Polski zaklęty świat |
Wydawca | Księgarnia św. Wojciecha |
Data wyd. | 1926 |
Miejsce wyd. | Poznań |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst Cały zbiór |
Indeks stron |
WĘDROWAŁ.
Mały Twardowski rośnie,
Już jest w dwunastej wiośnie,
Dobre i mądre chłopię,
Wiecznie się w księgach kopie.
W foliały włazi z głową,
A drukowane słowo
Milsze mu stokroć więcej
Od cukrów i tłuczeńcy.
Lecz stary pan Twardowski, choć suty profit z wioski, choć proboszcz chwali syna, coś skiepściał starowina. Trapi się w tajemnicy, ponurość ma w źrenicy, w żałobnej chadza szacie i płacze w swej komnacie.
Więc raz pacholę powie: „Co, tato, masz na głowie? Zaufaj mej odwadze, a może co poradzę! Przykro mi patrzeć na to, jak się zamartwiasz, tato; otwarcie przemów do mnie!“
Poczciwie rzekł i skromnie. Cześnik na takie słowo rozpocznie rzecz ab ovo: ze łzami rozpowrada, jak zbójca go napada; jak — chwilo nieszczęśliwa! — na odsiecz djabła wzywa i jak — bez świadomości — zatracił kość z swej kości.
Malec, gdy tu usłyszał, jął skakać, aż się zdyszał: „Bądź dobrej myśli, tato, ja na to, jak na lato! znam egzorcyzmów wiele, w łeb diabla niemi zdzielę! w mig rogi mu się utrą!
Do piekła ruszam jutro!“
Jakoż nazajutrz rano, gdy w dworze jeszcze spano, na dolę i niedolę wychodzi żaczek w pole. Odmawia w głos pacierze i cóż on z sobą bierze? Muszkiety? Proch? Pałasze?
Święconej wody flaszę!
Biegnie, aż na rozdrożu
Coś zaszeleści w zbożu,
Zabłyszczy ślepek para,
Wyskoczy myszka szara.
I szepnie mordką małą:
„Żaczku, idź za mną śmiało,
Przez lądy i przez wodę
Do piekła cię zawiodę!“
Idą. Przez bory; puszcze, gdzie sina Wisła pluszcze, przez góry, śnieżne Tatry, gdzie wyją mroźne wiatry, przez drogi przeraźliwe, gdzie włazisz wciąż w pokrzywę i przez pustynię piachu, gdzie niema nic, prócz strachu.
Wreszcie po dniach już wielu zbliżają się do celu: prosta jak strzelił droga, a na niej ciżba mnoga; poszóstne pędzą cugi, na koniach strojne sługi, śmiechami brzmi kolaska, a foryś z bicza trzaska.
I co zadziwia żaka, że droga jakaś taka, iż rzadko tam się zdarza napotkać gdzie nędzarza. Ci ścieżką wąską, trudną, ciernistą i mniej ludną, brną o kawałku chleba, by wkońcu zajść — do nieba.
Myszka wciąż mknie na przedzie: do piekła malca wiedzie; krwawieje zachód słońca, omdlewa żak z gorąca: piekielne te upały buchają z czarnej skały i słychać wrzawę wściekłą:
To było właśnie piekło!
Kropidło żak dobywa, flaszkę odkorkowywa i kropi w lewo, w prawo diabłów, lecących lawą; straszliwy ryk się zrobił, jakbyś sto wieprzów pobił, aż któryś z biesów krzyczy:
„Czego waść sobie życzy?“
„Odebrać od was muszę
Cyrograf na swą duszę!“
— „Cyrograf? Pierwsze słyszę!
Niech na Berdyczów pisze!
— Cyrograf? Skądże znowu?
A to mi skarb do łowu!
— Takie to jeszcze mate,
A takie już zuchwałe!
— Hej! kija dać kawalca!“
Tak drwią rogacze z malca...
Jak żak kropidłem machnie! Jak ich różańcem ciachnie! Jak skoczy w piekła środek, z djabłami na wyprzodek! Toż wzburzy się harmider! Ćma wierci się jak świder! Pod ściany gna, pod bramy, — aż wrzasną:
„Już oddamy!
I wiodą Twardowskiego do kufra żelaznego. Kufer tak jak dom wysoki, jak studnia jest głęboki. W nim się zwijają w skręty piekielne dokumenty, odnaleźć coś tam — sztuka!
„Niech waćpan sobie szuka!“
Niemała czasu strata! Żak szukał cztery lata. Ubabrał się po uszy, aż znalazł zapis duszy. Krwią ojca podpisany, przez djabła sygnowany: na pergaminu karcie znak: dwa pazury czarcie.
Zabrał. Do domu rusza,
Raduje mu się dusza,
A z głębi krwawej groty
Diabelskie mkną chichoty.
Śmieją się czarty z niego:
„Bywaj nam zdrów, kolego!
Czas leci chyżym lotem!
Będziesz ty nasz zpowrotem!“