<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Jama |
Wydawca | Lwowski Instytut Wydawniczy |
Data wyd. | 1928 |
Druk | Drukarnia „Sztuka” |
Miejsce wyd. | Lwów |
Tłumacz | Aleksander Powojczyk |
Tytuł orygin. | Яма |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały Tom I Cała powieść |
Indeks stron |
Z chwilą przyjazdu Horyzonta (zresztą Bóg wie, jak się właściwie nazywał: Gogolewicz, Gidalewicz, Okuniew, Rozmitalski) słowem, z chwilą przyjazdu tego człowieka wszystko zmieniło się i przy ulicy Jamskiej. Zaczęły się zbiorowe przenosiny. Od Treppla przewożono dziewczyny do Anny Markówny, od Anny Markówny do zakładu rublowego, z rublowego do półrublowego. Awansów nie było — tylko degradacje. Na każdych przenosinach Horyzont zarabiał od pięciu do stu rubli. Zaiste posiadał zapas energii, dorównywujący mniej-więcej energji wodospadu Imatry.
We dnie siedząc u Anny Markówny mówił mrużąc oczy od dymu z papierosa i zakładając nogę na nogę.
— Pytam... po co pani ta właśnie Sońka? Niemasz dla niej miejsca w przyzwoitym zakładzie. Jeżeli pozbędziemy się jej, pani zarobi sobie sto rubli, a ja dwadzieścia pięć.
— Ach, panie Szacki! Pan zawsze potrafi namówić! Ale proszę wyobrazić sobie, że żal mi jej. Taka uprzejma dziewczyna.
Horyzont zamyślił się na chwilę. Poszukiwał odpowiedniego argumentu i nagle wypalił:
— Padającego popchnij! Przekonany jestem madame Szajbes, że ona nie cieszy się popytem.
Izajasz Sawicz, maleńki, chorowity, podejrzliwy staruszek, ale w razie potrzeby stanowczy, poparł Horyzonta; rzeczywiście p. Szacki weźmie dwadzieścia pięć rubli, my dostaniemy z pięćdziesiąt i chwała Bogu odczepilibyśmy się od niej. Przynajmniej nie będzie kompromitowała naszego zakładu.
W ten sposób Sońka Ster, ominąwszy zakład rublowy, została przeniesiona do półrublowego, gdzie wszystkie szumowiny, całemi nocami mogły naigrawać się nad dziewczętami. Sońka pewnego razu w nocy zadrżała z przerażenia, gdy Tekla, baba mająca około sześciu pudów wagi, wyskoczyła na dziedziniec dla potrzeby fizycznej i krzyknęła do przechodzącej gospodyni:
— Gosposiu! Posłuchajcie: trzydziesty szósty gość! Nie zapomnijcie.
Na szczęście Sonię nie bardzo niepokojono: nawet i w tym zakładzie była za brzydka. Nikt nie zwracał uwagi na jej śliczne oczy i brano ją tylko w tym wypadku, gdy nie było pod ręką innej. Farmaceuta odnalazł ją i przychodził do niej co wieczora. Ale czy to tchórzostwo, czy specjalnie żydowska oględność, czy wreszcie wstręt fizyczny nie pozwoliły mu zabrać tej dziewczyny do domu. Przesiadywał koło niej całe noce i po dawnemu cierpliwie czekał, aż wróci od przygodnego gościa, urządzał jej sceny zazdrości i pomimo wszystko kochał i stercząc we dnie w swej aptece za ladą i kręcąc jakieś cuchnące pigułki, nieustannie myślał o niej i tęsknił.