<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksandr Kuprin
Tytuł Jama
Wydawca Lwowski Instytut Wydawniczy
Data wyd. 1928
Druk Drukarnia „Sztuka”
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz Aleksander Powojczyk
Tytuł orygin. Яма
Źródło Skany na Commons
Inne Cały Tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XVI.

Horyzont mieszkał w hotelu „Ermitage” nie dłużej nad trzy dni i w tym czasie zdążył załatwić interesa z conajmniej trzystu osobami. Przyjazd jego, jakby ożywił wielkie, wesołe, portowe miasto. Przychodziły do niego właścicielki biur wynajmu służby domowej, gospodynie meblówek i stare, doświadczone, osiwiałe w handlu żywym towarem — rajfurki. Nie tyle dla zysku, ile z zawodowej ambicji, Horyzont usiłował wytargować jaknajwiększe procenty, kupić kobietę jaknajtaniej. Oczywiście, nie zależało mu absolutnie na tem by otrzymać dziesięć — piętnaście rubli więcej, lecz sama myśl o tem, że konkurent Jampolski otrzyma przy sprzedaży więcej niż on, doprowadzała go do wściekłości.
Na drugi dzień, po przyjeździe, udał się do fotografa Fezera, w towarzystwie „dziewicy” Beli, odfotografował się z nią w różnych pozach przyczem za każdy negatyw otrzymał po trzy ruble, kobiecie dał po rublu. Zdjęć było dwadzieścia. Następnie pojechał do Barsukowej.
Była to kobieta, właściwie mówiąc, dymisjonowana dziewka, jakie spotkać można tylko na południu Rosji, niby polka, niby rusinka, już dostatecznie stara i bogata, by pozwolić sobie na zbytek utrzymywania męża, przystojnego i łagodnego chłopca, a także i cafe-chantanu. Horyzont i Barsukowa spotkali się jak starzy, dobrzy znajomi, a rozmowę ich cechowało wyzucie ze wstydu i sumienia.
— Madame Barsukowa! Mogę zaproponować coś osobliwego! Trzy kobiety; jedna z nich duża, brunetka, bardzo skromna, druga maleńka, blondynka, ta, pojmuje pani, zdecydowana jest na wszystko, trzecia — to kobieta zagadkowa, która uśmiecha się tylko i nic nie mówi, ale jest obiecująca i przytem piękność!
Madame Barsukowa patrzyła na niego z niezadowoleniem i kręciła głową.
— Panie Horyzont! Co mi pan głowę zawraca? Chce pan tak samo zrobić, jak i tamtym razem?
— Niech mi Bóg da takie życie, jeśli ja chcę panią oszukać! Ale rzecz nie na tem polega. Mogę zaproponować pani również całkiem inteligentną kobietę. Proszę robić z nią co się podoba. Prawdopodobnie znajdzie pani na nią amatora.
Barsukowa uśmiechnęła się subtelnie i zapytała:
— Znowu żona?
— Nie. Ale szlachcianka.
— A więc znowu zatargi z policją?
— Ach! Mój Boże! Nie biorę od pani dużych pieniędzy: za wszystkie cztery, jakieś parszywe tysiąc rubli.
— No mówmy otwarcie: pięćset. — Nie chcę kupować kota w worku.
— Zdaje się madame Barsukowa, że z panią nie po raz pierwszy robimy interes. — Oszukiwać zaś nie będę i zaraz przywiozę ją tutaj! — Proszę tylko nie zapominać, że pani jest moją ciotką. Nie zabawię tu w mieście dłużej nad tydzień.
Madame Barsukowa zaśmiała się trzęsąc piersiami, brzuchem i podgardlem.
— Nie będziemy targować się o drobnostkę. Zwłaszcza, że ani pan mnie, ani ja pana nie oszukuję. Obecnie jest duży popyt na kobiety. Coby pan powiedział, panie Horyzont, gdybym zaproponowała panu butelkę wina?
— Dziękuję pani, z przyjemnością.
— Pomówimy, jak starzy przyjaciele. — Proszę powiedzieć ile pan zarabia rocznie?
— Ach madame, jak to powiedzieć? — Dwanaście, dwadzieścia tysięcy mniej więcej: ale proszę zważyć, jakie szalone wydatki mam w podróżach.
— Pan oszczędza cokolwiek?
— Ach, drobnostkę: jakie dwa — trzy tysiące rocznie.
— Myślałam, że dziesięć, dwadzieścia.
Horyzont zwiększył czujność. Miał świadomość, że zaczyna być okłamywanym więc ujmująco zapytał:
— Dla czego to panią interesuje?
Anna Michajłówna nacisnęła guzik elektrycznego dzwonka i kazała pokojówce podać kawę z prażonem mlekiem i butelkę Chamberlain’a. Znała obyczaje Horyzonta. Poczem zapytała:
— Zna pan pana Szepszerowicza?
Horyzont aż podskoczył.
— Mój Boże! któż nie zna Szepszerowicza? — to bóg, to geniusz!
I ożywiwszy się, zapomniał, że wciągany jest w pułapkę, zaczął mówić z zachwytem:
— Proszę sobie wyobrazić, co w ubiegłym roku zrobił Szepszerowicz! Zawiózł do Ameryki trzydzieści kobiet z Kowna, Wilna, Żytomierza. Rozsprzedał je wszystkie po tysiąc rubli, — ogółem madame, proszę policzyć, trzydzieści tysięcy. — Czy myśli pani, że Szepszerowicz miał dosyć? — Nie! za te pieniądze, ażeby opłacić swę wydatki na parostatku, kupił kilka murzynek i porozdzielał je do Moskwy, Petersburga i Kijowa, Odessy i Charkowa. Madame, nie człowiek to lecz orzeł. Oto kto potrafi robić interesy.
Barsukowa położyła mu łagodnie rękę na kolanie. Czekała właśnie na tę chwilę i powiedziała tonem przyjacielskim:
— A więc proponuję panu; panie... — zresztą nie wiem jak się pan obecnie nazywa...
— Powiedzmy Horyzont...
— Więc proszę pana, panie Horyzont, czy rozporządza pan niewinnemi dziewczętami? Jest teraz na nie olbrzymi popyt. Zagram z panem w otwarte karty. Pieniędzy żałować nie będziemy. Jest to obecnie modne. Proszę zauważyć Horyzont, zwrócimy panu pańskie klientki w takim stanie, w jakim były. Pan rozumie, — maleńka rozpusta, w której żadną miarą zorjentować się nie mogę.
Horyzont w zakłopotaniu potarł czoło i posiedział:
— Widzi pani, mam żonę... Pani niemal odgadła.
— Więc. Dlaczegóż niemal?
— Wstyd mi się przyznać, że ona, jakby to powiedzieć, że ona... jest dla mnie jeszcze narzeczoną...
Barsukowa roześmiała się wesoło.
— Wie pan, panie Horyzont, że nigdym nie przypuszczała, żeś pan taki łotr! Dawaj pan swoją żonę, wszystko mi jedno. Ale czyżby pan istotnie potrafił się powstrzymać?
— Tysiąc? zapytał poważnie Horyzont.
— Ach, to drobnostka, powiedzmy tysiąc. Ale czy dam sobie z nią radę.
— Głupstwo — odparł Horyzont z pewnością siebie. Wyobraźmy sobie, że pani jesteś moją ciotką i że pozostawiam u pani żonę. Przypuśćmy, madame Barsukowa, że kobieta ta jest we mnie zakochana, jak kotka. I jeżeli powie jej pani, że dla mego dobra powinna zrobić to i to — niema żadnej dyskusji.
Nie mieli, zdaje się, nic więcej do mówienia. Madame Barsukowa przyniosła blankiet wekslowy, na którym z trudem nagryzmoliła swe imię, imię ojca i nazwisko. Weksel oczywiście był nieważny, ale pomiędzy zbrodniarzami istnieje związek — łączność — sumienie nie czyste. W takich sprawach nie oszukują. W przeciwnym razie grozi śmierć.
Następnie niezwłocznie, jak widmo z za kulis ukazał się jej serdeczny przyjaciel, młody mąż z wysoko podkręconemu wąsami, gospodarz cafe-chantan’u. Napili się wina; pomówili o jarmarku, o wystawie, narzekali na złe interesy. Później Horyzont zatelefonował do siebie do hotelu i wezwał żonę. Następnie zapoznał ją z ciotką i jej kuzynem, powiedział, że tajemnicze sprawy polityczne zmuszają go do natychmiastowego opuszczenia miasta, czule objął Sarę, zapłakał i odjechał.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksandr Kuprin i tłumacza: Ambroży Goldring.