[71]XII
JAMBY POWSZECHNE
Hej, jambie! wystąp, w całej zabłyśnij postaci
I potańcuj, potańcuj dla Waszmościów braci!
Otóż wystąpił, oto na niedźwiedziej łapie
Wspina się i wyprawiać myśli kulki gapie!
Jambus, z rzadkich mózgownic wyrodzona sztuka,
Ucho ma osłowate, a szpony borsuka,
Wzrok, jako wzrok sokoła, a węch Onufrego.
Oj, nigdy się Wiwlasy przed nim nie ustrzegą:
Czy kto, pod wieczór robiąc ciężkie skiki skiki,
U daje we łbie skwarzyć plan metafizyki,
A z cicha: «Otwórz»! puka w rozkoszy wrzeciądze:
Czy kto kogo za białe przywodzi pieniądze,
Czy hydromelu kupi lub książki rozprasza —
Jamb to szpieguje, pisze, zwołuje, ogłasza.
Różny ton ma i pochwał i żartów i przygan:
Raz, jak Pindar, jak baba raz, nawet jak cygan,
Hej; jambie! wystąp, w całej zajaśnij postaci
I potańcuj, potańcuj dla Waszmościów braci!
Wystąpił, lecz nie tańczy, pogląda z pokorą,
Chowa pod pachy kańczug. kręcony we czworo.
Nie dla łajania przyszedł, ani dla chłostania:
Oto przeprasza wszystkich i wszystkim się kłania.
Tak, tak, panie Adamie! kaduk wziął te czasy,
Kiedyś mógł wydrwić śmiało i zburczeć Wiwlasy,
I choć się nie każdemu koncept twój spodobał,
Chociaż w zbytnich zapałach czasemeś przeskrobał,
Choć pewny Tomasz rymy twe przyjął niemile,
[72]
Gdyż serce wieszczów nazbyt jest irritabile,
Jednak poszło to w non sunt i przed drugą fetą
Chwalił i niezgrabnego wielkim zwał poetą,
Gdyż za długie gniewanie myślał, że Adam-by
Znowu go odmalował i oprawił w jamby.
Dziś gdy mnie zły los oręż jambowski odbiera,
Cóżem wart? — Ledwie zero, a może i zera
Nie wart; może dziś Muza ostatni raz ziewnie:
Idę, niestety, kwaśnieć w nadniemońskim Kiewnie.
Któż zbrojne na mnie gęby utrzyma tu w ryzie?
Kto się pięścią odbroni i jambem odgryzie?
Nikt! Ledwie zniknę, wrzasną na mnie: «Ura! gwałtu!»
Nie znajdą w pieniach smaku, ni mocy, ni kształtu.
Ten powie, żem o rymy często się zawadzał,
Ów znowu, żem przesadzał, ów, że nie dosadzał.
«Gdzie jego jamb do Zana! Gdzie do Jana oda!»
Każdy coś niesłusznego poda, albo doda.
A może i słusznego; dalibóg, sam czuję,
Że już mi tak, jak niegdyś, w rymach nie szańcuje,
Niegdyś, zaledwiem oddał wizytę Teresie,[1]
Krew się pali, łeb szumi, ręka k’pióru rwie się!
A dzisiaj?! Jakże trudno wenę rozkołysać!
Co w godzinę przeczytam, dwa dni muszę pisać.
Wieleż to trudu jamby wyłożyłem na te!
Próżno mi dubeltową sprawił Jan herbatę,
Próżno Tomasz z półzłotkiem wysłał do Sipkowej:
Wywietrzałej nie mogłem zreperować głowy.
A czy mojaż to wina? Oj, nie! że nie, to nie!
Zgadłem ja tajemnicę i wam ją odsłonię:
Wyższa kara mnie sięga, isty dopust boży,
Muzy mnie prześladują, Feb się na mnie sroży;
On rozum do grubego schował dziś pokrowca,
On i szewca i tego gnał na mnie mózgowca.
Szedłem prosto, myślałem o jambów osnowie,
Już w pięć godzin trzy wiersze uplątałem w głowie.
Biegę z świetnym nabytkiem, wtem Onufr: «U kata!
[73]
Cóż to, bezład w archiwach! Szkoda! czasu strata!
Waćpan kwalifkacyjnej noty nie oddałeś,
Praw nie redagowałeś, kwitów nie spisałeś!
Waćpan kaznodziejskiemi odurzony słowy!»
Poniosłem łeb, jak przedtem, smutny i jałowy.
Siadam; szukam końcówek, a wtem nową scenę:
W domu bitwy, hałasy, a szewc notabene,
Szewc niegodzijasz — zważcie, czyż niesłuszne gniewy?
Ujeżdża i ostatnie chce uwieźć cholewy.
Uwiózłby, lecz od Jana sukurs nadszedł bliski:
Miałem czem kapitańskie wyszmelcować pyski.
Mimo taką w rozumie i sercu zawieję
Siaki taki jambusek dla kolegów skleję;
Cóż, gdyby nie przeszkoda! Próżno się taimy,
Możebym zaćmił Jańskie i Zanowe rymy.
Precz, skromności fałszywa! Nie znacie Adama:
Zaraz z jego odejściem zrobi się tu jama!
Pożałujcie, o bracia, wstydźcie się tak nisko
Sadzić centrum rozumów, talentów ognisko.
Wiersze to dla mnie fraszka! O ileż to razy
Brała mię chętka żywe malować obrazy!
Z dowcipem i przemysłem, ledwie znanym kiedy,
Wziąwszy glinki, lubryki i węgle i kredy,
Na ścianie cuda sztuki: owdzie tabakierę,
Owdziem muchę, a owdzie rysował Wenerę.
Cóż stąd? Oto przeklęte chichi! chichi! chichi!
«To niezgrabnie! to czysto kropkowane sztychy».
Giną talenta, gdy się zachęt nie udziela.
Rzucam węgiel, świat może utraca Apella.[2]
A muzyk, basetlista Zan cóż ma nade mnie?
Czyż ja śpiewam mniej hucznie, albo mniej przyjemnie?
W Bekiowym[3] czyż nie mógłbym gębą ruszać chorze:
«Któż się twym sprawom wydziwować może...»
Przecież mię nikt nie chwali, Hieronim nie prosi,
Bym zanucił dla panny Marji albo Zosi.[4]
[74]
Owszem na ucztach naszych (patrzcie zazdrośnika!),
Skoro się ozwę, łaje i gębę zatyka.
Draźni, żem nie kamasz on, nie muskan, że idę,
Zakryślając po bruku pjaną cykloidę.
On lepszy: jak rzemieniem wytrącona cyga,
Prosto leci, leci — i dryga, a dryga! —
Jak hlaczek polewany, rączki wparłszy w boki,
Okiem patrząc na dachy, nosem na obłoki.
U mnie i komów niema; przecież czytam śmiało.
Nie drzymię, jako pewnym ludziom się zdarzało:
«Piszą z Wiednia, nowego tam metropolitę
Mianowano; tam dzieła wyszły i te i te i te».
Lecz gdziem znowu zabłądził? Czas napróżno mija,
A moja już się kończyć ma jambografija.
Więc żegnam was po pierwsze, po wtóre, po trzecie?
Cóż? Jeszcze nie wzdychacie? Jeszcze nie płaczecie?
Onufry! w kalendarzu znajdź liczbę czerwoną,
Wiwlasom jaką pierwszą ucztę naznaczono?
Wtenczas z stron ukraińskich po dwusetnym szlaku
Znowu w piaszczystą Litwę zawitasz, czumaku.[5]
I Waszeć, północników porzuciwszy grody,
Biegniesz zasiąść na ucztach lub walkach o miody.
(Ale miedzy [się trzymaj], w cudzej nie jedź szkodzie,
Gdyż będzie strach z Szerokim spotkać się w ogrodzie),
I Erazmus poważnie siądzie między szyki,
I Jany i Józefy, ciche Dominiki.
Wszystko jest. Lecz kto ucztę otworzy? — «Jambista!
Gdzie?» Niema! «Prologista! gdzie?» «Epilogista!
Gdzie?» Niema! A któż krzyknie, kto duszkiem wypije?
Niema! — Kto długą palnie rymowaną chryję?
Niema! — Skąd ognia, wieszcza skąd buchała para?
Niema! Hu — hu — ...
|