[9]
III.
Za siny widnokrąg już słonko zapada
A jeszcze się owiec nie zbiegła gromada;
Nad dolą swą Janosz daremno się żali,
Złodzieje czy wilcy pół trzody porwali.
Złodzieje czy wilcy! on zgubion na wieki,
Na próżno za trzodą step zbiega daleki;
Co czynić? wszak muru nie przebić mu głową:
Powraca do domu z swéj trzody połową.
Choć w duszy mu ciężko, pośpiesza jak może,
„Oj biadaż mi, biada! co czynić? mój Boże!
Okrutna to sprawa z mym panem, z mym gazdą,
Pod złą on zaprawdę urodził się gwiazdą!”
[10]
Już myśli splątanych na kłębek nie zmota,
Bo oto gromadę przypędził pod wrota,
A gazda sam czuwa u progu zagrody,
Jak co dnia on swoje obliczyć chce trzody.
— „Nie trudźcie się próżno, mój gazdo, mój panie!
Przepadła połowa... ha! Boże skaranie!
Jam ciężko strapiony, przepadłać połowa!”
Zaledwie że Janosz wybąknął te słowa,
A gazda w juhasa wzrok wlepił ponury
Brwi zmarszczył i wąsa podkręcił do gory:
— „Miéj rozum Janoszu, żart płochy nie w czasie,
Nie szukajże guza szalony juhasie!”
— „Nie płoche to żarty! mój gazdo: litości!”
A gazda na chwilę oniemiał ze złości,
Aż ryknie jak wściekły: „podajcież mi widła!
Nie ujdziesz mych szponów gadzino przebrzydła!
Ha zbóju! wisielcze! niecnoto! śmierć tobie!
Niech rychło ci z głowy kruk oczy wydziobie!
Jam w domu hodował, jam karmił tę żmiję:
Niech stryczek ci twardy kat wtłoczy na szyję.
Niech ziemia cię żywcem w wnętrznościach zagrzebie,
Bylebym już zbóju nie patrzał na ciebie!”
I gazda drąg ciężki pochwycą w dłoń mściwą,
I w głowę Janosza wymierzy co żywo.
Lecz Janosz uskoczył, pomyka w lot strzały.
Nie boi się gazdy nasz juhas zuchwały;
On krzepki toć pola dwudziestu dotrzyma,
Choć jeszcze dwudziesta nie zbiegła mu zima.
Popędził; już wicher prześciga w przestrzeni,
Bo gazda od gniewu jak wściekły się pieni
I onby mógł rękę rozmachać bez miary,
Toć gazda jak ojciec wychował go stary!
Więc zbiega aż gaździe tchu w piersi niestało,
Spowolniał téż juhas, to staje nieśmiało.
To pomknie na prawo, to w lewo uskoczy,
Sam nie wie gdzie ponieść myśl błędną i oczy.