<<< Dane tekstu >>>
Autor Sándor Petőfi
Tytuł Janosz Witeź
Wydawca Redakcya Biblioteki Warszawskiéj
Data wyd. 1871
Druk Drukarnia Gazety Polskiéj
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Seweryna Duchińska
Tytuł orygin. János vitéz
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


III.

Za siny widnokrąg już słonko zapada
A jeszcze się owiec nie zbiegła gromada;
Nad dolą swą Janosz daremno się żali,
Złodzieje czy wilcy pół trzody porwali.

Złodzieje czy wilcy! on zgubion na wieki,
Na próżno za trzodą step zbiega daleki;
Co czynić? wszak muru nie przebić mu głową:
Powraca do domu z swéj trzody połową.

Choć w duszy mu ciężko, pośpiesza jak może,
„Oj biadaż mi, biada! co czynić? mój Boże!
Okrutna to sprawa z mym panem, z mym gazdą,
Pod złą on zaprawdę urodził się gwiazdą!”


Już myśli splątanych na kłębek nie zmota,
Bo oto gromadę przypędził pod wrota,
A gazda sam czuwa u progu zagrody,
Jak co dnia on swoje obliczyć chce trzody.

— „Nie trudźcie się próżno, mój gazdo, mój panie!
Przepadła połowa... ha! Boże skaranie!
Jam ciężko strapiony, przepadłać połowa!”
Zaledwie że Janosz wybąknął te słowa,

A gazda w juhasa wzrok wlepił ponury
Brwi zmarszczył i wąsa podkręcił do gory:
— „Miéj rozum Janoszu, żart płochy nie w czasie,
Nie szukajże guza szalony juhasie!”

— „Nie płoche to żarty! mój gazdo: litości!”
A gazda na chwilę oniemiał ze złości,
Aż ryknie jak wściekły: „podajcież mi widła!
Nie ujdziesz mych szponów gadzino przebrzydła!

Ha zbóju! wisielcze! niecnoto! śmierć tobie!
Niech rychło ci z głowy kruk oczy wydziobie!
Jam w domu hodował, jam karmił tę żmiję:
Niech stryczek ci twardy kat wtłoczy na szyję.

Niech ziemia cię żywcem w wnętrznościach zagrzebie,
Bylebym już zbóju nie patrzał na ciebie!”
I gazda drąg ciężki pochwycą w dłoń mściwą,
I w głowę Janosza wymierzy co żywo.

Lecz Janosz uskoczył, pomyka w lot strzały.
Nie boi się gazdy nasz juhas zuchwały;
On krzepki toć pola dwudziestu dotrzyma,
Choć jeszcze dwudziesta nie zbiegła mu zima.

Popędził; już wicher prześciga w przestrzeni,
Bo gazda od gniewu jak wściekły się pieni
I onby mógł rękę rozmachać bez miary,
Toć gazda jak ojciec wychował go stary!

Więc zbiega aż gaździe tchu w piersi niestało,
Spowolniał téż juhas, to staje nieśmiało.
To pomknie na prawo, to w lewo uskoczy,
Sam nie wie gdzie ponieść myśl błędną i oczy.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Sándor Petőfi i tłumacza: Seweryna Duchińska.