[20]
XI.
Kraj Franków bogaty w winnice i strugi,
To istny Kanaan, ach! Eden to drugi;
Więc ostrzy nań zęby i szpony nań jeży
Bisurman krwi głodny i żądny grabieży.
Nim zastęp madiarski podążył w te strony,
Już Turczyn szerokie zapuścił zagony;
Po skarby kościelne wyciąga dłoń chciwą,
I z wina piwnice wypróżnia co żywo.
Już łuna pożaru nad krajem połyska,
Krew płynie potokiem, w krąg sterczą zwaliska;
W około królewski gród Turcy otoczą,
Z rąk ojca porwali królewnę uroczą.
Król wygnan z stolicy w rozpaczy, w przestrachu
Po kraju się włóczy jak żebrak bez dachu;
Gdy dzielna drużyna wlepiła weń oczy,
Po licu walecznych łza perłą potoczy.
Król smutno do wodza przystąpił na drodze:
„Oj! druchu mój, rzecze, los trapi mnie srodze!
Jak Darjusz jam w skarbcu miał złota bez miary,
Dziś nędza mnie gniecie!” — zapłakał król stary.
A wódz się pokłonił, i z wiarą zawoła:
„O królu, precz troskę odegnajże z czoła,
Za łupież, za mordy Bóg Turki ukarze,
Zagramyż im w basy: potańczą zbrodniarze!
[21]
Przez noc tę odpoczniem, sen siły nam skrzepi,
A jutro na wroga uderzym tem lepiéj;
Toż skoro na niebie połyśnie nam zorza,
Odbijem twe kraje od morza do morza”.
Król głucho zajęknął: „Ach! córka jedyna!
Któż zdoła ją wydrzeć ze szponów Turczyna?
Powróćcież mi dziecko, a w słuszną, podziękę,
Kto z was ją; przywiedzie, otrzyma jéj rękę!”
Wielkaż to podnieta, już błogą nadzieją
Wrą serca Madjarów, już głowy goreją;
Każdemu przed oczy połyska los pewny,
Lub zginie, lub rękę posiędzie królewny.
Poszeptu nadziei sam Janosz nie słucha,
Jéj blask mu nie wniknął uroczo w głąb ducha;
On planów na przyszłość zuchwale nie kreśli;
W Iluszce utopił marzenia i myśli.