<<< Dane tekstu >>>
Autor Anonimowy
Tytuł Jednooki
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 17.08.1939
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Ucieczka Sjuksów

Buffalo Bill znalazł się pierwszy przed kamienną barykadą, ustawioną w nocy przez Sjuksów. Wywiadowca nie wahał się ani chwili. Jednym skokiem znalazł się na szczycie kamiennego muru i przesadził go.
Liczył na to, że powita go grad kul, ale nie odezwał się ani jeden okrzyk, ani jedna kula nie świsnęła mu koło uszu. Nieprzyjaciel zniknął bez śladu.
— Uciekli! — zawołał Cody do swych towarzyszy. — Nie mieli odwagi, aby przyjąć walkę. Zobaczymy, jak sprawił się Czerwona Strzała...
— Patrz, Bill! — zawołał nagle Hickock. — Tu leży jakaś kartka papieru... Co to może znaczyć?...
Buffalo Bill podniósł kartkę i obejrzał ją ze wszystkich stron. Był to strzępek papieru, wydarty prawdopodobnie z notesu. Na kartce widniały jakieś słowa, nakreślone niewyraźnie ołówkiem, najwidoczniej w pośpiechu.
Buffalo Bill szybko odczytał na głos treść dziwnego listu:
„Dzielni przyjaciele, nie opuszczajcie nas! Dwie białe dziewczyny, które wpadły w ręce Sjuksów, błagają was o pomoc. Nasi prześladowcy gotują się teraz do ucieczki, więc zdążę skreślić tych kilka słów.
Ich wódz Jednooki powiedział że nie zatrzyma się, zanim nie dotrze do Czarnych Gór. Czeka tam na niego w wielkiej jaskini obok wodospadu liczny oddział wojowników. Znam narzecze Sjuksów, więc zrozumiałam wszystko, co powiedział. Pomóżcie nam!“
„Kate Merritt“.

Wszyscy skupili się wokół Buffalo Billa, aby lepiej słyszeć słowa listu. Gdy wywiadowca skończył, dokoła rozległy się okrzyki oburzenia i gniewu. Wywiadowcy i żołnierze przysięgali, że nie spoczną, dopóki nie wydrą dwóch białych dziewcząt ze szponów Sjuksów.
Po pewnym czasie zjawił się Czerwona Strzała, za którym biegli jego wojownicy.
— Te psy uciekły — rzekł pogardliwie młody wódz. — Gdy znaleźliśmy się po tej stronią kanionu, byli już daleko w górach.
— Schwytamy ich, jednak prędzej, czy później! — rzekł twardo Buffalo Bill. — Trzeba wysłać jednego z wojowników do Plamistego Jaguara, aby powiedział wodzowi co się stało. Plamisty Jaguar powinien ruszyć naszym tropem z wielkim i silnym oddziałem wojowników. Jednooki udał się po posiłki, a więc trzeba go powstrzymać w drodze...
— Skąd mój biały brat zna zamiary Jednookiego? — zapytał zdumiony Czerwona Strzała.
Buffalo Bill pokazał Indianinowi list.
— W ręku Sjuksów znajdują się dwie białe dziewczyny. Jedna z nich pozostawiła tu ten mówiący papier, który mi wszystko opowiedział.
— Więc mówiące papiery mówią prawdę? — zapytał Czerwona Strzała.
Cody uśmiechnął się.
— Niektóre z nich mówią prawdę — rzekł. — Ten napewno nie kłamie i dowiedziałem się z niego ciekawych rzeczy. Czy Czerwona Strzała zna grotę obok wodospadu w Czarnych Górach?
— Tak.
— Tam zastaniemy naszych wrogów. Ślady ich poprowadzą nas tam z całą pewnością.
— To bardzo daleka droga.
— Tak, ale musimy ją odbyć! — rzekł twardo wywiadowca. — Przysięgliśmy, że wydrzemy dwie dziewczyny o bladych twarzach z rąk wodza Sjuksów.
— Czerwona Strzała i jego wojownicy udadzą się wraz z Buffalo Billem — oświadczył uroczyście Indianin. — Prosimy jednak o pozwolenie córki wodza, która nam rozkazuje.
— Kwiat Prerii pragnie, abyście udali się z naszymi białymi przyjaciółmi — rzekła dziewczyna.
Jeden z wojowników został natychmiast wysłany do wioski plemienia Pawnee, aby oświadczył Plamistemu Jaguarowi, że wojownicy udali się śladem Sjuksów i czekają na posiłki. Następnie oddział, złożony z wywiadowców, żołnierzy i wojowników, ruszył świeżym tropem nieprzyjaciela.
Jednooki był jednak mądrym wodzem. Słysząc z jednej strony wyzwania białych, a z drugiej okrzyki wojenne Pawneesów, zrozumiał, że nie będzie w stanie stawić czoła wrogom i wycofał się szybko wraz z wojownikami. Sjuksowie wycofali się sprawnie i bez hałasu.
Konie Pawneesów były zmęczone długą jazdą, tak że niemożliwością było natychmiastowe dopędzenie Sjuksów. Wprawdzie wywiadowcy i żołnierze rozporządzali świeżymi końmi, ale Cody nie chciał zostawiać swych czerwonoskórych sprzymierzeńców z tyłu. Nie chciał ranić ich dumy.
Przez cały dzień Czerwona Strzała i Buffalo Bill śledzili trop Sjuksów. Wreszcie oddział zatrzymał się nad brzegiem małej rzeki.
— Tu trop jest znacznie świeższy — zauważył Czerwona Strzała.
— Tak... — mruknął Buffalo Bill. — Zatrzymali się tu, a nawet rozpalili ognisko. Ich konie były już zmęczone i puszczono je tu wolno na trawę.
— Powinniśmy dopędzić ich w ciągu trzech godzin — wtrącił się sierżant.
— Dziś nie pojedziemy dalej — rzekł poważnie Buffalo Bill — Nasze konie są zbyt zmęczone. Muszą wypocząć. W tej okolicy jest dużo trawy, tak, że będą mogły się najeść. Rozpalimy ognisko.
— Szkoda, że nie wyruszymy dziś jeszcze — rzekł sierżant, młody i dzielny wojak, pochodzący z Kentucky. — Ogarnia mnie gniew, gdy pomyślę, że dwie białe kobiety znajdują się w rękach Sjuksów.
— A jednak musimy zaczekać — rzekł Cody. — W chwili walki musimy być wypoczęci i przygotowani na największy wysiłek.
Nagle Dziki Bill wyciągnął rękę i wskazał swym towarzyszom ciemną chmurę, zbliżającą się z zachodu.
— Oho! — mruknął stary Nick. — Zbliża się huragan...
— Co będzie z dziewczętami, gdy huragan zaskoczy je na prerii? — zapytał sierżant.
— Mam nadzieję, że Sjuksowie znajdą jakieś schronienie — odparł Buffalo Bill.
Następnie dowódca wywiadowców wydał kilka krótkich rozkazów, które natychmiast wypełniono. Po chwili wywiadowcy rozpalili ognisko, rozbili obóz i poczęli czynić przygotowania do wieczerzy. Tymczasem niebo zostało rozdarte pierwszą błyskawicą i rozległ się daleki pomruk grzmotu.
— Będziemy mieli kąpiel — rzekł Nick Wharton, uśmiechając się krzywo. — W każdym razie mamy jeszcze pół godziny czasu na spożycie wieczerzy.
Gdy grzmoty stawały się coraz głośniejsze i częstsze, a z nieba poczęły padać pierwsze krople dżdżu, wojownicy okryli córkę wodza opończą, a sami, jako prawdziwi mężczyźni, stawili czoło nawałnicy. Również wywiadowcy i żołnierze nie kryli się przed burzą, gdyż nie chcieli stracić prestiżu u Indian.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: anonimowy.