Jezuici w Polsce (1908)/Rozdział 17
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Jezuici w Polsce |
Wydawca | W. L. Anczyc i Sp. |
Data wyd. | 1908 |
Druk | W. L. Anczyc i Sp. |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Wiemy, że herszt rokoszu Zebrzydowski współfundatorem był kolegium lubelskiego, wielbicielem Skargi, założycielem arcybractwa miłosierdzia w Krakowie, pan »pobożny i długiej modlitwy, ale twardej głowy i w zdaniu uparty«, jak go zcharakteryzował jezuita Jan Wielewicki. Więc też ani w Proszowicach, ani w Korczynie, ani w Stężycy, nie dopuścił »cnej braci« atakowania Jezuitów, pomimo że czuł się urażony kazaniem wielkopiątkowem 30 marca 1606 r. w kościele św. Barbary, pomimo że ks. Skarga, za wiedzą króla i senatu, wyprawił się (najniepotrzebniej) do niego do Lanckorony w marcu 1606 r., aby go odwieść od zapowiedzianego zjazdu w Stężycy, i nie szczędził mu prawd twardych, a on czuł się widocznie obrażonym. W uniwersale bowiem, który, jak drugi król wydał do narodu 6 kwietnia, dotknął osobiście ks. Skargi, zarzucając mu, że lubo ksiądz i zakonnik, wdaje się w sprawy świeckie i razem z Bobolą, ślepem jest narzędziem Austryi. Ale już na zjeździe rokoszan w Lublinie dostało się Jezuitom. Zebrzydowski przeszkodzić temu nie mógł, dyssydenci urośli mu ponad głowę; a może też i nie chciał. Wiedział bowiem, że w czerwcu 1606 r. Stan. Żółkiewski miał w kolegium jezuickiem schadzkę z podskarbim Firlejem, po której Jezuitę O. Kuleszę pchnął do Warszawy z ostrzeżeniem do króla, sam zaś nazajutrz z wojskiem opuścił Lublin i otwarcie przeszedł do »regalistów«. Więc też kalwin Gorajski wołał 11 lipca w kole: »Jezuici to są faces (pochodnie) domu rakuskiego, fautores peregrinorum consiliorum in republica. Do tego przyszło, że pan senator do pana Jezuity chodził po porady«. Przed nim jeszcze katolik Herburt w filipice przeciw domowi austryackiemu dowodził, że »Causae adjuvantes (pomocnicy) do złego — nasi księża Jezuici. Wypadli z domu tego (austryackiego) jako kurczę z jaja; to są emisarzy, właśnie szalbierze, którzy nami handlują«. Skończyło się na tej podjazdowej zaczepce; w 34 grawaminach lubelskiego zjazdu do króla i senatu, niema wzmianki o Jezuitach.
Dopiero w Pokrzywnicy pod Sandomierzem, komisya 12 członków spisała 73 grawamina, z których deputacya 24 członków wybrała i uchwaliła 67 artykułów, a 28-my przeciw Jezuitom, zredagowany przez Stanisława Dyabła Stadnickiego. Spierano się długo nad nim, wreszcie marszałek rokoszu, Janusz Radziwiłł, zostawił go do decyzyi samych tylko katolików, i ci, w liczbie 17, zawotowali go. Żąda ten artykuł:
1. Jezuitów, którzy doradzają prywatnie i w kazaniach absolutum dominium, ganią prawa i wolności polskie i do tumultów ludzi wzruszają, niech król JM. wydali ze swego dworu i zastąpi ich księżą świecką.
2. Jezuitów cudzoziemców niech król JM. wydali z całej Polski i Litwy w ciągu 12 niedziel.
3. Jezuitom król JM. w sprawach publicznych niech nic nie komunikuje, ani się ich radzi, ani do siebie wzywa.
4. Jezuitom, ani król JM., ani nikt inny, nowych fundacyi czynić nie ma. Istniejące dotąd kolegia ich i domy mają być zniesione, a majątki w ciągu dwóch lat przez nich wyprzedane, inaczej przejdą na fundusz akademii krakowskiej, albo na szpital dla ludzi rycerskich. Wszelako pozostawić im należy 8 kolegiów: w Poznaniu, Kaliszu, Wilnie, Lublinie, Brunsbergu, Pułtusku, Jarosławiu i Nieświeżu.
5. Jeżeliby Jezuici do tej uchwały nie zastosowali się, podpadają karze wygnania z rzpltej.
6. Ponieważ zaś ich instrumentum (narzędzie, podkomorzy Bobola) na pokojach królewskich przebywa, przeto i tego niech król JM. ze dworu swego wydali.
Artykuły rokoszan czytane były 14 września na radzie senatu w Wiślicy, gdzie przy królu zebrało się 88 senatorów i 7.000 doborowego rycerstwa i wiele szlachty osiadłej. Odrzucono je wszystkie. Koło rycerskie, w kościele wiślickim zebrane, artykułu 28 przeciw Jezuitom nie pozwoliło nawet odczytać. Jenerał Akwawiwa listami, Skarga ustnie i pisemnie jednali zakonowi potężnych obrońców jak: kanclerz Pstrokoński, wojewoda poznański Hieronim Gostomski, kasztelan krakowski Janusz Ostrogski i inni. Skuteczniej jak oni, sam Skarga wystąpił w obronie swojej i zakonu, najprzód w kazaniu wiślickiem d. 17 września wobec króla, senatu i rycerstwa, dwa razy w tym jeszcze roku drukowanem, potem w osobnem dziełku »Próba zakonu Societatis Jesu«, w kwietniu 1607 r. wydanem, wykazując bezpodstawność i sprzeczność zarzucanych win a niesprawiedliwość kar za nie, i już 20 września pisał do jenerała zakonu: »Nie ma się więc co strachać Wielebność Wasza. Wszystko ocalone. Święte Towarzystwo nasze dobrze tu usadowione i użyźnione. Przeciw Bogu, królowi i duchowieństwu podniesiono wojnę«.
Artykuły rokoszan przyszły raz jeszcze pod obrady na sejmie 28 maja 1607 r. Z kolei zaczęto czytać artykuł 28 przeciw Jezuitom. »Nie czytać tego bezecnego artykułu, nie czytać«, podniosły się dość liczne głosy. Przeczytano jednak. Bronił go Gorajski głównie tem, że nie ewangelicy go ułożyli ale katolicy. Na to mu Jędrzej Stadnicki, »ale też i protestowali katolicy« (Wapowski, Mielżyński, Zaremba i inni). Po dłuższej dyskusyi, w której wiele na obronę i pochwałę Jezuitów powiedziano, zakonkludował marszałek sejmu Feliks Kryski: ponieważ, jak słyszeliśmy od Gorajskiego, ewangelicy nie byli autorami 28 artykułu, ponieważ i katolicy, jak z obecnej dyskusyi widzimy, nic przeciw Jezuitom nie mają, przeto artykuł 28 upada. Aż tu podnosi się poseł z ziemi dobrzyńskiej a za nim inni i stawia wniosek »przywrócenia Jezuitów« do Torunia i innych miast pruskich, skąd nieprawnie zostali wydaleni. Dyssydenci, chcąc być w swej neutralności względem Jezuitów konsekwentni, wstrzymali się od protestu. Nazajutrz, 29 maja marszałek Kryski podał pod obrady wniosek posła dobrzyńskiego. Jedyny senator, dyssydent obecny na sesyi, zapewne Janusz Radziwiłł, dowodził, że nietylko dyssydenci, ale niektórzy katolicy i głos powszechny zarzucają Jezuitom mieszanie się do wszystkich spraw publicznych. Marszałek prosił o dowody; nie podał ich oponent. Wtenczas obydwaj kanclerze, Maciej Pstrokoński i Lew Sapieha, niektórzy biskupi, zwłaszcza krakowski, Wojciech Baranowski, i senatorowie świeccy stanęli wymownie w obronie Jezuitów. Na to ów senator oponent zarzucił, że Jezuici namawiają króla, ażeby urzędy dawał raczej katolikom jak dyssydentom. Podniósł się wojewoda poznański Hieronim Gostomski i rzecze: sporo posiadam dygnitarstw i urzędów, ani jednego nie wyprosili mi Jezuici i WM. masz ich dosyć, a który otrzymałeś od Jezuitów? Ale ks. Skarga, rzecze oponent, miesza się do polityki, był bowiem w Lanckoronie u Zebrzydowskiego, aby go odwieść od rokoszu. — Na to biskup wileński Wojna: Possewin się mieszał, bo skojarzył spokój z Moskwą w najuczciwszych warunkach, karzcież za to wszystkich Jezuitów. Powstał śmiech w izbie, a marszałek zakonkludował konstytucyę p. t. »Restytucya expulsionis Patrum S. J. do kościoła i szkoły toruńskiej« ku wielkiej radości nietylko Jezuitów, ale i całej partyi katolickiej.
Wspomniany wyżej jako instrumentum Jezuitów, dworzanin, potem podkomorzy król. Andrzej Bobola, którego wydalenia ze dworu domagał się artykuł 28-my rokoszan, należał do t. z. kamarylli królewskiej. Wliczano do niej pannę Urszulę Mejerin, ochmistrzynię frauencymeru królowej, Jezuitów nadwornych, podkanclerzego potem prymasa ks. Jana Tarnowskiego, podczaszego kor. potem wojewodę krak. Jana Tęczyńskiego, podkanclerzego Stan. Mińskiego, marszałka w. k. Jędrzeja Opalińskiego, kasztelana wojnie, potem marszałka Zygmunta Myszkowskiego, podkomorzego Teodora Denhofa i kilku innych. Stworzył ją w opinii szlachty Zamojski, utrwalił Zebrzydowski, przekazał potomności historyk bisk. przem. Piasecki; za nim powtarzają inni. Zygmunt w każdej ważniejszej sprawie publicznej żądał wotów senatorów, na sejmie, na radzie senatu albo listownie; żądał i od Zamojskiego, jak tego dowodzą drukiem ogłoszone listy króla i odpowiedzi kanclerza. Ale w potocznych sprawach, w nominacyach biskupów i rozdaniu wakansów, zasięgał informacyi od najbliższych osób, od swych ministrów i zaufanych dworzan. Czynili to przecie i czynią po dziś dzień inni królowie i nikt im tego nie poczyta za winę. Prawdą jest, że przy nominacyi, zwłaszcza biskupów, albo w sprawach wątpliwych, król nieraz pytał o zdanie i radę swego spowiednika Jezuity Gołyńskiego, a potem Markwarta i t. d., ale miał prawo do tego, boć to była dlań kwestya sumienia, jak wspomniałem wyżej. Skarga publicznie głosił: »w świeckie polityczne sprawy my się z królem JM. nie wdawamy, bo to nie nasz rozum, ani się tego uczym«.