Jezuici w Polsce (1908)/Rozdział 48
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Jezuici w Polsce |
Wydawca | W. L. Anczyc i Sp. |
Data wyd. | 1908 |
Druk | W. L. Anczyc i Sp. |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Wojna szwedzka była grobem dla dyssydentów. Na sejmach konwokacyi i elekcyi 1648 r., nie troszcząc się o rebelię kozacką, wytaczali wraz z dysunitami, swoje gravamina, na które odpowiadali katolicy gravaminami swemi, mianowicie, że »z pany postronnymi kointeligencye miewają, religią swoją chcąc zdusić katolicyzm... Chcąc rzeczy swoich dopinać, szabelkami potrząsają«. Mazowszanie zwłaszcza, stanęli twardo, żadnych ustępstw dla dyssydentów nie dopuszczając. »Ludzi starej greckiej wiary« dysunitów zostawiono przy konstytucyi 1635 roku i przywileju króla Władysława IV. Sejm koronacyjny odłożył żądania dyssydentów do sejmu 1650 r., ten zaś i następne sejmy, podawały je także w reces, aż do najazdu Szwedów 1655 r. Wtenczas oni, czego nie mogli uzyskać na sejmach, postanowili otrzymać od »protektora« Polski Karola Gustawa. Dyssydenckie rody wielkopolskie Schlichtingów, Unrugów, Zaidliców, Losowów, Hazów, Rejów, Bronikowskich, Bojanowskich, Rozbickich, Kurnatowskich, Żychlińskich, Potworowskich, i rozrzuceni luterscy Olendrzy, pospieszyły pierwsze z homagium dla szwedzkiego króla, gościły go, kielichy gęste wychylając na jego zdrowie. Co gorsza, dyssydenci pomagali Szwedom w łupieży kościołów i dworów, a gdy Wielkopolska powstała przeciw najezdcy, oni przyjęli na się rolę szpiegów i donosicieli, naprowadzali na szlachtę konfederacką szwedzkie patrole, łapali sami i odstawiali do komend szwedzkich. Pan na Skokach, Mikołaj Rej, racząc króla szwedzkiego i jego jenerałów pod starą lipą swego dworu, uczył ich, jak niszczyć wolności szlacheckie, jak rabować katedrę gnieźnieńską i kościoły, jak rozpędzać klasztory i nękać zakonników i sam przykład im dawał, bijąc i torturując wkręcaniem palców w kurki od strzelby, pojmanych konfederatów w Poznaniu. »Takich Rejów było naonczas wiele«.
Gorzej jeszcze spisali się dyssydenci na Litwie, bo pierwsi z Januszem i Bogusławem Radziwiłłami poddali się Karolowi Gustawowi, Szwedom jego te same świadczyli usługi co ich współwiercy wielkopolscy, a nie opuścili go i wtenczas, gdy już cała Polska wróciła do swego króla.
Jeszcze gorliwiej od tamtych wysługiwali się Szwedom aryanie, w Małopolsce, na Podgórzu karpackiem, koło Pińczowa i Rakowa gęsto osiedli: Sienieńscy, Stadniccy, Wielogłowscy, Ujejscy ze Świrczkowa pod Tarnowem, Moskorzewscy, Lubienieccy, Taszyccy, Oleśniccy, Jędrzej Schlichting, Wiszowatowie, Morstynowie, Przypkowscy i t. d. dlatego, że byli im jako bluźniercy bóstwa Chrystusowego wstrętni, więc dopiero zarobić sobie musieli na zaufanie »pobożnego oswobodziciela przybywającego na pocieszenie utrapionych«. Pomagali też drugiemu najezdcy, Rakoczemu w łupiestwie miast, zamków i dworów.
Zasłużona kara wnet dosięgła wszystkich. Partyzantka wielkopolska i dywizya Czarnieckiego wzięła już na wiosnę 1656 roku srogi odwet na sprzymierzeńcach Szweda, »uciekali przed burzą tysiącami do poblizkiego Śląska, do Saksonii, Brandenburgii i Holandyi«, uciekł i głośny Komeniusz z zdobytego przez Polaków Leszna. Na Litwie Janusz Radziwiłł umarł w Tykocinie, oblężonym przez Polaków; Bogusław przeszedł do Brandenburczyka i wynarodowił się; kalwinów moc wysieczono na placu boju, popalono ich zbory, szkoły, ministry i szlachta szukali przytułku w Prusach książęcych, w Królewcu była ich cała kolonia.
Znienawidzonych podwójnie, jako bluźnierców Chrystusa i zdrajców, aryanów w Sądeczyźnie, ukarało chłopstwo, zaprawione w walce z Szwedami, złupieniem ich dworów, bo oni sami ukryli się na Śląsku i gdzie mogli. Po kraju obiegały 1657 roku dwie broszury: »Przysługa aryanów, którą się podczas wojny przysłużyli. — Zdrady aryańskie, ojczyźnie podczas wojny szwedzkiej wyrządzone«, które opinię publiczną wrogo przeciw nim usposobiły. Na radzie senatu przed sejmem 1658 r., uchwalono dyssydentów objąć powszechną amnestyą, wydalić z kraju jedynie aryanów. Domagał się tego król, bo podczas oblężenia Warszawy 1 lipca 1656 r. uczynił votum wydalenia z Polski tych bluźnierców i dźwignięcia kościoła Matki Boskiej Zwycięskiej. Senatowi niewdzięczność aryanów, wygnanych z Włoch i Szwajcaryi, przyjętych gościnnie w Polsce, a zdradzających ją dwom najezdnikom, wydała się wprost ohydną. Z tych powodów sejm 1658 r. konstytucyą »Sekta aryańska« łagodząc statut Jagiełły, naznacza termin trzechletni, w którym każdy aryanin, jeżeli nie chce porzucić swej sekty i zostać katolikiem, wysprzedać się ma i opuścić Polskę, w tem trzechleciu jednak, nie wolno mu nabożeństw swej sekty odprawiać, ani do spraw publicznych się mieszać. Sejm 1659 r. skrócił termin do 2 lat, do 10 lipca 1660 r. Oni trwali w swej sekcie, żądali dysputy, na której dowiodą, »że niewielką dyferencyę od katolickiej wiary mają«. Jakoż kasztelan wojnicki Jan Wielopolski, za wiedzą biskupa krak. Trzebickiego, zaprosił aryanów na dysputę od 10—16 marca 1660 r. do zamku swego Rożnowa pod Sączem, z Jezuitami Janem Henningem i Mikołajem Cichockim. Ten ostatni, od 20 przeszło lat wiódł walkę z aryanizmem na ambonie i w 14 książkach, 7 po łacinie i tyleż po polsku wydanych, zwano go też »młotem aryanów«; polemizował głównie z ministrem aryańskim Jonaszem Schlichtingiem z Bukowca. Dyspucie rożnowskiej prezydował kasztelan Wielopolski; ze strony katolickiej, oprócz Jezuitów, przybyło 6 duchownych, 3 szlachty i 2 mieszczan krakowskich; od aryanów 9 ministrów i szlachty. Dysputowali głównie Cichocki i prowincyał Reformatów Rychłowski z Jędrzejem Wiszowatym o Piśmie św., tradycyi, Kościele, papieżu, o bóstwie Chrystusa Pana (13—14 marca), o Najświętszym Sakramencie i chrzcie dzieci. Była to ostatnia publiczna dysputa z dyssydentami w Polsce; jak zwykle, każda strona pozostała przy swojem.
Aryanie jednak nie mieli ochoty opuszczać Polski, bo tylko niewiele rodzin jak Morsztynowie, później sławny poeta Wacław Potocki, przeszli na katolicyzm, i tych wyszydzał »jakiś minister aryański, paszkwilem po Podgórzu rozsianym«. Więc suplikowali do króla, jednali sobie wpływową szlachtę, aby na sejmie 1661 r. uchylono konstytucyę z 1658 r. Wtenczas O. Cichocki ogłosił dwie broszurki: »Obrona zacnych i pobożnych ludzi« aryanów, którzy zostali katolikami, i drugą: »Namowa do JMC. Panów koronnych, aby przy konstytucyi przeciw aryanom na sejmach uchwalonej statecznie stali i do egzekucyi przystępowali«. Kraków 1661 r. Jakoż król odrzucił suplikę, a konstytucyą majowego sejmu 1661 r. rozkazuje, »aby sekta aryańska żadnymi wymyślonymi sposobami ukrywana w państwach Królestwa polskiego i W. Ks. litewskiego nie zostawała, ale raczej prawa pomienione do egzekucyi były przywiedzione«.
Dyssydentom sejm 1658 r. przebaczył zdradę, ale piętno zdrady pozostało na nich. Katolicy uważali ich za nieprzyjaciół ojczyzny, unikali ich, gardzili nimi prawie na równi z »niewiernymi« żydami, pozywali przed sądy i na podstawie dekretu Zygmunta III-go o rewindykacyi kościołów i dóbr kościelnych, odbierali drogą sądową jeden zbór po drugim, boć te z katolickich kościołów i fundacyi powstały. Dokuczał im też gmin miejski i żaki szkolne, przeszkadzając w nabożeństwach, pogrzebach. Ściśnieni zewsząd, przesłali obszerny memoryał, w którym dwa razy wymieniają Jezuitów, występujących przeciw nim wrogo jako doradcy króla i wychowawcy młodzieży, do pełnomocników Szwecyi, Prus i Danii na kongresie oliwskim 1660 r. zebranych. Opowiedziawszy drobiazgowo swe krzywdy, domagają się zupełnej wolności kultu religijnego, przypuszczenia do godności i urzędów rzpltej i miejskich, a jeżeli być może, do połowy krzeseł w senacie i w trybunałach. Pełnomocnicy mocarstw zbyli memoryał milczeniem, tylko szwedzcy żądali powrotu aryanów do Polski. Odpowiedziano im krótko, że to być nie może.
Topnieli więc różnowiercy pod naciskiem potężniejącej od czasu obrony Częstochowy z dniem każdym pobożności katolickiej, której wyrazem uchwała sejmu elekcyjnego 1669 r.: Rex catholicus esto, tylko religii katolickiej pan może obrany być królem, królowa też »rodem i powołaniem powinna być katoliczką«. Społeczeństwo samo wyrzucało dyssydentów jako obcą narośl z organizmu swego. Za króla Michała upadek ich doszedł tak głęboko, że jak O. Pikarski w kazaniu sejmowem d. 26 stycznia 1672 r. zaświadczył: »senat polski, który przedtem bez herezyarchy nie bywał, teraz immunis ab hac pestilentia zostaje«, w izbie też poselskiej ledwo jeden lub drugi znalazł się dyssydent.
Wojny kozackie stały się grobem dla kozaczyzny. Carat zgniótł ją, zniewolił za Dnieprem; oręż polski i krwawe wewnętrzne niezgody, wytępiły ją przed Dnieprem. Z nią upadła walna podpora schizmy, która zdradzając Polskę wieszała się Moskwy, podczas gdy unici, którzy w najkrytyczniejszych chwilach stali wiernie przy królu i rzpltej, po traktacie andruszowskim 1667 r., uwolnieni od opresyi Moskwy i Kozaków, wypierali dysunitów z miast, zajmując ich cerkwie i monastery, a metropolita Kolenda z unickimi biskupami, rozpoczęli propagandę katolicką od uroczystego wprowadzenia relikwii bł. Jozafata do Połocka. Tu oni też odprawili kilka konferencyi, na których podnieśli na nowo myśl, ażeby przynajmniej metropolita otrzymał miejsce w senacie, a osoby i dobra duchowieństwa unickiego i fundacyjne dobra szlacheckie, uwolnione były od poborów wojskowych. Pierwszemu niechętny był król Jan Kazimierz i episkopat łaciński (z wyjątkiem biskupa przemyskiego Stanisława Tarnowskiego i kijowskiego Tomasza Ujejskiego), dowodząc królowi i nuncyuszowi, że »biskupom ruskim, jako mnichom bazyliańskim nie do twarzy zajmować się sprawami publicznemi«. Na drugie zezwolił sejm 1667 r. konstytucyą »O cerkwiach w Koronie i W. Ks. litewskiem«, a konfederacya jeneralna po abdykacja Jana Kazimierza 5 listopada 1668 r. pierwszy raz postawiła na równi Kościół rzymski katolicki i rytualno-grecki unicki »przy nich zawsze stawać się obowiązujemy... apostaci od wiary katolickiej, rzymskiej i unickiej... wygnaniem mają być karani«.
Żale jednak metropolity Kolendy »o przeciąganie Rusi na latynizm« głównie przez szkoły jezuickie, powtarzają się. Z polecenia Propagandy, jenerał Oliwa upomniał 11 lipca 1665 r. Jezuitów, aby »Rusinów do unii nakłaniali, ale nie nalegali (non urgere) na zmianę obrządku greckiego na łaciński«. Nie potrzeba było do tego przynaglać. Ruś bowiem XVII wieku nawet »starej greckiej wiary«, siłą wyższości cywilizacyjnej, polszczała na zabój. Akademia kijowska uczyła łaciny, a jej profesorowie pisali po łacinie i po polsku. Kazania, korespondencye kleru dysunickiego, akta i pisma szkolne, bywały coraz częściej polskie, szlachta ruska, mieszczanie zamożniejsi poza obrębem cerkwi i bractw, z rusczyzną rozstali się na dobre. Więc i do obrządku ruskiego nie przywiązywano się, zmieniano go jako »chłopski« bez niczyjego nalegania, chętnie.
Od krwawych wojen zwróćmy się do bezkrwawych walk o monopol nauczania.