Jezuici w Polsce (1908)/Rozdział 57
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Jezuici w Polsce |
Wydawca | W. L. Anczyc i Sp. |
Data wyd. | 1908 |
Druk | W. L. Anczyc i Sp. |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Tumult trwał przeszło 7 godzin, nosił znamiona potrójnej »sprawy gardłowej«, bo zniewagi Boskiego Majestatu, panującej wiary katolickiej, i gwałtu publicznego. Ponieważ podobne zbrodnie uchodziły dotąd miastom pruskim bezkarnie, więc burmistrz Roesner, zaniechawszy sądowych dochodzeń i kar na burzycieli, poprzestał na dobrowolnych zeznaniach przed deputatami rady miejskiej »dla informacyi« 28 osób, które 18 i 19 lipca wezwać kazał na ratusz. Widząc tę bezkarność Jezuici toruńscy, spisali protokoły z naocznymi świadkami tumultu, zachowując przytem wszelkie przepisy procedury sądowej. Na tej podstawie zanieśli do sądu królewskiego assesorskiego skargę przeciw »radzie i pospólstwu Torunia«, podpisaną przez rektora Kazimierza Czyżewskiego, prefekta szkół Marczewskiego i dwóch braci, Marcina Wolańskiego i Jakóba Piotrowicza jako speciales delatores. Równocześnie obesłali informacyjnymi listami senatorów i panów, oraz sejmiki przed sejmem październikowym zwołane, prosząc o wymiar sprawiedliwej kary.
Już 29 lipca król podpisał pozwanie rady miejskiej w Toruniu przed sądy assesorskie na dzień 11 sierpnia. Przerażeni Torunianie, rozrzucili po Warszawie i na sejmikach rodzaj memoryału: Status causae, des zu Thorn am 16 Juli 1724 vorgefallenen Tumultes. Uczynili to samo Jezuici w swej: Genuina Ratiocinatio circa decretum in negotio thorunensi. Na terminie 11 sierpnia stanęli, rezydent toruński Klossman, rektor Czyżewski z O. Przanowskim. Ponieważ zeznania ich były sprzeczne, więc sąd assesorski wyznaczył komisyę śledczą z 23 senatorów i szlachty złożoną; z tych 15 wybrał Toruń. Ta, ogłosiwszy prezesem swym biskupa kujawskiego Krzysztofa Szembeka, zjechała na miejsce 16 września, w asekuracyi 5 kompanii koronnego wojska, które rozłożyło się na przedmieściach Torunia. Komendę nad wojskiem objął Jerzy Lubomirski podkomorzy koronny, który przybył w 150 dragonów 14 września, i kazał sobie oddać klucze miasta. Do 14 października trwały dochodzenia, bez użycia wszelako tortur, zakończone »dekretem komisarskim«, który 67 uwięzionych osób powierzył miastu do zatrzymania w areszcie aż do wyroku sądowego, z tych zaś 15 osób polecił odstawić na sąd do Warszawy. Burmistrz, vice-burmistrz, sekretarz, rajce Maisner i Zimmerman i burgrabia Thomas, lubo obżałowani, zostawieni jednak na prośbę mieszczan, na wolnej stopie.
Sejm warszawski zajmował się od 2—10 października żywo sprawą toruńską, żądał aby ją sądzono sądem sejmowym, ale ponieważ sąd assesorski już przeprowadził śledztwo, więc zostawił ją przy nim, wydał jednak 6 listopada uchwałę, ażeby wyrok assesorski wykonany był najściślej pod osłoną wojska rzpltej. Jakoż sąd assesorski, zwiększony przybraniem przez kanclerza Jana Szembeka sędziów z sejmu, sądził sprawę toruńską od 26 października i wydał dekret podpisany przez króla 30 października, ogłoszony 16 listopada. Skazywał on na karę śmierci mieczem: burmistrza Roesnera »ponieważ śledztwa i kary za tak wielką zbrodnię zaniedbał i otwarcie sprzyjał tumultowi«; vice-burmistrza Zerneckego, ponieważ zamiast uśmierzyć tumult, strzelać kazał milicyi do studentów; Heydera, Mohaupta, Hertla, Hausa, Krzysztofa mularczyka, Bekiera guzikarza, Merza i Wąsa szewców »jako rzeczywistych napastników na cmentarz, szkoły, kongregacyą i kolegium toruńskie OO. Jezuitów, czynnych burzycieli i głównych sprawców tumultu«. Nadto 4 burzyciele, bluźniercy i obrazów świętych podpalacze: Harwiese, Schulz, Haft i Gutbort, mieszczanie, skazani na odcięcie prawej ręki, karę miecza, poćwiertowanie zwłok i spalenie przez kata za miastem. Wszelako wykonanie tych kar zależało (według starego polskiego prawa) od przysięgi delatorów, braci jezuickich Piotrowicza i Wolańskiego, lub jednego z nich, w samosześć t. j. z sześciu świeckimi świadkami, jako wymienione w dekrecie zbrodnie zostały istotnie popełnione.
Dekret skazywał dalej na lżejsze kary 43 osób, na plagi pod pręgierzem 5 osób, miasto zas Toruń na przyjęcie katolików (według konsytucyi 1638 r.) do połowy rady, urzędów, cechów i milicyi miejskiej, a dla wynagrodzenia »dyshonoru Bogu i Maryi«, na oddanie OO. Bernardynom, których w Prusach Franciszkanami obserwantami nazywano, dawnego ich kościoła N. M. P. i klasztoru, już koło 1540 r. na zbór i szkołę luterską zamienionego. Jezuitom wkońcu za wyrządzone szkody, miasto zapłaci 34.600 zł. pruskich. Wykonanie dekretu powierzone komisyi królewskiej z 20 osób, z wojewodą chełmińskim Rybińskim na czele, która przybycie swe w asystencyi wojska, zapowiedziała Torunianom na d. 5 grudnia.
Za skazanymi, zwłaszcza Roesnerem i Zerneckem, wstawiał się listem (28 listopada) zuchwale, potem przez rezydenta Schwerina, król pruski, żądając skasowania dekretu, i nowego mieszanego sądu. Wzywał też (5 grudnia) królów Anglii i Danii, aby razem z nim »przeszkodzili rozlewowi niewinnej krwi chrześcijańskiej«. Rezydent gdański Behne, zamęczał króla Augusta prośbami, nasłał nań rezydenta carskiego, którego król nie cierpiał; nuncyusz Santini i sami Jezuici wstawiali się u króla i kanclerza o ułaskawienie burmistrza i Vice-burmistrza. Gdańsk i Toruń w kornych suplikach błagały króla o łaskę. Wszystko nadaremnie, król zasłaniał się uchwałą sejmu z d. 6 listopada, która »wiąże mi ręce«.
Więc nuncyusz chwycił się innego środka, tylko że niepotrzebnie wygadał się z nim przed podkomorzym Lubomirskim. Oto z początkiem grudnia wysłał przez jednego z warszawskich Jezuitów list do rektora Czyżewskiego, nie z rozkazem, ale z prośbą »...bardzo usilnie proszę Wielebność Waszą, ażeby swoich (braci delatorów) zmusił i przykazał im, iżby względem tych dwóch mężów (Roesnera i Zerneckego) od wszelkiej akcyi się wstrzymali«. Wieść o wrzekomej inhibicyi nuncyusza rozpuścił w Toruniu sam Lubomirski, który z wojskiem wszedł tam 3 grudnia i zaprowadził stan oblężenia. Cieszyli się dyssydenci, szemrała głośno szlachta, grożąc Jezuitom, że skoro w tym głównym punkcie ustąpią, to wykonania innych punktów niech się nie spodziewają. Ale właśnie o wykonanie tych innych punktów, prosił usilnie nuncyusz Lubomirskiego w drugim liście, przez tegoż warszawskiego Jezuitę do niego wysłanym. Tymczasem co się dzieje? Poseł nuncyusza z obydwoma listami, przybył do Torunia, będącego już w mocy Lubomirskiego, i na jego rozkaz wprost od bramy wprowadzony został do niego. Wiedząc od nuncyusza o liście do rektora, zatrzymał Lubomirski obydwa listy, i dopiero po wykonaniu wyroku, doręczył list nuncyusza rektorowi.
Ten ustępując zdaniu teologów, których się radził, i naleganiom oburzonej na nuncyusza szlachty, polecił bratu Wolańskiemu, złożyć w samosześć przysięgę na wszystkich obżałowanych, według podwójnej roty w dekrecie wyrażonej, d. 5 grudnia o godz. 4 w sali sądowej, zaraz jednak prosił sędziów o darowanie życia burmistrzom, byle katolikami zostali, owszem pod tym warunkiem gotów wszystkim darować, zapomnieć krzywdy. Korzystał z tego, po długich wahaniach się, jeden Zernecke, któremu na prośby żony i szlachty chełmińskiej, komisya przedłużyła termin wyroku do 9 grudnia, a król przysłał tymczasem ułaskawienie. Na 9 innych wykonano krwawy wyrok 7 grudnia; burmistrz ścięty o 4 rano w dziedzińcu ratusza, i uczczony wspaniałym pogrzebem; reszta między 9 a 11 rano egzekwowana przez pijanego kata, na rynku otoczonym wojskiem. Tegoż dnia wieczorem komisya wykonawcza, oddała przy nader licznem zebraniu kleru i ludu, kościół Panny Maryi OO. Bernardynom.
Niesłychana w Polsce surowość toruńskiego dekretu i jego wykonania, thomisches Blutbad przez protestantów nazwana, miała swą przyczynę nie w fanatyzmie Jezuitów i Polski, ale w szalbierczym charakterze króla Augusta. Chciał on Polski dziedzicznej dla siebie, potem dla syna, gotów na uszczuplenie jej granic i w tym celu układał plany rozbioru z królem pruskim 1710 r., z carem Piotrem 1714 r., i znów z królem pruskim 1721 r.; ale ci mili sąsiedzi woleli mieć cała Polskę anarchiczną, bezsilną, niż umniejszoną, lecz silną dziedzicznością tronu i rządem. Więc po tylu daremnych próbach, powitał August sprawę toruńską jako środek do swego celu. Rozumiał, i utwierdzali go w tem ministrowie sascy Fleming i Manteuffel, że krwawy wyrok na Torunian, poruszy protestanckie dwory do interwencyi dyplomatycznej, a może nawet zbrojnej. Wtenczas on wykaże im bezsilność swą królewską wobec anarchicznej konstytucyi Polski, niech mu dopomogą do odzyskania »starej« władzy króla i senatu, a zobaczą, że przywróci protestantom, tak srodze gnębionym w fanatycznej rzpltej, prawa z XVI wieku i zupełną wolność. Stało się to, czego pragnął. Przez kilka miesiecy Prusy, Anglia, Szwecya, Dania, a nawet Rosya, zarzucały groźnemi notami króla, Polskę, cesarza Karola, powołując się na pokój oliwski, grożąc armią 50.000 ludzi, aż tu śmierć cara Piotra dnia 8 lutego 1725 r., który jeden, acz z innych pobudek, gotów był wystąpić zbrojno, rozbiła w puch sztuczne groźby i nadzieje. Jezuitom pozostało tylko odium, nienawiść spotęgowana protestanckiego świata, objawiająca się w stu kilku pismach współczesnych, pokutująca jeszcze dzisiaj w rozprawach uczonych i mowach parlamentarnych.