KABAŁA.


Najzacniejsza, kochana, poczciwa kabało,
Najniewinniejszych zabaw i rozrywek wzorze,
Tyś chwil moich samotnych towarzyszką stałą —
I że cię bardzo kocham, któż się dziwić może! —
Ty mię zawsze ratujesz od nudnej rozmowy,
I towarzystwa bliźnich moich ciężko nudnych,
Od czczych plotek, i brzęku złośliwej obmowy,
Pod postacią facecyj płaskich, często brudnych.

Kładąc cię, własnym myślom swobodnie oddany,
Bujam sobie roskosznie w fantazyi dziedzinie;
I czy żyję z przeszłością, czy przyszłości plany
Rozwijam, teraźniejszość nieznacznie mi płynie
Bez tych nieznośnych targań, któremi nas budzi
Głupstwo, co chwila wyszłe z ust kochanej braci;
A głupstwo tem przykrzejsze, że nietylko nudzi,
Lecz najmniejszą, korzyścią czasu nie opłaci.

Co mi naprzykład z tego, że mi jakaś dama,
Po raz setny opowie czyny wiekopomne
I cnoty nieboszczyka swojego Adama,
O których w dziesięć minut najpewniej zapomnę,
Ile, że o tem nawet nikt z znajomych jego
Nie pamięta, bo raczej powszechne jest zdanie,
Że to był człek rozumu nader powszedniego,
A i cnoty zażywał dość umiarkowanie.


Albo, że po raz tysiąc osiemdziesiąt wtóry,
Opisze swojej Józi naprzód urodzenie
W A.... — potem wszystko, co ten cud natury
Zrobił, zdziałał i stworzył na świata zdumienie,
Tu, i na Monte Pincio, tam i w świecie całym,
A zawsze: ja i Józia, my z Józią we dwoje....
To wszystko powiedziane owym tonem śmiałym,
Który znaczy: »Słuchajcie, bo to dzieło moje!....«

Ty mię także uwalniasz, kochany pasyansie,
Od słuchania szanownych naszych myślicieli,
Którzy się po beziku, albo preferansie,
Wzajemnie tem traktują, co gdzie usłyszeli,
Albo co który widział; otóż zbiór ciekawy
Uwag, twierdzeń, dowodzeń zdań najopatrzniejszych,
Niedoczytanych nowin, z czego znów rozprawy,
W kwestyach dla ich umysłu najniedostępniejszych.

Ludzie co nie rozróżnią walca od sonaty,
O metodzie śpiewaczki rezonują śmiało;
W jednym kącie zebrane same dyplomaty,
W drugim reformatorzy, których też nie mało;
Wprawdzie żaden nie słucha, bo wszyscy gadają,
Ale z ruchów, postawy każdego widocznie
Wnieść można o tych panach, że się wszyscy mają
Mało za kompetentnych.... każden za wyrocznię.

I słusznie, wszak marszałków samych masz już pięciu,
Nie jeden był podsędkiem, dwóch kuratorami
Szkół jakichś, a choć trudno cokolwiek pojęciu,
Jak się kraj mógł obchodzić takimi osłami,
Zawsze to matedory, licząc prezydenta,
Którego i dziś jeszcze poważane zdanie,
I którego dowodzi figurka nadęta,
Że sam się za mądrego ma też niesłychanie.


Nie maż prawa stentoru podnieść w każdym razie,
Gdzie idzie o zbadanie wszech rzeczy przyczyny,
Sztabs-rotmistrz co przesłużył lat sześć na Kaukazie,
Alboteż nauczyciel niższych klas łaciny,
Profesorem dziś zwany? — cognoscere rerum
Causas, tak im jest łatwo, jak pod dobrą porą
Wypić pół kwarty wódki po flakach z imbierem,
Lub bigosu z kapustą połknąć misę sporą.

To też tutaj dowodzą, że Paweł z Feliksem
Są łotrami, jak mało na świecie szerokim,
Tam dalej znowu Pawła zrobiono fenixem
Cnót wszystkich, a Feliksa ledwie nie prorokiem,
Tu o pani X. mowa, że rzadko jest dama
Więcej cnotą, nauką i rozumem głośna;
Zaledwieś w drugą stronę zwrócił się, taż sama
Jest baba zła, kapryśna, głupia i nieznośna.

Pasyans mój układając, nic tego nie słyszę,
A choć słyszę nie słucham, nawet gdy jest mowa
Bo Masia o Ignasiu do Monisi pisze,
I jak się Ewelinka wśród tego zachowa.
A jeśli mi się zdarzy dołożyć uwagi
Gdy mowa jest o kwiatkach trzech przy kapeluszu,
To w istocie dlatego, że rzecz takiej wagi,
Nie może być puszczona przecie mimo uszu.

Dzięki Tobie pasyansie, gdy nasze babule
Po spowiedzi, komunji, trzech mszach i nieszporze,
Pokrzepione na duchu, seraficznie, czule,
Oszczekują się wzajem w chrześciańskiej pokorze,
Ja nie wchodząc bynajmniej w rozbiór rzeczy całéj,
Równie mało ciekawy, jak krytyk nieskory,
Podziwiam tylko szczerze pożytek niemały,
Jaki przynoszą spowiedź, trzy msze i nieszpory

A nadto w głębi duszy cieszę się najszczerzej,
Że ludzie tak umieją kochać się i bawić

Niewinnie, niezłośliwie, zacnie, w dobrej wierze,
Że tak właśnie potrzeba Pana Boga chwalić;
Że tak dobrze pojmują tę miłość bliźniego,
Pierwszą jak sami twierdzą chrześciaństwa zasadę,
A że sam ją inaczej rozumiem, dla tego
Nic nie mówię, poziewam.... i kabałę kładę.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Artur Bartels.