Kamienica w Długim Rynku/XIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Kamienica w Długim Rynku |
Wydawca | Michał Glücksberg |
Data wyd. | 1868 |
Druk | J. Unger |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Minęły lata... w postępowaniu Alberta na włos się nic nie zmieniło, chociaż majątek rósł, dom kwitnął, interesa płynęły a spekulacye udawały się na podziw szczęśliwie. Resztki po Paparonach i Helmuthach zgarnięte starannie, pracą wspólną rozrobione, znowu się rozrastały i p. Albert w szarym przyodziewku z niepozorną miną, na giełdzie obudzał poszanowanie. Słowo jego stało za złoto, pięć minut nikt na niego nigdy nie czekał, ale téż i on nikomu na minutę nie przebaczył. Znano go jako nieubłaganego w sprawach pieniężnych, równie dla siebie jak dla innych.
Postać człowieka urobiła się do jego charakteru... młody wydawał się zawcześnie starym, płeć nie miała krwi, żółta pergaminowa powlekała twarz skóra, oczy były jakby zagasłe i martwe, usta zapadłe. Trzymał się zgarbiony, z głową spuszczoną w dół, z wejrzeniem w ziemię, z rękami w kieszeniach, mówił mało, pół słowami, często dla oszczędności ograniczając znaczącém głowy skinieniem.
Nie widział go nikt nigdy przy rozrywce, na przechadzce, próżnującego; pracował za cztérech, spał nierozebrany najczęściéj, jadł chodząc lub pisząc.
W tém najsurowszém życiu anachorety, dobiwszy się prawie do lat cztérdziestu, gdy już przebąkiwano że się pewnie nie ożeni nigdy (rzecz była bardzo prawdopodobna) — nagle Paparona zawiązał tajemniczo stosunku z niejakim panem Händlem, który miał tylko jednę córkę, a w Gdańsku jakoś nie najlepszéj sławy używał. Ten Händel był niegdyś małym faktorem na placu, począł od niczego, pochodził z rodziny izraelskiéj, ale się wychrzcił wprędce, zwykle rzucał się do interesów najniebezpieczniejszych, do robót nie bardzo jasnych i czystych, ale miał talent szczególny wychodzić z nich ręką obronną. Na tego rodzaju sprawach ryzykownych, zysk zawsze bywa w stosunku do niebezpieczeństwa, nie dziwiono się téż że Händel dorobił się prędko i szczęśliwie. Miał nieprzyjaciół bez liku, przyjaciela ani jednego... Człowiek był ponury, przykry, zjadliwy i pogardzający światem, aż do cynizmu. Z przyjemnością jakąś przyczepiał się do tych, których mógł męczyć i dopiekać im... Z piérwszego jakiegoś małżeństwa Händel miał jednę córkę, Maryą, panienkę nie ładną, niezbyt młodą, ale słynącą z gospodarności i rozsądku. Sława ojca, mimo że się domyślano posagu znacznego, odstręczała od niéj konkurentów. Albert nie starając się wcale, prawie w domu ich nie bywając, nagle ożenił się z Maryą Händel. Dowiedziano się o tém gdy już było po cichém weselu. Nie zmieniło ono wcale trybu życia w kamienicy na Długim Rynku... otwarto jeden pokoik dla nowéj pani, oddano jéj klucze, a jéjmość z nowym koszykiem na targ chodzić zaczęła. Przebąkiwano iż w umowie i kontrakcie o córkę Albert Paparona wymówił sobie wyraźnie ażeby teść u niego nie bywał, jakoż nigdy go w weneckim pałacu nie widywano...
W rok po ślubie dał Pan Bóg córkę młodym nowożeńcom, a we trzy potém syna...