[368]CXLVIII
Z ARABSKIEGO, WEDŁUG TŁÓMACZENIA LAGRANŻA
Pókiż przez głuche piaski i przez dzikie lądy
Mam lecieć, za gwiazdami wypuściwszy wodze?
Gwiazdy, nóg nie mające, nie ustaną w drodze,
Jak ustają znużeni ludzie i wielbłądy.
Gwiazdy patrzą się wiecznie, bo nie mają powiek,
Znużonych bezsennością, jak podróżny człowiek.
Słońce nam poczerniło oblicza i czoła,
Siwym włosom czarności przywrócić nie zdoła.
Czyliż sędzia niebieski sroższym dla nas będzie,
Niżli ziemscy, litości nie mający sędzie?
Wody mam dość na drogę; kiedy z deszczem płynie,
Zbieram ją i w skórzane zamykam naczynie.
Pędzę z gniewem wielbłądy: nie gniewam się na nie,
Lecz niech czują, że z panem idą na wygnanie.
[369]
Wyjeżdżając z Egiptu, do wielbłądów rzekłem:
«Bieżcie i przednie nogi popędźcie tylnemi»,
I opuściwszy Egipt, jak strzała uciekłem,
Przez sąsiedzkie krainy Dżars i Alalemi.
Darmo rumak arabski wyprzedzić mię żąda,
Kark jego leci w poręcz z garbami wielbłąda.
Młody mój orszak zna się dobrze ze strzałami,
Jak guślarz, co je miesza, gdy lud wróżbą mami.
Ilekroć turban zdejmą, włos czarny i długi
Wije się po ich głowach, jakby turban drugi.
Choć puchem młodocianym okryte ich skronie,
Ręka ich wali jezdce i zabiera konie.
Więcej zdobyli łupów, niż mieli nadzieję,
Jednak łup ich głębokiej żądzy nie naleje.
Ich bitwa, jak u pogan, wieczna i zacięta,
A bezpieczni pod bronią jakoby w dzień święta.
Nieme dzidy, z ich ręki wypuszczone w pole,
Nauczyły się świstać, jak skrzydła sokole.
Nie ustaną wielbłądy, chociaż się zapienią,
I depcąc Regl i Ganem, nogi uzielenią.
Bicz mój od cudzej łąki wielbląda odstraszy,
Bo tylko na gościnnej odpoczniemy paszy
Dziś Pers i Arab będzie pastwiska nam skąpił,
Bo Abu Szodża Fatik do mogiły zstąpił.
Lud egipski drugiego Fatika nie liczy,
Jego miejsca na świecie nikt nie odziedziczy.
[370]
Abu Fatik za życia nie miał równych sobie,
Dzisiaj wszyscy umarli równi jemu w grobie.
Jegom szukał mem okiem; wołał memi usty,
Cóż znalazłem dokoła? Świat głuchy i pusty.
Tam wróciłem, skąd niegdyś byłem wędrownikiem,
I znowu chcę z piórami odnowić zabawę,
Ale mię pióro czarnym ostrzegło językiem:
«Nie piórem, ale mieczem zarabiaj na sławę,
«Weźmiesz pióro, gdy rękę zmordujesz żelazem,
Pióro pracuje tylko za miecza rozkazem».
Tak mię pióra uczyły w przyjaznej rozmowie, —
Trzeba było posłuchać, z głupstwa się uleczyć,
Nie słuchałem; i teraz nie mogę zaprzeczyć,
Żem sam sobie zaszkodził, że mi braknie w głowie.
Mieczem można się tylko celu życzeń dobić;
Spytaj, czy kto na życie mógł piórem zarobić.
Gdy podróżujesz, obcy lud patrzy na ciebie,
Jak gdybyś żyć przychodził o żebranym chlebie.
Niesprawiedliwość ludzkie rozdziela plemiona,
Chociaż wyszliśmy wszyscy z jednej matki łona.
Ha! dziś inaczej będę gościnności szukać:
Wprawny do miecza, mieczem będę do drzwi stukać.
Niechaj oręż rozstrzygnie, kto karku uchyli:
Czy owi, co cierpieli, lub ci, co gnębili.
Oręża z ręku naszych wydrzeć im nie damy,
Dłoń moja nie ma drżączki, a miecz nie ma plamy.
[371]
Niechaj wzrok do bolesnych widoków przywyknie,
To, co widzisz na jawie, jak sen prędko zniknie.
Nie skarż się, bo źli ludzie z twojej skargi dźwięku
Cieszą się jako sępy z konających jęku.
Dobra wiara uciekła i osiadła w księgach,
Darmo szukać jej w ludzkich mowach i przysięgach.
Chwała Bogu wielkiemu! stwórcy mojej duszy!
Z jego łaski i trudy i nieszczęścia znoszę;
I na długiem wygnaniu znajduję rozkosze,
Kiedy inni w najsroższej dręczą się katuszy.
Nad cierpliwością moją dziwiły się losy,
Bo twardsze ciało moje, niżeli ich ciosy.
Śród teraźniejszych ludzi smutne płyną chwile,
Wolałbym żyć przed wieki, a dziś być w mogile.
Czas ojciec, będąc młodym, naszych przodków stwarzał,
A nas nikczemnych spłodził, gdy się już zestarzał.
|