Kazan/Rozdział XXVII

<<< Dane tekstu >>>
Autor James Oliver Curwood
Tytuł Kazan
Wydawca „Polska Zbrojna“
Data wyd. 1926
Druk Drukarnia „Polski Zbrojnej“
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Stanisław Poraj
Tytuł orygin. Kazan
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ŚLEPA i OSAMOTNIONA

Gdy Kazan padł na brzegu rzeki, postrzelony przez Sandy Mac Triggera, Szara Wilczyca długie godziny potem wyczekiwała na powrót swego wiernego towarzysza. Tylekroć razy powracał do niej, że spodziewała się tego powrotu lada chwila. Przywarowawszy na ziemi, węszyła nieustannie i skowytała cichutko, nie mogąc wyczuć zapachu nieobecnego. Minął dzień cały jednak, a Kazan nie wracał.
Oddawna już dla Szarej Wilczycy dzień zlał się z nocą. Mimo to wyczuwała zawsze tajemnym instynktem godziny, gdy świat przesłaniał się mrokiem, gdy księżyc i gwiazdy lśnić się były powinny wysoko w górze. Skoro Kazan był w pobliżu, ślepota nie przejmowała jej nigdy taką trwoga. Nie odnosiła wówczas wrażenia, iż pogrążona jest w otchłań nieskończonych mroków.
Teraz próżno wzywała go ku sobie. Zaleciała ją tylko w pewnej chwili ostra woń dymu od rozpalonego przez Mac Triggera ogniska na piasku. Pojela też, że ów dym i człowiek, co rozniecił ogień, są przyczyną nieobecności Kazana. Nie śmiała się jednak zbliżać nadmiernie, choćby najciszej nawet stąpając. Umiała czekać cierpliwie i ufała, że towarzysz jej powróci nazajutrz. Położyła się wreszcie w gąszczu pod krzakiem i zasnęła.
Po ciepłym promieniu słońca odgadła, że już rozedniało. Niepokój wówczas przeważył jej wrodzoną przezorność, to też porwawszy się na łapy, podążyła ku rzece. Wonie dymu i człowieka rozwiały się tymczasem, szła jednak za dolatującym ku niej pluskiem fal.
Przypadek sprawił, że natrafiła na trop swój własny i Kazana, pozostawiony w przeddzień, gdy oboje szli się napić nad brzegiem rzeki. Poszła za nim i bez trudu odnalazła miejsce na łasze piasczystej, gdzie Kazan postrzelony padł i gdzie Mac Trigger obozował.
Odszukała tam węchem zakrzepłą krew psa, zmieszaną z wonią człowieka w jego śladach na piasku. Odnalazła dalej pień drzewa, do którego towarzysz jej był przywiązany, popielisko po roznieconym na łasze ogniu i doszła aż do wody za śladem Kazana, gdy go Mac Trigger wlókł. Tu urywała się już nić przewodnia.
Szara Wilczyca siadła wówczas na zadzie, zwróciła oślepły pysk ku niebu i rzuciła w powietrze przeciągły zew, jakby łkanie rozpaczy, które wiatr poniósł w oddale. Wróciła potem z łachy do nadbrzeżnych zarośli i położyła się tam pod krzewem z pyskiem zwróconym ku rzece.
Zaznała już przedtem, czem jest ślepota, teraz zaś zaczynała pojmować, czem jest osamotnienie, przejmujące bezmiernym lękiem. Cóż pocznie odtąd sama, bez tkliwej opieki swego towarzysza?
Posłyszała w pewnej chwili o parę jardów opodal gdakanie leśnej kuropatwy i wydało się jej, jakby ją ten głos doleciał skądeś z innego świata. Mysz leśna prześliznęła się jej pomiędzy przedniemi łapami. Usiłowała ją pochwycić, ale natrafiła pyskiem na jakiś kamyk; mysz uciekła.
Ogarnęło ją wówczas przerażenie. Zwarła się cała w bezmiernym dygocie, jakby chroniąc się przed szalejącym mrozem. I ogarnięta lękiem na myśl o owym mroku, jaki ją spowijał, poczynała trzeć łapami zawarte na zawsze ślepia, pragnąc je jakgdyby rozewrzeć na światło dzienne.
W ciągu popołudnia zaczęła błądzić po lesie. Wkrótce jednak znowu ją strach ogarnął i skłonił do powrotu na piasczyste wybrzeże, gdzie się ponownie przytuliła do drzewa, pod którem Kazan przespał swą noc ostatnią na uwięzi. W miejscu tem czuło się wyraźniej niż gdzieindzej woń, jaką pies pozostawił po sobie; tam też widać było na piasku krwawe ślady.
Po raz drugi wzeszło słońce, którego nie widziała oślepła, osamotniona Szara Wilczyca. Zachciało się jej pić, podeszła więc do brzegu i długo chłeptała wodę. O jedzeniu nie pomyślała nawet choć już od dwóch dni nic nie jadła.
Nie była w stanie dostrzec, że świat nagle spowiły mroki, że w chaosie pędzonych wiatrem chmur czaiła się burza. Wyczuwała jednak parność w powietrzu, denerwujące wpływy elektryczności, jaką atmosfera była przeładowana, a która wyładowywała się w zygzakach błyskawic.
Wnet potem całun żałobny przesłonił całe niebo aż po widnokrąg, grom zahuczał; wilczyca przytuliła się lękliwie do pnia drzewnego.
Przez długie godziny burza srożyła się ponad nią, rycząc piorunami, wyjąc wichrem i płacząc ulewnym deszczem. Gdy wreszcie uciszyło się na świecie, Szara Wilczyca otrząsnęła się z wody i myśląc zawsze o Kazanie, który obecnie był już od niej daleko, poczęła z powrotem węszyć ślady na piasku. Nawałnica jednak zmyła wszystko, zarówno krew jak i woń Kazana. Nie zostało po nim ani śladu, ani wspomnienia.
Przestrach Szarej Wilczycy wzmógł się jeszcze bardziej; nadomiar złego poczuła, że głód jej skręcać zaczyna wnętrzności. Postanowiła więc ruszyć znów z nad brzegu rzeki w las na poszukiwanie.
Po wielekroć razy wpadała węchem na trop zwierzyny; ta jednak zawsze się jej wymykała. Zdarzyło jej się nawet, że pazurami wykopała z nory mysz polną, która jednak zdołała uciec jej już z przed pyska.
Wygłodniałemu stworzeniu przyszedł wreszcie na myśl ostatni posiłek, spożyty razem z Kazanem. Był to ogromny królik, którego zjedzono zaledwie połowę. Od miejsca tego dzieliła ja jakaś mila czy dwie.
Zaostrzone naderwszystko powonienie i ów zmysł wewnętrzny orjentacji, tak potężnie rozwinięty u dzikich zwierząt, doprowadził ją przecież do tego właśnie miejsca poprzez las, skały i zarośla prostą drogą, tak właśnie jak gołębia, powracającego do gołębnika.
Uprzedził ją tam biały lis. W miejscu, gdzie Kazan ukrył był królika, odnalazła zaledwie parę strzępów skóry i trochę sierci. Co pozostawił lis po sobie, uprzątnęły z kolei łosiowe ptaki i sójki kanadyjskie. Z pustym brzuchem powróciła więc Szara Wilczyca nad rzekę, ciągnącą ją niezwalczenie do siebie.
Następną noc przespała na tem samem miejscu, gdzie spał Kazan i po trzykroć nawoływała go, zawsze jednak napróżno. Rankiem spadła rosa obfita, któraby zmyła niezawodnie resztę woni po zaginionym, gdyby po burzy zostały były jakieś jeszcze ślady. Mimo to jednak jeszcze przez trzy dni Szara Wilczyca uparcie trzymała się tego miejsca.
Czwartego dnia głód jej tak począł doskwierać, że chcąc go oszukać, obgryzała korę z młodych wierzbowych pędów. Przypadkiem dopiero, pijąc wodę z rzeki, natknęła się pyskiem na piasku nadbrzeżnym na jednego z owych wielkich mięczaków, jakie napotyka się w rzekach Northlandu, a których muszla przypomina formą grzebień kobiecy; stąd też pochodzi ich nazwa.
Wydobyła mięczaka łapami na piasek a że się muszla zamknęła, więc ją rozgryzła w zębach. Mięso zasmakowało jej bardzo, zaczęła więc poszukiwać w dalszym ciągu owych „grzebieni“ i znalazła ich tyle, że mogła była nasycić się niemi wybornie. Została też tam jeszcze przez trzy dni.
Następnie nocą rozdzwonił się w powietrzu zew jakiś, przejmując ja dziwnem drżeniem. Wstała i dygocąc całem ciałem, zaczęła biegać tam i z powrotem po piasku, zwracając się to ku północy, to ku południowi, to znów na zachód i na wschód. Ze łbem zadartym do góry węszyła i nasłuchiwała, jakby chcąc sobie zdać sprawę, z którego punktu na widnokręgu dolatywał ku niej ów zew tajemniczy.
A zew dochodził zdaleka, z bardzo daleka, poprzez cały Wilderness. Płynął on z Sun Rock‘u, gdzie tak długo przebywała razem z Kazanem; z Sun Rock‘u, gdzie straciła wzrok, gdzie ciemność, ogarniająca ja teraz powszędy, po raz pierwszy zaciężyła nad jej powiekami. Do tego to odległego miejsca, gdzie przestała widzieć światło i życie, gdzie słońce przestało się jej ukazywać na lazurze nieba, gdzie gwiazdy i księżyc przestały jej świecić nocą, — do tego to miejsca przenosiła się myślą, pełną żałości i rozpaczy. Tam niechybnie, wyobrażała sobie, powinien być Kazan. Nie bacząc więc na ślepotę i głód, nie bacząc na wszystkie przeszkody, jakieby napotkać mogła po drodze, pobiegła tam, porzucając znajome wybrzeże. O dwieście mil stamtąd był Sun Rock; tam też dążyła.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: James Oliver Curwood i tłumacza: Stanisław Koźmiński.