Kiermasy na Warmji/Kiermas warmijski

<<< Dane tekstu >>>
Autor Walenty Barczewski
Tytuł Kiermasy na Warmji
Data wyd. 1923
Druk Czcionkami drukarni „Gazety Olsztyńskiej“
Miejsce wyd. Olsztyn
Źródło skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
V.
Kiermas warmijski, to zabytek dawniejszej patryarchalnej gościnności.

Braterski współudział pomiędzy ludnością warmijską i gościnność staropolska, uwydatniająca się głównie przy odwiedzinach przyjaciół i krewnych w większe święta i na uroczystościach domowych: „bankiecie“, weselu i pogrzebie, a najwięcej może na odpustach zwykle w letniej porze, do których zawsze suta, a niekiedy i wspaniała przyłącza się uczta, dały mi powód do szczegółowego opisania „kiermasu“ warmijskiego.
U nas każdy cieszy się na kiermas. Tam się zobaczy z całą rodziną swoją — tam się wspólnie nagadają, tam się sobie „naradują“ — tam się sobie poskarżą, — tam jeden drugiego pożałuje — jeden drugiemu doradzi; — tam się dobrze najedzą i napiją — tam się doskonale naśmiją i wybornie zabawią. Ale może niejeden nie wie, co tu nazywamy „kiermasem“.
Wyraz ten wprawdzie pochodzi z niemieckiego „Kirmess-Kirchmess“ (odpust poświęcenia kościoła lub patrona), lecz rzecz sama jest wiele starszą. Bo gdyśmy jeszcze nie mieli tej przyjemności, zapoznać się bliżej z naszymi zachodnimi sąsiadami, mieliśmy już nasze „kiermasy“, lecz pod inną nazwą.
Zjeżdżają się bowiem i chodzą i u nas przy pewnych okazjach krewni i przyjaciele do jednego, który się dobrze na to przygotował i gości swych przyjął serdecznie, po bratersku — nie tak, jak pewni ludzie, którzy nawet fajeczki z ust nie wyjmą, ani nie wstaną od dzbana z piwskiem, jeżeli „niezameldowany gość się do nich trafi“ — słowem na „kiermasach“ warmijskich uwydatnia się ta sama gościnność polska, z której od niepamiętnych czasów nasi przodkowie słynęli. Jest to niezbity dowód, że nasza Warmja była i jest polską, bo zachowała mimo wiekowego nacisku, starożytne obyczaje i narzecza polskie.
W dziejach ojczystych czytamy, że przeszło tysiąc lat temu żył w Kruświcy nad jeziorem Gopłem kmieć, to jest gospodarz, nazwiskiem Piast z poczciwą żoną, a dobrą gospodynią Rzepichą. Oprócz gospodarstwa, które bardzo dobrze prowadził, robił jeszcze koła i wozy, to jest był kołodziejem. Że zaś był uczciwym i pracowitym, wszyscy go bardzo szanowali. A gdy syn jego, jedynak, rozpoczynał rok siódmy, wyprawił Piast swym przyjacielom duży „kiermas“ z okazji postrzyżyn. Postrzyżyny były u pogańskich przodków naszych obrządkiem wielkiego znaczenia zwłaszcza jeżeli przedmiotem ich był najstarszy syn w rodzinie.
Zwykle do lat siedmiu pozostawał chłopiec pod opieką matki i nie strzyżono mu włosów. Dopiero w siódmym roku zapraszano krewnych na ucztę, dawano chłopcu imię i nową suknię, obcinano włosy i odtąd przechodził pod opiekę ojca; zgromadzeni zaś na ucztę przyjmowali go do swojej rodziny, obiecując w razie śmierci ojca opiekę nad młodym chłopakiem.
Czytamy w historji dalej, że podczas łych postrzyżyn, które nazwać można „pogańskiemi chrzcinami“, przyszli do Kruświcy z dalekich krain dwaj podróżni, których Piast przyjął jako swoich gości — po przyjacielsku. Mówią, że to byli aniółowie, którzy przepowiadali, że syn Piasta kiedyś zostanie królem i rządzić będzie potężnym ludem i rozległą ziemią. I też tak się stało. Syn Piasta, Ziemiowit, obrany został królem polskim około roku 860 po narodzeniu Chrystusa Pana. Jakby na słowo tych aniołów zaczęło do naszego kołodzieja coraz to więcej przybywać gości, tak że żona jego bardzo się zakłopotała, czem poczęstuje tylu ludzi. Lecz ile razy weszli do komory, aby wynieść nowy poczęstunek, to zamiast żeby ubyło mięsa, chleba, napoju, to coraz więcej przybywało. Aż w końcu Piast, domyślając się, że to ci podróżni musieli jakiś cud sprawić, chciał im za to podziękować, ale oni nagle zniknęli.
Opowiadam to podanie naumyślnie dokładniej, bo ta uczta Piasta to istny nasz „kiermas“ warmijski. I u nas istnieje jeszcze ten ścisły węzeł rodzinny. Krewni z okolicy, a częstokroć i z dalszych stron, zjadą się na odpust do kościoła, a po kościele do przyjaciela, w którego parafji odpust przypada, i weselą się i radują, pouczają się i pocieszają. Skrzętna gospodyni uwija się chuciusieńko, wynosi z komory, z kuchni — a gospodarz z piwnicy; i zawsze jest co — nigdy nie wychodzi, jak gdyby anieli mnożyli, jak niegdyś u Piasta. A odjeżdżającym dostanie się jeszcze po „kuchu“, albo i więcej. Jest to doprawdy rzecz dziwna z tą naszą gościnnością. Oczywiście spoczywa na niej błogosławieństwo Boskie.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Walenty Barczewski.